🪸dwadzieścia pięć🪸

55 6 0
                                    

— Vic, wstawaj. — To były pierwsze słowa we wtorkowy poranek jakie usłyszała Victoire. Irytował ją każdy możliwy, choćby najcichszy dźwięk, ale i tak była wdzięczna Merlinowi, że budziła ją spokojna Cornelia, a nie roztrzepana Angie, która właśnie biegała po pokoju.

— Nie chcę — wymamrotała blondynka, z twarzą połowicznie wciśniętą w poduszkę. Jej długie włosy były rozrzucone we wszystkie strony i ułożenie ich z pewnością zajęłoby dużo czasu, ale to dzisiaj nie było jej priorytetem.

— Nie uczyłaś się tak dużo, żeby teraz zaspać na ten sprawdzian. Wstawaj.

Chcąc nie chcąc Victoire musiała przyznać przyjaciółce rację. Spędziła w łóżku jeszcze tylko dwie minuty, a potem niczym zombie się podniosła. Ubrała się w mundurek, zrezygnowała z jakiekolwiek makijażu, a włosy związała w wysoki kok. Wychodząc nie spojrzała nawet w lustro, obawiając się co może tam zobaczyć. W milczeniu zeszły do pokoju wspólnego, w którym kręciło się tylko kilka osób. Zanim jednak doszły do drzwi, usłyszały znajomy głos.

— Victo... o Merlinie, dobrze się czujesz? — zapytał przejęty Frank, który dopiero co podszedł i zobaczył dziewczynę. Ta jedynie uniosła brew, jakby pytała czy coś mu w niej nie pasuje. Frank się nie zraził i delikatnie dotknął jej czoła, podczas gdy Cornelia i Angie pokazały przyjaciółce, że dadzą im trochę prywatności, po czym czmychnęły do wyjścia. — Nie jesteś rozpalona, ale nie wyglądasz najlepiej — wymamrotał, zastanawiając się czy mógłby jej jakoś pomóc.

Jako jeden z niewielu, nigdy nie lubił Victoire w romantyczny sposób. Po prostu dość wcześnie zdał sobie sprawę, że między nimi nigdy nic nie będzie i pogodził się z tym faktem. Stwierdził, że to lepsze niż uganianie się za nią i wprowadzanie niezręcznej atmosfery. Ona też czuła się podobnie w stosunku do niego, chociaż zdarzało jej się myśleć, że Frank byłby naprawdę dobrym chłopakiem i jego przyszła dziewczyna będzie miała szczęście. Ale w głowie Victoire i tak od zawsze był Teddy, nawet jeśli chodziła czasami na randki z innymi chłopakami. W końcu Lupin nie śpieszył się, żeby na takową ją zaprosić.

— Dzięki — mruknęła dziewczyna, gdy Frank zabrał dłoń, a potem westchnęła. — Totalnie się nie wyspałam.

— A ta drzemka wczoraj po południu na kanapie to niby co? — zapytał rozbawiony Frank, a Victoire na niego spojrzała. Z dnia na dzień robił się coraz bardziej podobny do ojca, głównie z twarzy. Był jednak wyższy i o wiele lepiej zbudowany, szczególnie w barkach. Z natury miał bardzo miły wyraz twarzy, był pomocny, przystojny i mądry. Jakim cudem z nikim się nie umawiał? Zdecydowanie powinna z nim o tym kiedyś porozmawiać.

— Właśnie. To była tylko drzemka. I tak spałam dłużej, niż w ogóle zamierzałam. Potem musiałam wszystko nadrobić — rzuciła, gdy powoli ruszyli do wyjścia.

— Założę się, że wkułaś cały dział, co? — odparł Frank, otwierając przed nią drzwi na korytarz. Victoire podziękowała skinieniem głowy.

— Gdyby tylko...

Frank spojrzał na nią jakby zwariowała.

— Chyba nigdy nie widziałem, by ktoś się uczył tak dużo jak ty. Nawet Alice nie siedzi tyle w książkach.

Z tego co mówiła Lily, Alice Longbottom faktycznie była najlepsza na swoim roczniku.

— Wiem, że może trochę przesadzam, ale naprawdę...

— Zależy ci na dobrych ocenach, rozumiem — wtrącił się Frank, bo naprawdę wiedział o co chodzi.

— A ty? Uczyłeś się trochę?

Frank wzruszył ramionami.

— Jasne. Ale bez przesady.

Victoire pokiwała głową, a potem ziewnęła.

— Nie mogę się doczekać, aż wrócę do łóżka — powiedziała. Niestety czekało na nią jeszcze wiele lekcji do końca.

— Wiesz, po transmutacji mogłabyś powiedzieć, że źle się poczułaś — podsunął Frank, a Victoire posłała mu spojrzenie pełne dezaprobaty.

— Mam nadzieję, że nie proponujesz tego innym uczniom — odparła, mając na myśli fakt, że takie zachowanie nie przystoiło prefektowi. Frank uśmiechnął się niewinnie.

— No coś ty — rzucił, szczerząc zęby w uśmiechu. — Ale nie powiesz, że to zły pomysł.

Victoire westchnęła.

— Proszę cię, nie kuś — odpowiedziała zrezygnowana. Frank jedynie się roześmiał.

— Hej, ale skoro jesteś taka zmęczona, to może wezmę twój patrol wieczorem, co? — zaproponował nagle. — Bo dzisiaj go masz, nie?

Victoire gwałtownie się do niego odwróciła z nadzieją wypisaną w oczach.

— Frank... nie mogę cię o to prosić.

— Czemu nie? Ty byś to dla mnie zrobiła. Więc bez gadania dzisiaj wrócisz do dormitorium, a ja zajmę się patrolem. Jasne?

Blondynka uniosła kącik ust, bo na więcej nie było ją stać.

— Dziękuję — powiedziała szczerze, ciesząc się, że przynajmniej to będzie miała z głowy. Frank skinął głową, ciesząc się, że przynajmniej to jej pomoże.

Gdy doszli na parter, od razu zauważyli coś ciekawego. Trzy trzecioroczne Gryfonki stały przy otwartych drzwiach do Wielkiej Sali i ewidentnie zwracały uwagę na każdego chłopaka, który obok nich przeszedł. Victoire i Frank wymienili zdezorientowane spojrzenia, a potem podeszli do dziewczyn.

— Lily? Co wy robicie? — zapytała Victoire. Rudowłosa i jej dwie przyjaciółki od razu spojrzały na prefektów, a potem na siebie nawzajem.

— Alice? — podjął Frank, patrząc na siostrę. Dziewczyna nieco się skrzywiła, zakładając kosmyk długich blond włosów za ucho.

— Cóż... — zaczęła, a potem spojrzała na Roxanne w poszukiwaniu pomocy.

— Szukamy partnerów na bal — wyrzuciła z siebie w końcu Lily. Victoire uniosła brew.

— Ale przecież jesteście dopiero na trzecim roku — zauważył Frank. Lily zrobiła taką minę jakby mówiła „Nie no, serio?".

— Dlatego szukamy kogoś starszego, najlepiej z czwartego roku — wyjaśniła cierpliwie, ale znów zaczęła się rozglądać. — Wtedy będziemy mogły się wkręcić. Tak jak mama kiedyś.

Victoire przez chwilę zastanawiała się o co im chodzi, ale w końcu przypomniało jej się, że lata temu trzecioroczna Ginny Weasley poszła na bal bożonarodzeniowy z Neville'm Longbottomem. Blondynka spojrzała na przyjaciela, który miał taką minę, jakby właśnie pomyślał o tym samym. Cicho się zaśmiali.

— Dziewczyny... nie wiem czy to dobry pomysł — rzuciła po chwili Victoire.

— A czemu nie? — zapytała Roxanne.

— Nie wolicie poczekać do swojego roku? — Frank postanowił nieco pomóc. — Nie będziecie musiały nikogo prosić, żeby was zabrał, to będzie całkowicie inna atmosfera.

Lily machnęła ręką, całkowicie ignorując brata przyjaciółki. Bez żadnego pożegnania ruszyły w stronę swojego stołu, a Victoire tylko wzruszyła ramionami.

— Hej, wiesz co? — powiedział Frank, nagle wpadając na pewien pomysł, czym zwrócił na siebie uwagę dziewczyny. — Powinniśmy iść razem na ten bal. Jako przyjaciele, oczywiście. Załóżmy, jeśli nie znajdziemy innych partnerów. W końcu nigdy nie byliśmy razem, a możemy się dobrze bawić, nie?

Victoire się uśmiechnęła.

— Faktycznie... — przyznała. — Możemy tak zrobić.

Underneath the waves {Teddy Lupin}. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz