Rozdział 3

87 8 0
                                    

Forever? Together.

Deszcz nadal padał a ciemne chmury pokrywały mroczne, zimowe niebo. Mimo mrozu kładę się obok grobu Jamesa.

- Pamiętasz... - głos załamuje mi się z każdym słowem – jak leżeliśmy razem na śniegu trzymając się za ręce? Jak robiliśmy aniołki na śniegu i łapaliśmy płatki śniegu na język? Teraz już cię nie ma, lecz ja nadal czuję się jakbyś był. Jeśli... - oczy zalewają mi się łzami, zamykam je i powoli mówię – Jeśli mnie słyszysz , zabierz mnie ze sobą. Nie chcę bez ciebie żyć. Wraz ze sobą zabrałeś cząstkę mnie.

Nagle podbiega do mnie zdyszany Alex.

- Gdzie byłaś? – jego głos jest bardziej zdenerwowany niż sądziłam – Martwiłem się o ciebie. Nie możesz tak znikać bez słowa.

- Mogę. Nie jestem twoją własnością. – te słowa wypowiedziałam ze zbytnią stanowczością, wiedziałam, weszłam na cienki lód.

Złość w jego oczach zmieniło się w smutek i żal. Jego oczy powoli się zamknęły a on bez słowa odwrócił się i odszedł. W tym momencie miałam ochotę podbiec do niego, przytulić i przeprosić, jednak tego nie zrobiłam. Nic nie zrobiłam. Po prostu stałam i wpatrywałam się w jego czarną kurtkę.

* * *

Dzisiejszej nocy nie mogłam spędzić w domu. Nie potrafiłam. Zamiast tego poszłam w nasze miejsce – opuszczoną chatkę znajdującą się na łące za miastem. Było to nasze miejsce, nasza ucieczka. Od śmierci Jamesa nie byłam tam ani razu. Dzisiejszy dzień coś zmienił. Musiałam tam przyjść – czułam to.

Była ciemna, ponura noc. Malutkie gwiazdy lekko oświetlały okna chatki. Trawa była pokryta cienkim, białym puchem a gałęzie drzew tańczyły w rytm wiejącego wiatru. W około panowała niezręczna cisza, lecz ja ją lubiłam.

Chatka nie przypominała nic co można było sobie wyobrazić. W oknach widniały kolorowe witraże a dach pokryty był grubą warstwą mchów i różnorodnej zieleni. Ściany były szare a drzwi prowadzące do naszego raju czarne. Kiedy weszłam do środka, zapaliłam świecę i usiadłam na miękkiej kanapie. Było tak ciemno, że jedyne światło dawał blask jednej świecy oświetlający połowę pokoju. Wnętrze było przytulnie urządzone. Na błękitnych ścianach wisiały stare, wyblakłe fotografie a krzesła pokryte były różnorodnymi tkaninami. W powietrzu było czuć zapach perfum a kwiaty w doniczkach ledwo trzymały się przy życiu. Dzisiejszej nocy nie miałam już sił by cokolwiek zrobić. Kładąc się na miękkiej kanapie zaciągnęłam na siebie różowy koc, po czym zamknęłam oczy i odpłynęłam w nieznane.

* * *

Słońca blask, odstraszył cień. Ranek nadszedł tak szybko jak zniknął poprzedniego dnia. Kiedy otworzyłam oczy dopadł mnie ogromny ból głowy. Wstając miałam ochotę po raz kolejny zawołać Jamesa na poranny jogging. Jednak teraz było już na to za późno. W oczach pojawiły się łzy lecz tym razem nie zdążyły nawet spłynąć w dół. Nie chciałam płakać, nie potrafiłam. To było jedną ucieczką. Tyle, że ja nie chciałam uciekać. Musiałam kiedyś stanąć z życiem twarzą w twarz. Teraz nadszedł ten moment.

Poranna kawa to to co kocham. Ten aromat i smak towarzyszą mi już od wielu lat, każdego ranka. Po porannej toalecie wyszłam na spacer. Otwierając drzwi powitało mnie chłodne, zimowe powietrze. Idąc przez dłuższy czas przed siebie w milczeniu starałam się odgonić złe myśli. Odrzuciłam myśli o Jamesie, Aleksie a nawet o rodzicach. Jedyne co się liczyło w obecnej chwili to ja i cisza wokół mnie.

Po długim porannym spacerze udałam się ponownie do naszej chatki. Wchodząc zerknęłam na telefon. 30 nieodebranych połączeń. Większość z nich było od rodziców, jednak to co zobaczyłam poniżej zerwało mnie z nóg – wiadomość od Aleksa.

„Sophie, proszę odezwij się. Jestem w niebezpieczeństwie. Jedynie ty możesz mi pomóc."

Przez ułamek sekundy mnie zamurowało. Nie wiedziałam co zrobić. W głowie rodziło się tysiąc czarnych scenariuszy. Bez zastanowienia zadzwoniłam do Alexa. Nie odebrał. Po kilkunastu nieudanych połączeniach wybiegałam z domu pędząc w stronę miasta.

W prawdzie w szkole nigdy nie biegałam, ale jak to mówią „chcieć to móc". W tym momencie myślałam jedynie o Aleksie. Gdyby jemu coś się stało...nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Po kilku minutach przekroczyłam granicę miasta. Telefon Aleksa nadal nie odpowiadał a moja bujna wyobraźnia płatała mi coraz gorsze figle.

Kiedy po długim biegu dotarłam do domu w drzwiach powitała mnie mama.

- Gdzie ty byłaś do cholery?! Nie było cię całą noc! – jej głos był twardy i stanowczy jednak w obecnej chwili niezbyt obchodziło mnie jej zdanie.

- Czy Aleks się odzywał? – zapytałam ze łzami w oczach- Tak...dzwonił wczoraj. Pytał o ciebie, był bardzo zaniepokojony. Mówił o jakimś liście...- jej ściszony głos zwiastował zły koniec. – wprawdzie list pojawił się dziś rano ale prawdopodobnie o niego chodziło. Jest u ciebie w pokoju. Nie dostarczył go osobiście...- po jej ostatnich słowach pobiegłam do pokoju.

List leżał na łóżku w czarnej kopercie bez nadawcy. Otwierając ją po moich plecach przebiegł dziwny, niepokojący dreszcz. 


Droga Sophie!

Zapewne jeśli to czytasz już mnie przy tobie nie ma. Przepraszam, lecz nie miałem innego wyjścia. Sprawy nie potoczyły się tak jak myślałem. Widzisz...czasem w życiu bywają takie momenty kiedy wszystko się wali. Kiedy James umarł myślałem, że to koniec. Jednak to był dopiero początek. Los zesłał mi Ciebie w opiekę. Jeśli do soboty do godziny 19:00 nie wrócę wiedz, że coś się stało. Przecież zawsze wracałem, nawet z najdalszych podróży, lecz ta niespodziewanie mogłaby się przedłużyć. Nie martw się o mnie, jestem przy Tobie zawsze, pamiętaj!

Na zawsze Twój Alex

Oczy ponownie zalały mi się łzami.

Przecież nie mogłam go stracić.


Prywatne piekłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz