🪸piętnaście🪸

66 2 0
                                    

Kilka dni później Victoire siedziała z Louis'em w bibliotece, kończąc zadanie na zielarstwo, bo profesor Longbottom postanowił przedłużyć termin oddania prac po błaganiach uczniów, którym nie za bardzo chciało się to zadanie robić i odłożyli je na później, po czym zorientowali się, że nie zdążą. Victoire musiała przyznać, że niestety była jedną z takich osób.

— Drużyna Ślizgonów chce, żeby Emily do nich dołączyła — odezwał się nagle Louis, nie odrywając wzroku od zeszytu, w którym odrabiał zadanie domowe z transmutacji.

Victoire uniosła brew, a jej ręka z piórem zatrzymała się tuż nad pergaminem.

— Oh — mruknęła, po czym spojrzała na brata. — I jak się z tym czujesz?

Louis wzruszył ramionami, bazgrając coś na marginesie.

— Znaczy, no wiesz, z jednej strony się cieszę, bo wiem jak jej na tym zależało. Poza tym... jej ojciec.

Dziewczyna zmarszczyła brwi.

— Co z nim? — zapytała zaniepokojona. Z tego co wiedziała, Oliver Wood był całkiem w porządku, poza jego obsesją na punkcie... Ah, tak. Na punkcie quidditch'a. Victoire miała wrażenie, że już wszystko wie.

— Noooo — przeciągnął jedenastolatek, nadal nie patrząc na siostrę. — Wiesz, że on nie przepada za Ślizgonami, a Emily wylądowała akurat w Slytherinie. Emily mówi, że on nie ma jej tego za złe, ale chyba chce mu trochę zaimponować tym dostaniem się do drużyny.

Victoire przyjrzała się bratu.

— I nie jesteś zazdrosny, że ona się dostała, a ty nie? — zapytała. Louis w końcu uniósł wzrok i skierował go na blondynkę. Wiedział, że mógł jej powiedzieć wszystko, a ona i tak by go nie oceniała.

— Oczywiście, że jestem — wyrzucił z siebie, zirytowany, po czym przeciągnął dłonią po swoich blond loczkach. — Ale nie mogę się o to na nią przecież gniewać. Zasłużyła na miejsce w drużynie.

— Widziałeś jak lata? — Victoire była ciekawa, czy i drugie dziecko Wood'a faktycznie miało talent do quidditch'a. Finn, starszy brat Emily, grał już na pozycji obrońcy Gryffindoru.

— Tak — odparł Louis, kiwając głową.

— I jak? Dobrze jej idzie?

— Niesamowicie.

***

Tymczasem w pokoju wspólnym Hufflepuff'u, Teddy siedział z uczącym się Zachem na kanapie i miał wrażenie, że zaraz coś rozbije, jeśli przyjaciel zada mu jeszcze chociaż jedno pytanie, dotyczące zaklęć obronnych lub czegokolwiek innego. Chłopak miał dzisiaj dosyć wszystkiego, a sprawy nie poprawiał fakt, że ciągle się ostatnio z Victoire gdzieś mijali. Ona bardzo dużo się uczyła, a on często chodził na treningi quidditch'a. Pomimo tego, że nie był w drużynie, wszyscy wiedzieli że gra piekielnie dobrze, więc kapitan drużyny Hufflepuff'u często prosił go o przyjście na treningi, a tym samym - o radę. Poza tym, zarówno Victoire jak i Teddy często przesiadywali w pokoju wspólnym, pomagając młodszym uczniom w nauce.

Po dwudziestu minutach pustego gapienia się w ścianę i ignorowania Zach'a, Lupin w końcu postanowił coś zrobić. Wyjął z tylnej kieszeni jeansów kawałek pergaminu, który wyglądał całkiem zwyczajnie, ale chłopak dostał go od Harry'ego w trzeciej klasie i wiedział, że wcale nie był zwyczajny. Stuknął różdżką w papier, a potem zaczął szukać swojej przyjaciółki na mapie Hogwartu, mając nadzieję, że nie siedzi w Wieży Ravenclaw, bo ciężko byłoby mu się tam dostać. Nie byłoby to niemożliwe, ale przynajmniej ciężkie - w środku dnia, prefekt Hufflepuff'u wchodzący do innego pokoju wspólnego? Musiałby użyć przynajmniej kilku zaklęć, by nikt się nie zorientował.

— A ty kogo znowu nękasz? — Teddy usłyszał rozbawiony głos i spojrzał w prawo. Jake opierał się o oparcie kanapy i spoglądał na mapę. Lupin przewrócił oczami.

— Nikogo.

— Victoire?

— Tak.

— Tu jest — poinformował go od razu Jake, śmiejąc się cicho. Wskazywał bibliotekę, co było wręcz logiczne. — Idziemy?

— Ja idę — powiedział krótko Ted, podnosząc się.

— No, ja też — oznajmił oczywistym tonem Jake, a Lupin się zatrzymał.

— Po co ty miałbyś iść?

Jake przewrócił oczami. Ted naprawdę musiał coś zrobić z tą swoją zazdrością.

— Bo może mam do niej jakąś sprawę?

— Jaką? — dopytał od razu Ted, a Jake westchnął, zarzucając tamtemu rękę na ramiona.

— Teddy, przyjacielu. Powinieneś trochę wyluzować. Co nie, Zach?

Zach podniósł wzrok znad książek i dopiero się zorientował, że drugi z jego przyjaciół też tu jest.

— Idziecie gdzieś? — zapytał, całkowicie ignorując zadane mu pytanie. Jake westchnął.

— Nieważne, chodźmy. Obiecuję, że nie zajmę wam dużo czasu — dodał, gdy Ted się nie poruszył. W końcu przewrócił oczami i obaj podążyli do wyjścia.

***

— Hej, Vic — zagadnął Louis, gdy pisał już ostatnie zdanie, podyktowane mu przez siostrę.

— Hmm? — mruknęła dziewczyna, zaczytana w podręczniku do transmutacji dla pierwszorocznych.

— Dzięki, że mi pomagasz — powiedział chłopiec, odkładając pióro, a Victoire uniosła wzrok i się do niego uśmiechnęła.

— Nie ma sprawy.

— Nie, serio, dzięki. Nie wiem jak sam bym to zrobił. Jest o wiele więcej nauki, niż myślałem — dodał, krzywiąc się, a Victoire cicho się zaśmiała.

— W końcu się przyzwyczaisz i nie będzie tak źle.

— Mam nadzieję... A tak w ogóle to gdzie jest Dominique? Miała przyjść, co nie?

Victoire zacisnęła usta, a potem powoli pokiwała głową. Louis chyba jeszcze nie dostrzegał tego, jak bardzo jego starsze siostry się nie dogadywały.

— Tak, mówiłam jej rano... Ale najwyraźniej coś jej wypadło, nie przejmuj się — powiedziała, ale Louis nie wyglądał na przekonanego. — Martwisz się czymś?

Tym razem to on westchnął.

— No, powiedzmy — rzucił, a Victoire wzrokiem zachęciła go, by mówił dalej. — Mam wrażenie, że strasznie się tu mijamy. Jak były wakacje, to ciągle się spotykaliśmy, albo coś robiliśmy. Tak wiesz, wszyscy. A tutaj...

— Tak, wiem co masz na myśli.

Gdy Victoire po raz pierwszy przyjechała do Hogwartu, miała tylko Teddy'ego. Oczywiście, była za niego wdzięczna i spędzali razem naprawdę mnóstwo czasu, ale po ludzku... po prostu tęskniła za resztą rodziny.

— Chyba czas na nasze coroczne nocowanie — oznajmiła w końcu radośnie, a Louis otworzył szerzej oczy, nie wierząc, że w końcu będzie częścią tego.

Potter'owie i Weasley'owie raz na jakiś czas, nawet parę razy w roku szkolnym, organizowali wspólną noc, podczas której wymieniali się najnowszymi plotkami, rozmawiali, jedli i ogólnie dobrze spędzali ze sobą czas. Pierwsze takie nocowanie odbyło się, gdy Victoire i Teddy byli na trzecim roku, a do Hogwartu chodzili już także James, Fred, Lucy, Molly, Albus i Rose. Od tego czasu dołączali kolejni kuzynowie, a ilość śpiworów się powiększała. Oczywiście było to sekretem, którego nauczyciele nie mogli odkryć, bo przecież każdy powinien w nocy spać w swoim własnym dormitorium.

Underneath the waves {Teddy Lupin}. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz