Odpaliła papierosa i cicho wypowiedziała jego imię...
Szliśmy wciąż przed siebie trzymając się za ręce. Tego dnia wyjątkowo bolało mnie serce. Mijając setki grobów zastanawiałam się co poczuję gdy zobaczę James'a w trumnie. Czy załamią się pode mną nogi? Czy będę krzyczeć czy może nie będę umiała złapać oddechu a łzy będą spływały po mojej twarzy niczym lawina wspomnień. Czy to uczcie co do niego czułam kiedyś powróci? Czy kiedykolwiek kogoś pokocham tak bardzo jak jego? Znowu masa pytań i żadnej odpowiedzi.
- Może jestem po prostu zbyt wrażliwa. – pomyślałam, gdy pierwsza łza spłynęła po mojej twarzy.
Nie zatrzymywaliśmy się ani razu. Wciąż trzymając się za ręce w milczeniu przebywaliśmy kolejne metry. Jednak mój strach nie malał, wręcz przeciwnie – zwiększał się. Co powinnam czuć widząc w grobie jedyną osobę, na którą zawsze mogłam liczyć, która była przy mnie w tedy kiedy wszyscy odeszli? Strach? Ból? Przerażenie? To już nie miało znaczenia, kiedy on odszedł odeszła cząstka mnie. Myśląc o nim coraz bardziej kręciło mi się w głowie.
- Sophie, wszystko okay? Soph? – zaniepokojony głos Alexa wypełnił moją głowę, moje myśli wciąż krążyły koło James'a
- Wszystko... - powiedziałam zataczając się do przodu –okay...- wydusiłam z siebie opadając na mokrą od deszczu trawę
Nie wiedziałam ile minęło czasu odkąd upadłam. Kiedy w końcu się ocknęłam stał przy mnie zmartwiony Alex, w jego oczach znów pojawiły się łzy.
- Przepraszam. – powiedziałam opuszczając głowę
- Nic się nie stało Soph. Dobrze się czujesz? Wszystko dobrze? Zataczałaś się a potem upadłaś uderzając głową o kamień. Tak bardzo się o ciebie bałem...- ostatnie słowa wypowiedział wolno i wyraźnie drżącym głosem
- Jest okay. Która godzina? Przegapiłam coś?
Alex nic nie mówił. To było nie do zniesienia. Wiedziałam, że coś przegapiłam.
- No powiedz coś do cholery! – odpowiedziałam zniecierpliwiona
- Byłaś...nieprzytomna przez 2 godziny. Pogrzeb już się odbył. Było mało ludzi, przykro mi Rose – jego mina gdy to mówił przypominała minę zbitego psa
- Jak...jak mogłeś mi to zrobić? – w moich oczach pojawiły się słone łzy. Nie dość, że nie mogłam pomóc James'owi gdy umierał to w dodatku przegapiłam jego pogrzeb.
Nie, to nie mogło się tak skończyć. Flustracja i gniew wzięły górę. Nic nie mówiąc odepchnęłam Alexa po czym pobiegłam przed siebie bez celu. A może jednak z celem? Biegłam do James'a, do kogoś kogo nigdy więcej nie zobaczę, do chłopaka którego kochałam nad życie, do przyjaciela który był jedyną osobą jaką miałam. Nagle potknęłam się o kamień i upadłam. Wraz z upadkiem poczułam ogromny napływ gniewu.
Nienawidziłam się za to, że James umarł. Najgorsze było to, że na moich oczach. Widziałam jak umiera, jak powoli traci siły a jego oddech staje się coraz płytszy. Widziałam jak jęczy z bólu i jak jego powieki powoli się zamykają a puls w żyłach ustępuje. Widziałam jak jego klatka piersiowa opada i nigdy więcej się nie podnosi, widziałam jak z tym walczy, jednak tą walkę przegrał. Pewnie myślicie, że się poddał. Mylicie się. On walczył, walczył każdego dnia kiedy wstawał rano. Walczył dla swojego brata, dla siebie i dla mnie. Jednak jedyne co po sobie pozostawił to wyblakłe wspomnienia i stare, nic nie warte zdjęcia.
Po kilku minutowym biegu dotarłam do jego grobu. Nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze nie dawno stał tu obok mnie a teraz... Teraz leży w sosnowej skrzyni 2 metry pod ziemią. Powoli zerkam na tablicę.
- James Grow – gdy wymawiam jego imię oczy po raz kolejny zalewają mi się łzami, lecz mimo to czytam dalej – 23 luty 2025 rok - głośno przełknęłam ślinę – na zawsze w naszych sercach – po tych słowach nagle zaczyna padać. W ciągu kilku minut rozpętała się wielka burza, na czarnym niebie pojawiają się ogromne błyskawice, gałęzie drzew kołyszą się w rytm kościelnych dzwonów a deszcz lekko stuka o dachy pobliskich budynków.
Pomimo ogromnego deszczu nadal stoję w miejscu i zastanawiam się co powiedzieć. Moje jasne, kręcone blond włosy opadają mokre na skórzaną kurtkę i po kilku minutach ulewy wyglądam jak szczur. Nie potrafię się poruszyć, czuję jakbym przyrosła do ziemi. Po kilku minutach milczenia wyciągam z torebki list w czarnej kopercie i zapalniczkę. Kiedy byłam mała babcia opowiadała mi, że żeby pożegnać zmarłą osobę, której nam bardzo brak powinniśmy napisać do niej list, po czym go spalić. A wiatr przeniesie popiół wraz ze spalonymi słowami. Po chwili podpaliłam czarną kopertę i po kilku sekundach nic z niej nie zostało a silny wiat porwał wraz ze sobą słowa w niej umieszczone...
CZYTASZ
Prywatne piekło
Mystery / ThrillerJedno słowo by zmienić swoje życie. Jedna myśl by patrzeć na świat inaczej. Jedno spojrzenie by kogoś pokochać. Jedno pragnienie by pobudzić wyobraźnię. Jeden dotyk by przestać istnieć... Żeby wydostać się z prywatnego piekła, trzeba się najpier...