[ 13 ]

77 7 3
                                    

LAS, w którym się znajdował, był pusty, ciemny i praktycznie w całości zamrożony, zupełnie tak, jakby Lodowa Pani w samym jego centrum nie potrafiła powstrzymać swojej mocy i ta wybuchła, pochłaniając wszystko dookoła. Jego zasięg widzenia miał może z sześć metrów, dalej była tylko czerń i głucha cisza. Znów miał długie włosy, zupełnie tak, jakby ich w ogóle nigdy nie skrócił, a zniszczone electro deluzją oko już nie pulsowało, co znaczyło mniej więcej tyle, że albo się wyleczyło, albo jego organizm zniwelował ból.

Miał na sobie tylko biały, cienki sweterek i szorty, które często nosił w Sumeru, więc odczuwał wszechobecny chłód, który się tam panoszył. Nawet nie miał skarpetek, ani tym bardziej butów, więc zamarzały mu stopy przez stanie na zbitej, grubej warstwie śniegu. Na początku nie wiedział nawet czy to się działo naprawdę, czy to tylko wytwór jego wyobraźni.

Zrobił kilka kroków do przodu, a czarna mgła jakby się trochę odsunęła, pokazując mu ścieżkę oraz stary, zniszczony drogowskaz z dumnym napisem rozdział pierwszy. Strzałka wskazywała prawo, więc ruszył z tamtą stronę, podświadomie czując, że to sen.

Mimo wszystko, nie potrafił się obudzić.

Spacer zajął mu może z pięć minut, podczas których wciąż towarzyszyła mu cisza przerywana jedynie co jakiś czas świstem wiatru lub jego urwanym oddechem. Miał katar, czuł się tak, jakby rozsadzało mu nos od środka, ale ignorował to, bo przecież i tak nie miał gdzie go nawet wydmuchać. Trafił pod małą chatkę, zupełnie podobną do tej, w której mieszkał jak był młody.

Wszedł do środka, stwierdzając, że nie miał nic do stracenia. Oczywiście, wnętrze wyglądało tak, jak je zapamiętał - matka przyrządzała obiad, pod ścianą był rozpalony kominek, a obok niego mała sterta drewna na opał. Chciał podejść bliżej, ale nagle kobieta odwróciła się w jego stronę i ostrzegawczo zamachnęła nożem.

- Jesteś takim samym zdrajcą jak ojciec - warknęła, podchodząc do niego. - Myślałam, że chociaż ty będziesz normalny, ale jak widać u was to jest dziedziczne. Nie dość, że jesteś z defektem, to jeszcze rozlewałeś krew i zasłaniałeś się moim imieniem. Może to dobrze, że umarłam wcześniej. - To powiedziała już spokojniej, szarpiąc go za ubrania. Otworzyła drzwi na zewnątrz, popychając go w ich kierunku. - Chciałam mieć wnuki, wiesz?

Odepchnęła go na tyle mocno, że przetoczył się przez próg i upadł na ziemię, ale tym razem nie był w lesie. Znajdował się na łóżku w mieszkaniu, które wynajmował wraz ze swoim ostatnim chłopakiem. Gdzieniegdzie leżały bronie, maski charakterystyczne dla Fatui i deluzja, którą tak bardzo chwalił się jego ukochany.

Który, swoją drogą, nagle pojawił się przed nim, wymachując sztyletem. Wella chciał się obudzić, ale nie mógł, więc po prostu wyciągnął rękę przed siebie, odpychając go mocą anemo.

- Jesteś naprawdę żałosny, Luo - sapnął, jakby nic sobie nie robiąc z samoobrony Welli. - Powinieneś mi być wdzięczny za to, że w ogóle się tobą zainteresowałem, to powinien być dla ciebie zaszczyt zginąć z mojej ręki. Myślisz, że jesteś bezpieczny teraz, pod okiem Tsaritsy i Dottore? Jesteś śmieszny, ciesząc się gdzieś tam w głębi duszy, że Signora wylała ten eliksir, prawda? Powiedz mi, specjalnie do niego podbiegłeś, by mieć pewność, że to ciebie zobaczy pierwszego?

- Zamknij się, do cholery.

- Bo co? Co mi zrobisz, Luo? Zabijesz? - parsknął, podchodząc bliżej. - Nawet własna matka, której poświęciłeś całe życie się ciebie wyrzekła. Równie dobrze możesz zrobić przysługę całemu światu i po prostu zdechnąć.

Nim zdążył zareagować, miał już poderżnięte gardło i leżał na podłodze, tracąc powoli przytomność. Zamknął oczy.

Gdy je otworzył to wcale nie był już obudzony, tym razem leżał na stole operacyjnym, a nad nim pochylał się prawdziwy Dottore oraz jego najbardziej niezrównoważony psychicznie segment, trzymający w dłoni skalpel i strzykawkę z jakimś dziwnym płynem. Chciał się ruszyć, ale okazało się, że ktoś zadbał o to, by był jak najmocniej przywiązany do stołu, przez co mógł ruszyć jedynie głową.

- Zachowujesz się tak, jakbyś się tego nie spodziewał - powiedział Drugi Zwiastun, uśmiechając się z kpiną. - Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby La Signora, żałosny Numer Ósmy, w ogóle dotknęła jakiś mój nieprzetestowany eliksir. Ani tym bardziej, by wylała go na mnie. Ty naprawdę myślisz, że to nie było zaplanowane? Od samego początku zdobywałem twoje zaufanie tylko po to, byś zginął właśnie tutaj, w tym dokładnie miejscu o tym czasie.

Nie odpowiedział, bo segment wstrzyknął mu zawartość strzykawki. Znów zamknął oczy, a gdy je otworzył to leżał na podłodze sali, w której odbywało się przyjęcie powitalne. Walczył z Tsaritsą, ale coś było nie tak. Wyglądała zupełnie tak, jakby chciała go zabić.

- Chyba nie sądziłeś, że naprawdę będę cię chciała mieć wśród Zwiastunów? To wszystko od początku było zaplanowane, miałeś zgodzić się na dołączenie i przestać być czujnym. Doskonale wiedziałam, że to ze mną będziesz chciał walczyć, dlatego wykończę cię tutaj, teraz, na oczach ich wszystkich. Co ty na to?

- Nie traumatyzuj... Rosaury - powiedział niezbyt wyraźnie, a chwilę później lodowy sopel wbił mu się prosto w serce. Upadł na kolana, a chwilę później runął na podłogę całkowicie.

Obudził się, czując na policzkach łzy. Nie wiedział co się działo, gdzie się znajdował i czemu miał akurat koszmar. Oddychał ciężko, czując, że oczy zamykają mu się na nowo. Próbował wyostrzyć wzrok, gdy podeszła do niego jakaś postać w niebieskich włosach, ale nadaremnie.

- Idź spać - usłyszał, gdy zimny okład wylądował na jego czole. - Klimat Snezhnayi chyba ci nie służy.

Wella ponownie zamknął oczy.

ars amandi. ▬ dottore x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz