Rozdział 7 ~ „Pierwszy wyjazd"

261 19 12
                                    

Dzisiaj jest ten długo wyczekiwany przez mnie dzień, który otworzy dla mnie nowy rozdział na karcie mojego życia.

Wtorek.

Dzisiaj o 8:00 będę miała swój pierwszy w życiu, poważny dyżur.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie ekscytowała.
Moja ekscytacja była do tego stopnia pobudzona, że w nocy z poniedziałku na wtorek nie potrafiłam zamknąć powiek, choć wiedziałam, że muszę być wypoczęta.

Dzień wcześniej przyszły oficjalne dokumenty odnośnie egzaminu, które dostarczyłam już do jednostki. Moje zapewnia, które złożyłam cioci Catalinie odnośnie mojego „krótkiego pobytu" w jednostce skończyły się tak jak zawsze.

Kilkoma godzinami w komendzie.

Ciocia nawet się już nie dziwiła. Wiedziała, że tak było, jest i będzie.

Mój budzik był nastawiony na godzinę 7:00, ale wstałam dużo wcześniej. Zdążyłam wziąć prysznic, zrobić dobre śniadanie i zjeść tylko połowę z niego przez ekscytację. Naszykowałam już sobie wcześniej torbę z potrzebnymi rzeczami, takimi jak ręcznik, zapasową strażacką koszarówkę, gumki do włosów i jeszcze kilkoma innymi. To wszystko leżało na moim krześle przy biurku i cierpliwie czekało na to, aż zostanie użyte.

Cierpliwie.

Totalne przeciwieństwo moich dzisiejszych odczuć. Cierpliwość to ostatnia z możliwych uczuć na mojej obecnej liście.

Może wam się to wydawać dziwne, bo przecież idę do pracy. Dla mnie jednak ma to duże znaczenie. To jest coś, co chciałam dokonać od kilkunastu lat. To jak spełnienie długo wyczekiwanego marzenia.

Kiedy wreszcie zbliżała się godzina zmiany dyżurów, stanęłam przed lustrem i jeszcze raz popatrzyłam na swoje odbicie.

Przedstawiało ono kobietę. Kobietę, która była gotowa walczyć o dobro innych ludzi.
Miałam na sobie strażacką koszarówkę i specjalne buty. Moje włosy były spięte w niskiego kucyka tak, aby nie plątały mi się przy pracy. Uśmiech na mojej twarzy stale się utrzymywał.

Swoim hałasowaniem prawdopodobnie obudziłam ciocię Catalinę i wujka James'a. Po kilku minutach zobaczyłam ich postacie na schodach. Ich twarze również były rozświetlone przez uśmiechy.

- Nasza mała Rosie idzie dzisiaj do pracy - powiedział wujek James.

- Nasza mała Rosie - powtórzyła ze wzruszeniem ciocia.

- Już nie taka mała, mam już około 170 cm wzrostu - powiedziałam żartobliwie, przez co z ust moich opiekunów wydobył się śmiech.

Ciocia podeszła do mnie i mocno wyściskała, szepcąc przy tym kilka motywacyjnych słów.
Wujek również objął mnie i życzył powodzenia.

Ich słowa i postawa dużo dla mnie znaczyła. Od śmierci rodziców to oni sprawowali nade mną opiekę. To od nich uczyłam się niektórych zachowań i zasad. To oni byli dla mnie wzorem.
Zawsze liczyło się dla mnie ich zdanie. Nie ważne czy chodziło o wybór produktów spożywczych w sklepie, czy o ważne życiowe decyzje. Zawsze byli obecni w moim życiu i za to będę im wdzięczna po wszech czasy.

- Dziękuję i do zobaczenia - powiedziałam, po czym pożegnałem ciocię i wujka uśmiechem, aby następnie opuścić dom.

Stanęłam przed furtką, spoglądając w dal. W dal, gdzie malowała się piękna jednostka Straży Pożarnej.

- Zaczynamy nowy rozdział w życiu - powiedziałam do siebie po czym przekroczyłam furtkę.

★★★

Sparkle Of FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz