Rozdział 17

39 1 0
                                    

Ciemność a potem oślepiająca biel. Babcia często mi mówiła, że tuż przed swoją śmiercią, pod koniec tunelu ludzie widzą biel. Czy umarłam? Czy to już koniec? Ku mojemu zdziwieniu nie czułam ani bólu ani strachu. Całkowity spokój. Wokół panowała mroczna cisza. Żadnego szelestu, żadnego głosu. Nic. Był to zupełnie inny rodzaj ciszy, jaki można sobie wyobrazić. Mimo to szłam dalej wciąż wpatrując się w koniec tunelu. Nie wiem ile czasu szłam, ponieważ w tym miejscu czas nie istniał. Każda sekunda ciągnęła się jak godzina. Każda godzina stawała się wiecznością. Nagle bez żadnego uprzedzenia w powietrzu wisiał zapach pomarańczy, a tuż po nim słychać było głos. Ledwo słyszalne słowa brzmiące jedynie w mojej głowie.

- Soph, chodź do mnie. – nieznajomy głos wciąż w oślepiającej bieli nawoływał moje imię. Nie wiedziałam w którym kierunku mam zmierzać. Nie widziałam nic poza bielą.

- Dokąd, dokąd mam iść? Nie widzę cię. – powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Tym razem mój głos był zupełnie inny niż zwykle. Był lekki, unoszący się na wietrze niczym liście jesienią. W każdym słowie było coś czego nie dało się wytłumaczyć, to po prostu było i nie dawało o sobie zapomnieć.

- Sophie, spójrz za siebie. – znowu ten głos. Nie potrafiłam rozpoznać do kogo należał. Może to dlatego tak mnie fascynował? Przez chwilę przez moje ciało, a raczej duszę przeleciał cień wątpliwości i strachu. Nie wiedziałam co ujrzę kiedy się odwrócę. Jednak kiedy powoli się odwracałam zrozumiałam do kogo należał ten głos. – James, to ty.

Bez słowa podał mi rękę a jego usta rozszerzyły się w szczerym uśmiechu, w oczach pojawił się ten sam blask co dawniej. Mimo to wydawał się inny niż dawniej. Był bardziej...miły, spokojny i opanowany. Zmienił się, a może to ja się zmieniłam?

- James...- moje oczy zalały się łzami a usta zadrżały. Mocno zakryłam dłonią usta hamując nagły napad płaczu, nie chciałam by oglądał mnie w takim stanie.

- Musimy porozmawiać, a nie mamy na to zbyt dużo czasu. – Czy on czytał w moich myślach? Mało czasu? Co to oznacza... Czy znowu go stracę?

- Okay. Tylko, James ja mam tak wiele pytań...– w tym momencie podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Usiedliśmy gdzieś, a biel otaczająca nas odrobinę zbladła.

- To naprawdę ważne co powiem, więc słuchaj mnie uważnie. Nie wszystko w moim życiu było takie jak Ci się wydawało, miałem wiele problemów i nie zawsze byłem z tobą szczery. Mimo to nie kłamałem kiedy mówiłam, że cię kocham. – „kocham" to słowo przebiło mi serce na wylot. Mówiąc to wszystko cały czas patrzył mi prosto w oczy. Jednak jego oczy były inne, puste, bez żadnego wyrazu, bez uczuć, bez niego. - Aleks wiedział o wszystkim i również przez to miał później problemy. To dlatego wtedy znikał. Niestety nie mogę zdradzić Ci żadnych szczegółów, on sam musi to zrobić. Nie gniewaj się na mnie Soph. Nie chcę byś chowała do mnie urazę. Jednak proszę cię o to żebyś nie węszyła. Nie dowiaduj się na siłę tego czego ktoś starannie przed tobą ukrywa, bo padniesz w kłopoty. Przyjdzie czas kiedy dowiesz się wszystkiego, obiecuje. Wiem, że masz do mnie pewnie wiele pytań, ale czas nam się kończy a musimy skupić się na czymś innym. Kiedy powiem „teraz" zamkniesz oczy i pomyślisz o czymś co trzyma cię na Ziemi. Może być to wspomnienie, bliska osoba, cokolwiek. Tylko pamiętaj, musi to być coś bardzo silnego żeby zadziałało. Twoja historia na Ziemi jeszcze się nie skończyła i nie możesz tutaj zostać. Twoim przeznaczeniem jest życie Sophie, nie umieraj. Pamiętaj, że ktoś tam na Ziemi płacze nad twoim ciałem błagając byś wróciła. Walcz dla niego a przede wszystkim dla siebie Soph. I pamiętaj że kiedy poczujesz się samotna popatrz w niebo i pamiętaj, że wtedy będziemy razem. Niebo to miejsce, które nas połączy, wystarczy że w nie spojrzysz i będę przy tobie. Walcz Soph, teraz.

- Żegnaj James. – mimo żalu do niego za to jak mnie potraktował ufałam mu. Przypomniałam sobie chwile spędzone ze zmarłą babcią, jej uśmiech na twarzy i poruszające się usta. Niemy krzyk mówiący „walcz". Uśmiech Jamesa kiedy leżeliśmy na trawie nad stawem patrząc sobie w oczy. Kolejny niemy krzyk wydobywający się z jego ust, słowa „walcz" dotarły do mnie z prędkością światła. A potem były tylko urywki jak ze starego filmu. Mama, Meghan, James, Aleks, tata, babcia i za każdym razem usta mówiące „walcz". Nie wiem czy moje wspomnienia były silne, ale na pewno były dla mnie ważne. I wtedy przerażającą biel przerwała jeszcze bardziej przerażająca ciemność, która pochłonęła mnie całą nie dając szans na jakąkolwiek ucieczkę.


Prywatne piekłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz