Rozdział 4 ~ „Moi kochani rodzice"

279 12 2
                                    

Ciepły letni wiatr rozwiał moje włosy, które swobodnie poruszały się w jego rytmie. Cichy głos miasta, które mieściło się kilka metrów od tego odizolowanego miejsca, docierał do moich uszu, łącząc się ze śpiewem ptaków i odgłosami natury.

W tym miejscu bywałam dosyć rzadko. Kiedy miałam naprawdę wielki problem, bądź był to dzień wyjątkowy.

Taki jak dzisiaj.

Szłam między alejkami, doskonale odnajdując to czego szukałam.

Zapragnęłam podzielić się moimi dzisiejszymi przeżyciami z najważniejszymi osobami, które kiedyś gościły w moim życiu.

Mamą i Tatą.

Dotarłam do miejsca, gdzie spoczywały ich ciała. Do ich grobu, który zawsze wzbudzał we mnie pozytywne, a zarazem negatywne emocje, które kumulują się w moim sercu od lat.

Emilia Brown
12.03.1979 r. - 22.07.2007 r.

Theodor Brown
24.05.1976 r. - 22.07.2007 r.

Moi kochani rodzice.

Patrząc na marmurową płytę, czułam, jakby czas się zatrzymał. Jakby nic innego dookoła nie miało najmniejszego znaczenia.

Bo nie miało.

Ta chwila była zarezerwowana tylko dla mnie i moich rodziców.
Emilii i Theodora.

Podziwiałam ich piękne, uśmiechnięte twarze, które widniały na zdjęciu umieszczonym na płycie tuż obok złotych liter, układających się w imiona i nazwiska oraz daty.

22.07.2007 r.

Tego dnia straciłam wszystko.
Dosłownie wszystko.

Część mnie została pochłonięta przez tamte traumatyczne wydarzenia, które miały miejsce tej jednej, przeklętej nocy.

Nigdy do końca nie pogodziłam się że startą rodziców. I nie wiem czy kiedykolwiek to nastąpi. Kiedy byłam mniejsza nie rozumiałam tego, co spotkało moich rodziców. Z perspektywy czasu dalej nie potrafię pojąć dlaczego akurat naszej rodzinie przydarzyła się taka tragedia.

Moja mama była zwykłą kobietą, która kochała mnie i tatę ponad wszystko. Pamiętam jej troskliwy uśmiech, kiedy bawiła się ze mną. Potrafiła oddać się całkowicie dla dobra innego człowieka. Należała do miejscowego klubu wolontariuszy, którzy nieśli pomoc okolicznym mieszkańcom.

Po moim tacie odziedziczyłam pasję, jaką jest walka z ogniem. Gdy jeszcze żył, był jednym z naszych strażaków. On również walczył z żywiołami tak, aby uchronić ludzi od krzywdy. Często siedziałam na huśtawce, która do tej pory znajduje się w lesie i słuchałam opowieści mojego taty o tym, jak ratuje ludzi.

To wszystko wiem z ust cioci Cataliny i wujka James'a.

Po tej tragedii to właśnie oni podjęli się opieką nad małą Rosie, która skończyła wtedy dopiero 5 lat. To oni nie pozwolili by pamięć o Emilii i Theodorze zaginęła. Od początku widziałam o wszystkich wydarzeniach.
Nigdy nie zatajono przede mną informacji na temat rodziców.

Spojrzałam w niebo, widząc na nim chmury, które formowały się w najróżniejsze kształty.

Wykonałam znak Krzyża, aby móc rozpocząć moją modlitwę.

W myślach miałam chaos, ale na tę jedną chwilę zniknął on całkowicie z mojej głowy.

Odmówiwszy modlitwę, skierowałam swój wzrok na portrecie rodziców.

Na cmentarzu nie było nikogo, kin mogłabym się przejmować. Były to zazwyczaj pojedyncze osoby, które przyszły odwiedzić swoich bliskich.

Długo szukałam w głowie odpowiednich słów, które pomogłyby mi zdjąć ten ciężar, który ciążył mi w sercu.

Sparkle Of FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz