🪸osiem🪸

93 3 2
                                    

— Corn, wstawaj!

Victoire i Angie od godziny chodziły już po dormitorium, przygotowując się do lekcji, ale czarnowłosa nadal była przykryta niebieską kołdrą aż po samą głowę. Cornelia normalnie była o wiele bardziej zorganizowana niż Angie, ale dopiero gdy już wstała - rano bardzo ciężko było wyciągnąć ją z łóżka.

— Która godzina? — wymamrotała sennie, a Victoire spojrzała na zegarek.

— Dochodzi siódma.

— Merlinie, co tak wcześnie — jęknęła Cornelia, na powrót zakopując się w pościeli. — Obudźcie mnie tak o siódmej trzydzieści.

— A zdążysz? — zapytała z rozbawieniem blondynka, wymieniając znaczące spojrzenia z Angie. Cornelia nie zdążyła odpowiedzieć, bo znów zapadła w sen, a Victoire westchnęła z rezygnacją. — Zostaniesz żeby ją obudzić? Ja idę odprowadzić pierwszaki do Wielkiej Sali, a potem Louisa pod odpowiednią klasę.

Angie z rozbawieniem skinęła głową.

— Jasne, i tak nie jestem zbyt głodna. Tyle wczoraj zjadłam, że wystarczy mi conajmniej do obiadu — skwitowała, śmiejąc się cicho. Victoire uniosła kącik ust.

— Do zobaczenia na transmutacji — oznajmiła, zarzucając torbę na ramię. Przejrzała się ostatni raz w lustrze, poprawiła niebieski krawat, założyła rozpuszczone włosy za uszy i w końcu wyszła z dormitorium. W przestronnym, dwupoziomowym pokoju wspólnym (podobno był to największy pokój wspólny ze wszystkich domów w Hogwarcie) zobaczyła grupę pierwszaków, łącznie ze swoim bratem. Louis rozmawiał z jakimś brunetem, który przedstawił się jej jako Nathan Harvey, oznajmiając także, że on i Louis dzielą dormitorium. Victoire poznała też imiona reszty pierwszaków, ale nikomu nie mogła zagwarantować, że je zapamięta. W drodze do Wielkiej Sali informowała gdzie i co się znajduje, wskazując na poszczególne pomieszczenia, jeśli akurat mijali je po drodze. Kilkanaście minut później siedzieli już przy stole Ravenclaw, jedząc śniadanie i patrząc na plany, które dostali od nauczycielki astronomii. Victoire jednym uchem przysłuchiwała się rozmowie brata z jego nowym kolegą, którzy zajęli miejsca tuż obok niej. Wyrwała się z zamyślenia dopiero, gdy usłyszała imię Teddy'ego.

— Czekaj, co? — zapytała, tym samym sugerując, aby Louis powtórzył ostatnie zdanie.

— Gadałem z Teddy'm i w sumie to ma rację — odrzekł chłopiec. Victoire zmarszczyła brwi.

— Co do czego?

— Nooo, żebym nie szedł do drużyny w tym roku. Powiedział, że poćwiczą jeszcze ze mną z James'em i za rok będę o wiele bardziej gotowy. I w sumie to się z nim zgadzam.

Victoire poczuła jak robi jej się ciepło na sercu. Wspomniała Tedowi tylko raz o zaistniałej sytuacji z jej bratem, a on i tak wszystkim się zajął.

Uniosła wzrok na stół Hufflepuff'u, gdzie wspomniany chłopak już siedział i śmiał się z przyjaciółmi. Uniosła kącik ust, a potem zorientowała się, że Ted nawet do nich nie podszedł. W zeszłym roku niemal codziennie jadł z nią śniadanie, nie zważając na to, że siedzi nie przy swoim stole. Zresztą, obecnie mało kto się tym przejmował. Ludzie twierdzili, że skoro ich przyjaciele są w innych domach, to mogą przynajmniej zjeść wspólnie śniadanie. I tak, owszem, ona sama mogłaby teraz do niego podejść, ale czuła dziwny dystans, który z jakiegoś powodu się między nimi pojawił. Ale jutro przecież mogło być lepiej, prawda?

— Vic, spóźnimy się — pośpieszył ją Louis, delikatnie uderzając ją w ramię. Dziewczyna od razu oprzytomniała, gdy wstali od stołu.

— Co macie jako pierwsze?

Louis i Nathan spojrzeli na swoje kartki.

— Eliksiry — odpowiedzieli jednocześnie. Victoire szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie zdążyła tego dostrzec, ale Teddy na moment zawiesił na niej spojrzenie, po czym wrócił do rozmowy.

— Oh, to w lochach — rzuciła, krzywiąc się, a potem spojrzała na zegarek. Zostało dziesięć minut.

— To źle? — zapytał Louis.

— To znaczy, że mogę spóźnić się na transmutację, która jest na czwartym piętrze — oznajmiła, patrząc na pierwszaków. — Ale to nic, szybko was odprowadzę i jakoś na pewno zdążę.

Jak powiedziała, tak zrobiła i pojawiła się pod klasą profesor McGonagall akurat, gdy kobieta wpuszczała uczniów do klasy. Zauważyła Teddy'ego i jego przyjaciół, ale w tym całym tłumie i zamieszaniu jakie powstało, nawet nie zdołała się przywitać.

Usiadła w trzeciej ławce od ściany, a chwilę później dołączyła do niej Angie. Cornelia usiadła tuż za nimi z Frankiem Longbottomem.

— Dlaczego, na Merlina, nie siedzisz z Tedem? — zdziwiła się Angie, patrząc jak jej przyjaciółka wypakowuje książki. Ta w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.

— Chyba mnie nie zauważył.

Angie prychnęła tak głośno, że gdyby nie chwilowy zamęt w klasie, to nauczycielka z pewnością zwróciłaby jej uwagę.

— Ciebie nie da się nie zauważyć — uświadomiła przyjaciółkę, która jedynie przewróciła oczami. — Vic, serio, już nie chodzi mi nawet o twoje moce wilii. Ty po prostu roztaczasz wokół siebie taką dobrą energię. Co ten Teddy odwala? Że niby cię nie zauważył? Mów mi szybko co się dzieje.

— Później — ucięła od razu Victoire, widząc że profesor McGonagall zabiera się do prowadzenia lekcji. Angie przytaknęła, a potem obie skupiły się na transmutacji.

***

— No dobrze, to opowiadaj — zarządziła podczas obiadu Cornelia, która ewidentnie też dostrzegła, że coś jest nie tak. Victoire próbowała porozmawiać z Teddy'm jeszcze dwukrotnie - na zaklęciach i eliksirach, ale chłopak zachowywał się jakby specjalnie jej unikał. Na zaklęciach tylko krótko się z nią przywitał, a potem szybko usiadł obok Jake'a, a na eliksirach rzucił się do schowka po składniki, gdy tylko zobaczył jak do niego idzie. Nie było to jego normalne zachowanie i Victoire naprawdę zaczynała się martwić.

— Nie ma co opowiadać — westchnęła, opierając się na dłoni. Angie siedziała obok niej, Cornelia naprzeciwko, i mimo że czarnowłosa była dość wysoka, to i tak miała dobry widok na swojego puchońskiego przyjaciela.

— Nazywajmy rzeczy po imieniu — odezwała się Angie, która jak zwykle szybko reagowała, gdy tylko któraś z jej przyjaciółek miała gorszy dzień. — Czy on cię ignoruje? Tak, wiesz, jawnie?

Cornelia uniosła brew, sama zastanawiając się nad odpowiedzią. Z tego co dzisiaj widziała, to dokładnie tak było.

— Ciężko powiedzieć — mruknęła Victoire, krzywiąc się.

— Czyli tak — podsumowała Angie, patrząc ze zmrużonymi oczami na Lupina, który definitywnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że takim zachowaniem łamie swojej przyjaciółce serce. Victoire ponownie westchnęła, a od Angie od razu padła propozycja;— Mam mu nakopać? Powiedz jedno słowo, a się tym zajmę.

— Angie, kochanie, Teddy jest od ciebie dwa razy większy — uświadomiła ją nieco rozbawiona Cornelia. — Nawet cię nie zauważy.

— To ewidentnie mnie nie docenia — burknęła Jordan, podciągając rękawy szaty, jakby naprawdę szykowała się do bójki.

— Merlinie, Angie, siedź — powiedziała przestraszona Victoire, gdy tylko to zobaczyła. Brunetka niechętnie tylko poprawiła się na ławce.

— A może by tak przepytać jego kumpli? — zaproponowała po chwili Cornelia, co wydawało się być jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Angie od razu na to przystanęła, ale i tak obie czekały na potwierdzenie Victoire.

— No dobrze — postanowiła w końcu. — Ale dajmy sobie jeszcze kilka dni.

Underneath the waves {Teddy Lupin}. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz