Głupi, głupi, głupi

797 33 9
                                    

Bartek

Siedziałem na krześle koło szpitalnego łóżka Faustynki. Wczoraj gdy zemdlała, chłopaki zaczęli bić tego typa. Później go obezwładnili, a Hania wezwała ochronę. Razem z Julitą zostali złapani i zabrani, huj wie gdzie. Ja cały czas byłem koło nie przytomnej Fausti. Płakałem i modliłem się do wszystkich bóstw tego świata, żeby nic jej nie było. Niestety upadła tak nie fortunnie, że z nosa zaczęła lecieć jej krew. Nie mogliśmy jej zatamować. Wezwaliśmy karetkę, a Wika ubrała na jej nagą klatke piersiową szlafrok. Tulilem jej bezwładne ciało rozpaczliwie prosząc żeby się obudziła.

Kurwa! Dlaczego ją wtedy zostawiłem? - to pytanie cały czas krążyło po mojej głowie;  ciągłem za końcówki swoich włosów.

Razem na sali ze mną siedziała reszta. Hania, świeży i Wika pogrążeni we śnie. Ja i Patryk nie spaliśmy. Przesiedziałem tu całą noc, ani razu nie zasypiając. Fausti złamała nos i była operowana, a teraz była w stanie śpiączki. Chciałem być przy niej gdy się obudzi. Moje krzesło było blisko jej łóżka, tak więc moja głowa leżała na poduszce obok mojej ukochanej.

- Japierdolę, dlaczego ja ją zostawiłem samą? Obiecałem ci, że będę ją pilnował, a później jak ostatni zjeb poszłem się bawić. Przepraszam, zjebałem. - powiedział Patryk.

- Ja też mogłem zostać przy niej. Przecież wiedziałem do czego ten debil jest zdolny, a i tak ją zostawiłem. Samą na pastwę losu. - ostatnie zdanie powiedziałem łamiącym się głosem. Z moich oczu wytrysnęły strumienie łez. Łkałem cicho. Głupi, głupi, głupi.

Przy każdym mrugnięciu znów widziałem ją w basenie. Mocno fioletowy policzek, czerwone oczy od łez, rozpaczliwy wzrok, coraz bardziej siniejącą twarz i białe, od odciągania rąk tego oblecha, knykcie.

Na huja był mi ten koktajl, po który poszedłem. Stałem w kolejce dobre 20 minut, tylko po to żeby usłyszeć znudzony głos kasjerki mówiący „Sory młody, skończyły się".

Wplotłem palce w rękę Faustynki i zacisnąłem. Łkałem jak nigdy. Płakałem bo bałem się o moją ukochaną. Bałem się, że mnie znienawidzi.

Nagle poczułem, jak naszę ręce się zaciskają. Podniosłem głowę i przez łzy zobaczyłem zmrużone oczy Faustynki. Wstała. Podniosłem się energicznie przez przypadek wywracając krzesło.

- Bartek? Gdzie ja jestem? - powiedziała słabym głosikiem.

- Faustynka, nawet nie wiesz jak się cieszę że wstałaś. Jesteś w szpitalu. Lekarze się tobą zajęli, już jesteś bezpieczna. - powiedziałem i poglaskalem ją po głowie. Moja łza skapnęła na jej ranny prawy policzek. Starła ją przy tym sycząc z bólu. To był ten policzek, który wyglądał najgorzej.

- Kurwa Fausti, żyjesz! - krzyknął Patryk podchodząc do łóżka.

- Nie mogę was jeszcze zostawiać samych. - zaśmiała się cicho.

Tak bardzo cieszyłem się, że wstała, że ma siłę z nami porozmawiać, a nawet się pośmiać. Schyliłem się i przytuliłem lekko jej ciało. Ona podniosła dłonie i poglaskała mnie po włosach. Pocałowałem jej policzek i wstałem ocierając łzy. Zawołałem doktora, jak kazał wcześniej, a on dolał jej świeżej kroplówki. W między czasie obudziła się resztą naszych znajomych i zaczęliśmy rozmawiać.

- Co jest teraz z tą dwójką? - zapytała Faustynka mając na myśli Julitę i tamtego oblecha.

- Z tego co wiemy zostali przesłuchani na komisariacie, a teraz czekają na sprawiedliwość w areszcie. Policjant kazał do siebie zadzwonić jak poczujesz się na tyle dobrze, by złożyć zeznania. - powiedział Świeży.

- Już czuję się dobrze, mogę jechać na komisariat.

- Nie! - krzyknęliśmy wszyscy, na co dziewczyną się słabo zaśmiała.

- Może my pójdziemy po coś do jedzenia na stołowkę, a wy sobie porozmawiajcie, gołąbeczki? - zaproponowała po chwili Wika.

Zgodziliśmy się, a cała reszta wyszła z sali. Musiałem wytłumaczyć wszystko Faustynce i przede wszystkim ją przeprosić.

~~~
567 słów.
Podoba się?
Buziaki🤍

Pocałunek pod gwiazdami - FartekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz