Empire of the Clouds – Iron Maiden
Joanna stała pośrodku pokoju córki, ściskając w rękach otwarty list. Próbowała uspokoić lawinę nawiedzających ją myśli, ale na razie poczuła się tylko coraz gorzej. Miała wrażenie, że nie widzi już treści zapisanej na śnieżnobiałej kartce, litery zaczynały się zlewać, a żadne z zapisanych słów nie miało dla niej sensu. Nie zorientowała się nawet, kiedy jej oddech przyspieszył na tyle, że zaczęło jej się kręcić w głowie.
Z letargu w którym trwała, wyrwało ją kwilenie dochodzące z łóżeczka. Chyłka ocknęła się na tyle, by zrobić kilka kroków w przód i chwyciła się metalowej poręczy łóżeczka, wypuszczając list z ręki. Zamrugała, starając się jednocześnie uspokoić oddech i spojrzała w dół. Aleksandra natychmiast wyciągnęła ku niej swoje małe rączki, uśmiechając się i dalej kwiląc w sobie tylko znanym języku.
Joanna odruchowo wyciągnęła ręce ku córce, ale czując nadal zawroty głowy, jedną rękę cofnęła by znów przytrzymać się poręczy, a drugą zaczęła delikatnie głaskać brzuszek Aleksandry. Dziecko pisnęło radośnie, ale przewijający się przez jej dziecięcą twarzyczkę wyraz zniecierpliwienia sugerował, że zgłodniała podczas drzemki.
Chyłka po chwili wreszcie doszła do siebie i wzięła Aleksandrę na ręce. Przeszła z nią do kuchni, gdzie jakiś czas temu zaczęła przygotowywać dla niej mleko. Kiedy butelka była już gotowa, wróciły do pokoju dziewczynki i Chyłka usiadła z nią w fotelu przy oknie. Dziewczynka przylgnęła do butelki z ulgą. Joanna zanuciła pod nosem ukochany riff z Afraid to shoot strangers, starając się skupić na dziecku, a nie na leżącym pod jej łóżeczkiem liście.
Jedną z wielu cech, jakie Aleksandra po niej odziedziczyła, był wilczy i nieposkromiony wręcz apetyt – dziewczynka rzucała się na mleko z takim samym zapałem jak Chyłka na mięso. Niedawno Kordian próbował nakarmić ją jakąś „uwielbianą przez wszystkie dzieci" wodnistą kaszką – Aleksandra była jednak równie konserwatywna jak jej matka jeśli chodzi o jedzenie; Chyłka nie omieszkała wytknąć mu, że „ich córka nie jest jak wszystkie dzieci" i nie będzie wykorzystywał jej do kuchennych eksperymentów.
Przyglądała się uważnie jedzącemu dziecku, starając się zliczyć, jak bardzo zmieniła się Aleksandra od kiedy wyszły ze szpitala. Nie była już tą delikatną kruszynką, przypominającą małą larwę za szybko wyciągniętą z bezpiecznego kokonu – teraz była słodkim niemowlęciem, z wielkimi błękitnymi oczami i długimi, ale niemal przezroczystymi włoskami. Była idealna – a ciężki początek życia na tym świecie nie zostawił na niej żadnego śladu. Rosła i rozwijała się, jakby jej narodziny przebiegły zupełnie normalnie.
Pochyliła się i pocałowała delikatnie córkę, po czym znów jej wzrok uciekł do listu leżącego pod łóżeczkiem. Bo tak, jak jej córka rozwijała się i nabierała siły, tak Chyłka przez ostatnie tygodnie słabła i sił nie odzyskiwała. Przeszył ją zimny dreszcz, kiedy powoli zaczęło do niej docierać, że brakujące elementy życiowej układanki wyjątkowo sobie z niej zadrwiły.
O tym, kto jest ojcem Przylepy, powiedziała Kordianowi tego wieczoru, gdy wyszły ze szpitala. Oryński przyjął to ze stoickim spokojem. Joanna nie wiedziała, czy chce informować Williama McVay'a o tym że został ojcem, ale nie wahała się powiedzieć tego Harry'emu. Oryński z kolei co jakiś czas przebąkiwał jej o tym, by nie ukrywała tego faktu przed młodym McVay'em. Sprawa jednak rozwiązała się samoistnie – kiedy kilka tygodni po powrocie do domu Kormak zjawił się w mieszkaniu przy Argentyńskiej z wiadomością, że William nie żyje i Harry wyjechał do Anglii zająć się pogrzebem. Jego śmierć była tak samo zagadkowa, jak – wstyd było przyznawać – wygodna, ale opieka nad niemowlęciem i wszystko co, to składało się na układanie życia na nowo, pochłonęło ich do reszty. Czas biegł im teraz od szczepień do wizyt kontrolnych, a ogóle osłabienie Chyłki też spowalniało ich dni; dlatego, gdy Harry wreszcie wrócił z Londynu i nalegał by spotkać się jak najszybciej, przyjęli go na Argentyńskiej jeszcze tego samego wieczoru.
Aleksandra najadła się wreszcie i natychmiast zainteresowała się sygnetem z podobizną Eddiego, zdobiącego dłoń Chyłki. Joanna odstawiła butelkę i sięgnęła po pluszowego Eddiego, maskotkę dziewczynki.
Harry odwiedził ich tydzień temu; w żałobie po synu ulżył mu nieco widok maleńkiej wnuczki. Niestety, wiadomości które im przekazał, zdawały się wciąż odbijać echem po ścianach mieszkania.
William zmarł z powodu za późno zdiagnozowanej i nieleczonej białaczki wywołanej wirusem HTLV. Old Man poradził im, zwłaszcza widząc przemęczenie wyrysowane na twarzy Joanny, natychmiast się przebadać.
Aleksandra powoli zaczynała mrużyć oczy, gdy usłyszały zza drzwi szczęk kluczy, a po chwili do mieszkania wszedł lekko zdyszany Kordian.
Joanna podniosła Aleksandrę na ramię by ta nie zasnęła od razu, ale dalej nie ruszała się z fotela. Słyszała, jak Kordian rozbiera płaszcz i odstawia jakieś reklamówki po kuchni, a potem od razu kieruje się do błękitnego pokoju.
Starał się kryć przed nią swoje zdenerwowanie, ale i tak wzajemnie wyczuwali swoje napięcie. Mimo tego, kiedy szedł w jej stronę, uśmiechał się jakby patrzył na największy cud świata.
Pochylił się i pocałował ją, a potem ostrożnie cmoknął w czółko Aleksandrę.
- Przyszły wyniki – powiedziała od razu beznamiętnym głosem, który zaskoczył nawet ją samą. – Ty i Przylepa jesteście zdrowi.
- A co z tobą? – zapytał natychmiast, przestając się uśmiechać.
- Tam leżą – szepnęła, wskazując brodą na łóżeczko.
Kordian natychmiast się odwrócił i podniósł list, ale i bez tego czuł, co Joanna miała mu przekazać.
Oryński wpatrywał się przez chwilę w list, po czym rzucił go na podłogę i podszedł do Chyłki, kucając przed fotelem.
- To tylko wyniki, musimy to skonsultować – powiedział, kładąc ręce na jej udach.
- Mam raka, Zordon – wyszeptała, ale teraz beznamiętny ton zaczynał znikać, a głos jej drżał. – William mnie zaraził. To jakiś pierdolony cud, że Aleksandra jest zdrowa, a ja nie mogłam jej karmić.
Dziewczynka zamruczała jak na zawołanie. Chyłka przytuliła się policzkiem do córki, nie odrywając wzroku od Oryńskiego. Kordian wyciągnął prawą rękę i położył swoją dłoń na dłoni Chyłki, którą trzymała na pleckach Aleksandry.
Ostatnie trzy tygodnie bez wahania nazywała w myślach swoimi najlepszymi w życiu. Powoli otrząsała się z szoku, że wszystkie wydarzenia poprzedzające narodziny Aleksandry, wszystkie życiowe tąpnięcia i porażki, najgłupsze – poprawka, spontaniczne – decyzje – doprowadziły ją i Zordona do tego momentu. Codziennie rano budził ją płacz dziecka domagającego się karmienia, ale zanim zwlekała się zaspana z łóżka, musiała najpierw wyplątywać się z ramion Oryńskiego; kiedy robiła to zbyt gwałtownie, Kordian po chwili, włócząc nogami niczym zombie, przynosił jej czarną jak smoła kawę do pokoju Aleksandry i całował ją tak, jakby nie widzieli się przez wieki. Uwielbiała patrzeć, jak czeka aż Aleksandra skończy jeść i bierze ją na ręce, opowiadając jej co będzie dziś robił w pracy. Kiedy odkryła, że najpopularniejszy polski rockowy sklep z gadżetami na mnóstwo ciuchów dla niemowlaków, wykupili chyba z pół asortymentu; Kordian śmiał się, że rockowa garderoba Aleksandry ostatecznie przypieczętuje jej przeznaczenie i będą musieli szukać glanów, gdy mała pójdzie do przedszkola. Maleństwo uwielbiało zasypiać leżąc na matce i słuchając najnowszych wyroków. Ich życie kręciło się teraz wokół ich trójki – oczywiście, były kryzysy, wciąż się ze sobą docierali. Ale wszystko to wprowadzało na Argentyńską niespotykany tam dotąd... spokój. Który mącił jedynie osłabienie Chyłki i wiadomość o śmierci młodego McVaya.
Joanna niechętnie oderwała wzrok od Oryńskiego i spojrzała w górę, mrugając szybko. Pieprzone hormony wciąż dawały o sobie znać w najgorszych momentach. Normalnie wcale by się tak nie przejmowała...
Kordian natychmiast przysunął się bliżej i chwycił jej twarz w dłonie, zmuszając ją by na niego spojrzała.
- Wygramy tą sprawę – powiedział pewnym głosem.
- Ja pierdolę... - żachnęła się. - Robiłam wszystko, by mieć jako takie życie, a dostałam od losu was... Nie chcę umierać, Kordian. Nie teraz.
CZYTASZ
Chyłka - inaczej
FanfictionMoje gdybanie o tym, jak wyobrażam sobie serię po zakończeniu „Oskarżenia" w inny sposób. Uwaga - nie trzymam się w 100% kanonu - możecie przeczytać wiele „retrospekcji". Z szacunku i uwielbienia wobec pracy wykonanej przez Remigiusza Mroza, naginam...