Jake dziękował losowi, że był na tyle upartym dzieciakiem, by jego rodzice w końcu pozwolili mu zostać w Korei i mieszkać pod dachem jego przyjaciółki - Somi. Dorastał jednak ze świadomością, że pewnego dnia będzie musiał wszystko zostawić w Korei...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Tamtego dnia wrócili dosyć wcześnie do domu. Jake chciał, by Somi dalej się bawiła i planował wrócić do domu sam, jednak ona nie chciała go zostawiać w takim stanie. Ciężko było go doprowadzić do porządku i bała się o niego. Nie zamierzała go zostawiać ani na chwilę, więc postanowili także spędzić razem noc, w dosłownie każdym tego słowa znaczeniu.
Ulżyło jej, gdy o poranku zobaczyła chłopaka obok siebie, mimo że zdawała sobie sprawę z tego, iż w każdej chwili może wyjechać. Nie rozmawiała z nim na ten temat. Nie chciała go męczyć pytaniami, gdyż pewnie sam nie wiedział na czym stoi. Dlatego w wolnej chwili przeczytała praktycznie każdy artykuł odnośnie pana Sim i jego pobytu w szpitalu. Sama zaczynała się strasznie martwić i nie dziwiło ją, że Jake chciał być przy nim.
Gdy tylko zjedli wspólne śniadanie, Somi zdecydowała się na spotkanie ze swoimi przyjaciółkami. Wiedziała, że z Jisu i Yeji mogła na spokojnie o tym porozmawiać, więc jeszcze przed południem wyszła z domu, by się z nimi spotkać, iść na spacer i spędzić miło czas.
Do domu wróciła właściwie już późnym popołudniem. Uśmiechnięta. Ewidetnie jej ulżyło, gdy porozmawiała ze swoimi przyjaciółkami i była im bardzo wdzięczna. Właściwie chciała jeszcze spędzić z nimi trochę czasu, ale nie mogła się doczekać, by w końcu przytulić Jake'a. Mimo wszystko nadal się martwiła o niego.
Przechodząc przez park, w oddali ujrzała Sunghoona. Uśmiechnęła się do niego i pomachała mu. Zapewne wracał od Jake'a, ponieważ zazwyczaj tą drogą wracał od Somi. Chłopak jednak tym razem był bardziej zmartwiony i spięty, niż szczęśliwy. Nie podobało jej się to i od razu w głowie zaświeciło jej się żółte światło.
- Co tu robisz? - zapytała spokojnie. Sunghoon zatrzymał się parę metrów przed nią, dokładnie lustrując ją wzrokiem.
- A ty? Myślałem, że jesteś na lotnisku. - odezwał się. Gdy Somi to usłyszała, światło w jej głowie momentalnie przybrało kolor czerwony, zamiast żółtego.
- Na lotnisku?
- Nie wierzę, że znowu to zrobił. - powiedziawszy to, Park zaśmiał się pod nosem - Jake przed chwilą pojechał na lotnisko... Chciał na ciebie poczekać, ale długo nie wracałaś. - oznajmił spokojnie - Myślałem, że tym razem inaczej to rozegra, ale tak jak mówił, zrobił tak samo... - chłopak westchnął.
- Ale... - Somi nie wiedziała zbytnio co powiedzieć. Przecież wiedziała o jego wyjeździe, więc totalną durnotą byłoby się zacząć zastanawiać czy to na prawdę o to chodzi.
- Doskonale wszyscy wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie. - przerwał jej - Szkoda, że w takich okolicznościach. Mam nadzieje, że wujek Sim wyzdrowieje szybko. - Somi przytaknęła. - Jake wspominał, że nie chciałaś nic o tym słyszeć, dlatego nic na ten temat ci nie mówił.