Rozdział 11 ~ „Drewniana skrzyneczka"

214 16 5
                                    

Od zawsze byłam uczona, aby pomagać innym ludziom. To pozwalało znaleźć dobro w każdym, nawet najmniejszym czynie, który się uczyniło.

Nigdy nikt nie musiał mnie namawiać do pomocy. Wystarczyło jedno pytanie. Ludzie, którzy mnie znają mawiali, za jestem taka sama jak ojciec. Było w tym dużo prawdy. Mama również uwielbiała nieść pomoc innym. To u nas już rodzinne.

Z opowieści Cioci Cataliny wiedziałam, że moja mama wierzyła, iż nic nie dzieje się bez powodu.

7 lipca 1997 roku

W dniu w którym po raz pierwszy spotkała mojego tatę, była umówiona na randkę z innym chłopkiem. Jednak tata nie poddał się i dalej próbował nawiązać z nią kontakt, przez co spóźniła się na ową randkę.
Ponoć była wtedy na niego strasznie wkurzona.

Tata należał do upartych osób. To po nim to odziedziczyłam. Od ich pierwszego spotkania przez dwa tygodnie wysyłał mamie bukiet róż, który składał się z trzech kwiatów. Do każdego dołączał osobny liścik z przeprosinami i zaproszeniem na kawę.

W końcu moja mama zgodziła się wyjść z tatą i tak zaczęli się spotykać. Zrodziło się między nimi uczucie i cztery lata po ich pierwszym spotkaniu, dokładnie w ten sam dzień pobrali się.

7 lipca 2001 roku

Mama wierzyła, że to Bóg połączył ich drogi. Była też osobą religijną i wierzyła, że data też nie była przypadkowa. Zawierała aż trzy liczby 7 - w wierze katolickiej ta liczba oznacza doskonałość. Dlatego też tak bardzo zależało jej na właśnie tym dniu.

Rok później na świat przyszłam ja. Dokładnie 27.07.2002r. po raz pierwszy mój płacz był słyszalny w szpitalnych ścianach, gdzie byłam razem z rodzicami.

Wszyscy razem zamieszkaliśmy w domu, na polanie, który teraz był tylko wspomnieniem.

To wszystko wiem z opowieści cioci i wujka, którzy nie pozwolili, abym zapomniała o moich rodzicach. Pamięć o nich zawsze trwała w tym domu. I będzie trwać.

- Rosie, pomogłabyś mi może z tym pudłem? - zapytała ciocia Catalina.

- Oczywiście, już idę - odpowiedziałam.

Przyszłam do salonu, gdzie czekała na mnie ciotka, a obok niej trzy wielkie kartony.

- Zniesiesz to proszę na strych? Nie ma James'a, bo dzisiaj ma służbę, a sama nie dam rady - poprosiła mnie.

- Już się robi - odpowiedziałam i w mig zabrałam się do pracy.

Szybko wniosłam pudła na strych, jednak gdy próbowałam położyć ostatnie z nich, uderzyłam łokciem w starą drewnianą szafę. Coś z niej spadło. Odłożyłam karton na ziemię i podeszłam do tajemniczej rzeczy.

Była to drewniana skrzyneczka, która wykonana była z ciemnobrązowego drewna wysokiej jakości, o czym świadczyła jej powierzchnia. Miała na sobie złote detale, które wyglądały jak liście, oplatające jej brzegi, a na środku znajdowało się serduszko. Oprócz tego jej zamknięcia pilnowała, a zarazem zdobiła mała pozłacana kłódeczka.

Przejechałam palcami po jej wieczku i ku mojemu zdziwieniu serduszko na środku dało się przemieścić. Delikatnie je poruszyłam, a ono przekręciło się, ujawniając napis, który był pod nim skryty.

Emily & Theodor
Malibu, 07.07.1997r.

★★★

- Cześć kochani - powiedziałam, wchodząc do kuchni, gdzie siedzieli ciocia i wujek. - Jak się spało?

Sparkle Of FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz