Rozdział 20 ~ „Szczęście nie ma definicji"

109 13 4
                                    

Przemierzając ulice Malibu, które dzisiaj były bardzo spokojne, układałam w głowie to, co zamierzałam powiedzieć pewnemu chłopakowi. Chciałam przede wszystkim dowiedzieć się o co konkretnie chodziło.

Liczyłam, że być może zastanę go w domu albo chociaż w okolicy. Zanim udałam się w drogę mogłam do niego zadzwonić, ale jednak zrezygnowałam z tego pomysłu.

Adres jego domu dostałam od naszego komendanta. Znajdował się on dość niedaleko, ale dzisiaj wybrałam drogę przez miasto. Istniał skrót przez las, gdzie kiedyś się spotkaliśmy. Jednak wolałam nie ryzykować tym, że jakimś cudem zgubię się w lesie, tym bardziej iż mamy już popołudnie, a jutro jest moja zmiana, na który wypadałoby być.

Szłam sobie powoli, gdyż z każdym krokiem traciłam odrobinę pewności siebie. Przecież on nie wiedział, że mam zamiar złożyć mu niespodziewaną wizytę.

W końcu zauważyłam ten właściwy adres domu.

Był to zwykły dom jednorodzinny, wokół którego znajdował się podjazd, garaż i delikatny ogródek.

Nie wiedziałam, czy mężczyzna mieszkał sam czy z kimś. Nigdy mnie to nie zastanawiało. Bo jakie to ma znaczenie?

Podeszłam do drzwi, wykonanych z ładnego, ciemnobrązowego drewna i zapukałam w nie. Minęła chwila, ale nikt nie odpowiadał, więc jeszcze raz zapukałam. Cisza.

Lekko zawiedziona tym, że nie ma go w domu powoli odeszłam od drzwi i skierowałam się w stronę drogi powrotnej.

- Rosanna? - usłyszałam za swoimi plecami.

Odwróciłam się i zobaczyłam Cadena Wilsona, który stał przede mną bez koszulki, tylko w długich, szarych, roboczych spodniach i miała jednie zarzucone szelki na ramiona. A właściwie to jedną szelkę, bo druga swobodnie zwisała u jego nóg. Włosy miał roztrzepane, a w ręce trzymał rękawice robocze.

Wyszedł właśnie z garażu, który znajduje tuż obok jego domu.

- Umm, cześć - odpowiedziałam.

- Cześć - powiedział, wycierając ręce.

- Co cię do mnie sprowadza? - dodał.

- Słuchaj, nie chciałam przeszkadzać a jedynie o coś zapytać - zaczęłam.

- Luz, nie przeszkadzasz, właśnie skończyłem - odpowiedział.

- Dzięki, a więc chciałam zapytać Cię o pewien niespodziewany dla mnie telefon - zaczęłam.

- A co ja mam z tym wspólnego?

- Liczyłam, że ty mi powiesz - odpowiedziałam.

- Brown, nie jestem jasnowidzem ani wróżką. Skąd mam wiedzieć o co chodzi? - zapytał z ironią.

- Nie wiem, może dlatego, że dzwonił do mnie Brandon Connel? - zapytałam i prawie natychmiastowo, gdy wypowiedziałam to nazwisko postawa Cadena zmieniła się.

Jego ciało wydawało się bardziej spięte, a on sam nie stał już tak swobodnie jak na początku.

- Wiesz coś? - zapytałam.

Zmierzył mnie chwilowo swoim spojrzeniem, po czym westchnął.

- Może wiem? - odpowiedział.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - odparłam.

- Trudno.

- Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam, będąc już lekko podirytowana.

Mężczyzna skinął głową.

Sparkle Of FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz