[ 16 ]

52 6 3
                                    

PLAC, na którym się znajdowali, mógłby w spokoju nazwać bitewnym. Rosaura pilnowała ewentualnych rekrutów, a że Wella nie miał czego robić to jej towarzyszył i stwierdził, że to co robili to czysta rzeź. Miał jednak nadzieję, że Tsaritsa wiedziała co robi, odsyłając tam tak niepozorną osobę jak Rosaura, która przez swoje przeziębienie kichała co chwilę, nieświadomie osłabiając tarczę, za którą schowała się wraz z alchemikiem. Była fioletowa, w końcu do jej zrobienia użyto electro wizji, miała jasne gwiazdki i definitywnie nie zakrywała ich w całości, ale lepsze to niż nic.

— Podziwiam wiarę Zwiastunów i Tsaritsy w to, że żaden z nich nigdy się nie odwróci od Fatui — powiedział Wella, już nawet ignorując powtórzenie Na zdrowie, gdy Rosaura kichnęła po raz może trzydziesty.

— A mi się wydaje, że oni są jak chorągiewki — odezwała się major, wzruszając ramionami. Oczywiście miała na myśli to, że rekruci byliby jednak zdolni zdradzić Fatui, a - co za tym idzie - również Tsaritsę. — Oby dziś nie wiało.

— Czujesz się na siłach, by walczyć? — zapytał nagle, obserwując pusty kawałek placu po swojej prawej.

— Powiedzmy — mruknęła. Było słychać, że powstrzymywała się przed kolejnym kichnięciem. — Czyli co, walczymy ze sobą?

Nie odpowiedział jej, tylko złapał za rękę i pociągnął w stronę miejsca, które jeszcze chwilę temu obserwował. Stanęli na przeciwko siebie, gdy alchemik odpiął deluzję, stwierdzając, że tak będzie sprawiedliwej. Rosaura nie protestowała, po prostu po raz ostatni wydmuchała nos, by czasami przypadkowo nie osmarkać siebie lub, co gorsza, Welli.

— Gotowa? — alchemik uśmiechnął się głupio, obserwując kątem oka jak Anubis usiadł obok deluzji i miauknął tak, że brzmiało to jak śmiech.

— No pewnie! — powiedziała może trochę za głośno, a gdy Wella postanowił rozpocząć walkę i ją zaatakować to odskoczyła na bok. Widziała tyle razy jak walczył, że znała jego ruchy na pamięć, co z kolei oznaczało, że miała przewagę. Nigdy przy nim dotychczas nie walczyła.

Bariera stworzona z wiatru otoczyła ją — i tylko ją, tak właściwie, bo Wella chyba najwidoczniej chciał ją obezwładnić, więc na chwilę spanikowała. A potem sama przywołała swoją fioletową tarczę z gwiazdkami, mając nadzieję, że ta rozbije tą należącą do Welli. Gdy się w końcu wydostała to podbiegła do alchemika i uderzyła go electro w plecy, dzięki czemu zyskała trochę czasu.

Gdy była w Liyue to widziała tam kobietę, która przywoływała swoją wizją postać do niej podobną i Rosaurze spodobało się to na tyle, że po powrocie do Snezhnayi zaczęła ćwiczyć, by też móc uformować jakiś kształt. Tak oto w tym momencie nie spodziewający się tego Wella został powalony na ziemię elektrycznym klonem Rosaury, do stworzenia którego najwidoczniej użyła za dużo energii, bo upadła na kolana.

— Dobra, wygrałaś, ale niech to coś mnie puści i przestanie kopać prądem! — krzyknął w jej stronę Wella, wciąż leżąc unieruchomiony przez electro postać. Ta zniknęła, lecz Rosaura wciąż się nie podniosła. Alchemik postanowił to zapamiętać i ewentualnie stworzyć coś (z pomocą Dottore, oczywiście), dzięki czemu odzyskiwała by szybciej siłę. — Nie sądziłem, że tak dobrze walczysz.

— Uwierz mi, ja też nie — parsknęła, pozwalając Welli, by ten pomógł jej wstać. — Jak tam z tobą i Dottore? Jakaś poprawa czy...

— Codziennie kradnie mi Anubisa i nie wiem co z nim robi, ale ten kot z dnia na dzień jest coraz bardziej wkurwiający. — Jak na zawołanie, Anubis warknął coś i przesunął łapą deluzję w jego stronę. — Och, zamknij się w końcu, albo przerobię cię na pasztet.

Rosaura na początku tego nie widziała, lecz wtedy, stojąc tuż przy Welli zobaczyła to aż za dobrze — mógł oszukiwać nawet i Tsaritsę, lecz osoba znająca go trochę dłużej była w stanie spostrzec, że śmiechy i dobre samopoczucie to tylko maska, którą zakładał, by uniknąć niewygodne pytania. Zawsze był typem marudy i śmiał się w nieodpowiednich momentach, ale wtedy wychodziło mu to naturalnie. Stojąc tam, na placu wśród rekrutów i przypinając deluzję do spodni, wyglądał naprawdę żałośnie. Rozpadał się od środka i to tylko kwestia czasu, aż jego ciało dokona autodestrukcji.

— Wella — odezwała się, kładąc swoją dłoń na jego ramię. — Czy Dottore coś ci zrobił?

— Lepsze byłoby pytanie czego nie zrobił.

— A więc... — tu zawahała się, nie wiedząc, czy chciałaby poznać odpowiedź na to pytanie, ale w końcu stwierdziła, że samopoczucie jej przyjaciela jest ważniejsze. — Czego nie zrobił?

Wella wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.

— Nie porozmawiał ze mną, odkąd ty i Childe wróciliście z Liyue.

———
sceny walki to definitywnie nie jest coś, co lubię i w ogóle umiem opisywać.

może rozdział 17 będzie małym gniotem (tak samo jak ten), ale w 18 będzie już ciekawiej, obiecuję

ars amandi. ▬ dottore x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz