🪸dwa🪸

107 5 3
                                    

Dziewczyna od razu poderwała się do góry, odrzucając na bok kołdrę. Chwyciła różdżkę, zastanawiając się, czy powinna już zawołać matkę, czy dopiero za chwilę. Śmierciożerców z roku na rok robiło się coraz mniej, ale wciąż pamiętała sytuację, gdy ledwo uszli z życiem, gdy ich dom został zaatakowany trochę ponad dziesięć lat temu. Mieszkali wtedy w Shell Cottage i wątpiła, by kiedykolwiek zapomniała o tym, jak matka obudziła ją w środku nocy. Dała jej do rąk Louisa, który był jeszcze niemowlęciem, złapała ją i Dominique, po czym teleportowała ich do domu Potterów. Jednym zdaniem wyjaśniła im całą sytuację, zostawiając dzieci pod opieką Ginny, a sama wraz z Harrym wróciła do Bill'a. Przez pierwsze dwie godziny Dominique bawiła się z kuzynami, podczas gdy Louis został na powrót uspany przez Ginny. Później gdy większość dzieci poszła spać, Victoire nadal siedziała na kanapie w salonie, przytulana przez Teddy'ego, który mimo, że równie jak ona, nie za bardzo miał pojęcie co się dzieje, nie chciał zostawiać przestraszonej przyjaciółki samej. Ginny zastała ich razem śpiących na kanapie i tylko się uśmiechnęła na ten widok. Rodzice i Harry zjawili się kilka godzin później, ale ze smutkiem Bill oznajmił siostrze, że nie mają do czego wracać. Teraz mieszkali w Hastings, tuż przy plaży, z dala od mugoli, a ich dom był otoczony niezliczoną ilością zaklęć ochronnych. Nawet gdyby ktoś chciał, nie mógłby się dostać do domu, o ile właściciele go nie wpuścili.

Victoire stanęła przy łóżku, mocno trzymając różdżkę. Delikatnie nią machnęła i ciężkie zasłony minimalnie się rozsunęły, ukazując...

— Vic, nie żeby coś, ale jest trochę zimno — zaczął Teddy, szczękając zębami, gdy tylko ujrzał przez szybę dziewczynę. Uśmiechnął się szeroko, gdy podbiegła do drzwi prowadzących na balkon. Otworzyła je i wciągnęła chłopaka do środka tak szybko, że aż upuścił swoją miotłę.

— Ted, czyś ty zwariował do reszty? — zganiła go, ale chłopak nadal się uśmiechał. Machnęła różdżką i zapaliła się duża świeca stojąca na biurku. Victoire szybko zgarnęła koc z łóżka i zarzuciła go chłopakowi na ramiona, po czym stanęła przed nim, zakładając ramiona na piersi. Weasley nie była niska, ale sięgała mu tylko do ramion i miała na twarzy wściekłą minę, przez co Lupin mimowolnie parsknął śmiechem. — Bawi cię coś? Czy ty wiesz...

— Owszem — odpowiedział Ted, chichocząc. Victoire od razu zmiękło serce na ten dźwięk. Ted był jedyną znaną jej osobą, która śmiała się w ten sposób. — Nawet nie wiesz jak uroczo wyglądasz, gdy tak robisz — powiedział, kładąc dłonie na jej policzkach. Gdyby nie fakt, że już chwilę temu poczerwieniała ze złości, zobaczyłby, że zarumieniła się na jego słowa.

— Nie możesz robić sobie takich wycieczek w środku nocy! — syknęła, uderzając go w rękę. Ted zabrał dłonie i przewrócił oczami, unosząc kącik ust. — Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie to niebezpieczne. Mogło ci się coś stać! Czy Harry i Ginny w ogóle wiedzą, że tu jesteś?

— James wie — rzucił Teddy, szczerząc się. Victoire spojrzała na niego z niedowierzaniem i to też by skomentowała, gdyby chłopak dał jej czas na odpowiedź. — Byłbym wcześniej, okej? Ale James wymusił na mnie mecz jeden na jeden i trochę nam się przeciągnęło — wyjaśnił, a dziewczyna wymamrotała kilka przekleństw pod nosem.

— Ted, ty zdajesz sobie sprawę z tego, jak to jest daleko? — zapytała retorycznie, już chcąc nawijać dalej, ale chłopak wciął jej się w zdanie.

— A wiesz, że tak? Przeleciałem całą tą drogę na miotle — odparł, uśmiechając się szeroko. Victoire kontynuowała dawanie mu reprymendy, pilnując by za bardzo nie podnieść głosu, aby nie zwrócić uwagi Fleur, która zapewne krzątała się jeszcze po kuchni. Uwaga Teda jednak skupiła się na ustach dziewczyny. Obecnie znał tylko jeden sposób, by ją uciszyć, ale wiedział, że mogłoby mu się za to oberwać.

Underneath the waves {Teddy Lupin}. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz