rozdział 3

68 6 0
                                    

   Po szkole pośpiesznie wróciłam do domu, aby zamknąć się w czterech ścianach i nie odzywać się do nikogo. Założyłam tylko słuchawki, puściłam ulubioną muzykę i położyłam się na łóżku mając dość wszystkiego.

   Czasami rozmyślałam jaki jest cel tego ludzkiego życia, ale doszłam do w wniosku, że takie rozmyślania są bez sensu i po prostu trzeba żyć chwilą i nie zadawać sobie filozoficznych pytań, na które istnieje milion różnych odpowiedzi.

   Nie chciało mi się nic nie robić, nudziło mi się. Chciałam zrobić coś pożytecznego, na przykład zasadzić roślinkę, lub pograć na gitarze albo upiec ciasto. Tak wiem! upiekę ciasto i zaproszę Alice aby skosztowała moje wypieki.

Ja: Alice wbijasz za 40 minut do mnie na ciasto własnej roboty???

Długo nie musiałam czekać na odpowiedź, bo chyba każdy wie, że Alice jedzenia nigdy nie odmówi.

Alice: jasnee, przyniosę coś do picia

Ja: CO??????

Alice: zobaczysz ;)

Ja: Nieprzewidywalna jak zawsze...

Alice: okej, przyniosę warcaby

   Ah ta Alice, nigdy nie da się przewidzieć jej następnego ruchu, pamiętam jak byłam młodsza i grałam z nią w warcaby, za każdym razem dostawałam szału, ponieważ każdy jej ruch był nieprzewidywalny. Nawet z moim wujkiem Zachem wygrała, a wujek Zach był mistrzem w warcaby.

  Szybko wzięłam się za pieczenie ciasta z przepisu babci Kristen. Uwielbiałam to ciasto całym sercem. Mam cudowne wspomnienia z babcią oraz z jej przepysznym ciastem.

   Szybko pieczenie mi się znudziło, a czas umykał. Wszędzie była mąką, a ciasto jakieś za twarde. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale i tak ja i Alice pochłoniemy całą zawartość.

   Włożyłam moje dzieło do piekarnika i napisałam do przyjaciółki, żeby zagęściła swoje ruchy i już przychodziła. Dwadzieścia minut od tej wiadomości słyszałam pukanie do drzwi.

-Czy są tutaj jakieś grzeczne dzieci?- słyszałam zaniżony głos Alice, po czym zobaczyłam  ją z białą, długą brodą i czerwonym kombinezonem.

-Alice!  Odbiło Ci do reszty!?- powiedziałam wstrzymując śmiech.

-Czekaj- powiedziała, wyjmując z torby głośnik wielkości porządnej ręki koszykarza.- Jeszcze muzyka.

-All I want for Christmas is you- zaczęła lecieć muzyka z głośnika.

-YOUUUU BABE- krzyknęłyśmy ze śmiechem.

-I don't want a lot for Christmas, There is just one thing I need- śpiewałyśmy pozostałe zwrotki.

-Wchodź bo zaraz sąsiadka tutaj przyjdzie i powie, że zakłócamy spokój na osiedlu- powiedziałam ze śmiechem.

-O cholera co tutaj tak śmierdzi- zapytała przyjaciółka wchodząc do salonu.

-Nieeee- powiedziałam biegnąc do kuchni aby wyjąć już pewnie spalone ciasto z piekarnika.

-Kuchareczka z ciebie to na pewno nie będzie- powiedziała blondynka.

-Mówi to ta, która przebrała się w strój Mikołaja i puszcza świąteczne piosenki w środku roku szkolnego!- powiedziałam rozbawionym tonem.

-Ej! I tak święta są za dwa miesiące- odpowiedziała obronnym tonem.

  Mimo, że ciasto pachniało jak spalone, to dało się je zjeść. Ale nie oszukujmy się, ja talentu do gotowania nie miałam i w sumie nie wiem czemu spodziewałam się idealnie upieczonego ciasta o złocistym kolorze. Niestety to jest tylko rzeczywistość, nie moje wygórowane oczekiwania.

-Jakie picie wzięłaś?- zapytałam gdy nakładałam jej kawałek.

-Hmmm, pomyślmy. Jakie picie mogłaby wziąć Alice?- zapytała przyjaciółka.

-Na pewno nie Coca-Cole Zero- odpowiedziałam.

-Na pewno nie - potwierdziła wyciągając z torby Coca-Cole Zero.

-Wiedziałam- stwierdziłam.

-To po co pytałaś? Myślałaś, że wezmę ze sobą coś innego?- zapytała ze śmiechem.

-Dobra już jedz ciasto- powiedziałam.

   Pięć minut później nie było śladu po moim cieście, a mnie już bolał brzuch. Ta spalenizna może doprowadzić do czegoś złego. Ale nie patrzymy na ryzyko, do którego może doprowadzić nasze łakomstwo i uzależnienie od słodyczy i Coca-Coli Zero. Najpierw się coś robi potem się myśli.

-Dobra ja będę spadać, miłych świąt- powiedziała.-Ale chciałabym jeszcze poinformować cię, że Andry dziś organizuje imprezę, może byśmy wpadły na chwilę?

-Nie ma mowy-odpowiedzialam od razu bez wachania.-Muszę spędzić czas z mamą.

-No weź, jest piątek-mówiła blondynka.-Dobra w razie czego gdybyś zmieniła zdanie dzwoń.

-Jasne, narazie- pożegnałam się i wzięłam się do pracy.

   Zaczęłam sprzątać na blatach i szło mi całkiem dobrze puki nie zobaczyłam wiadomości, która do mnie przyszła.

Mama: Będę za 15 minut.

  A właśnie w tym momencie przypomniałam sobie słowa mamy:

"Musimy dzisiaj pogadać, ale to jak wrócę z pracy."

  Pogadać. Wiedziałam co to znaczy, ponieważ zawsze tak zapowiadała jakąś poważną dyskusję.

  Tylko tym razem nawet domyślić się nie mogłam o czym ona chciała pogadać...

Trust your intuitionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz