Nadszedł nowy dzień. Dziś miałam korki z matmy, więc musiałam się wcześnie ogarnąć. Koleś chciał się spotkać o trzynastej, więc stwierdziłam, że muszę wstać znacznie wcześniej aby przygotować się trochę z materiału i pomalować. Jak na sobotę, pobudka o dziewiątej to wcześnie.
Nawet nie wiedziałam jak ten mężczyzna wygląda i ile ma lat. Byłam trochę zaniepokojona, dlatego wzięłam ze sobą jakiś spray, który szczypie w oczy. Bodajże gaz pieprzowy. Bo przecież nigdy nie wiadomo z kim mamy do czynienia. Każdy jest nieznajomy w jakimś stopniu. Nigdy nie możemy siebie poznać w stu procentach. To samo tyczy się innych ludzi, którzy nas otaczają.
Zjadłam swoje ulubione kanapki i wyszłam z domu na przystanek autobusowy, żeby nie spóźnić się na trzynastą do tego kolesia. Nie chciałam przyjść za wcześnie, ale wolałam poczekać w jego okolicy, niż spóźnić się kilka minut. Często się spóźniam, ale na darmowe korki wolę się nie spóźniać. Niestety jest to tylko próbna lekcja i następne będę miała za sześćdziesiąt funtów. Portfel mojej mamy będzie regularnie opróżniany. No cóż, życie. Często musi być w nim pod górkę.
Moim zdaniem, życie nie jest piękne. Jest brutalne i okrutne. Życie jest jak opuszczona puszcza, która jest pełna kłujących gęszczy i brutalnych zdarzeń. Gdzieniegdzie możemy zauważyć cudowne kwiatki, które umilają nam przechodzenie przez tę puszczę. Właśnie to jest dla mnie życie.
Gdy byłam już przy przystanku, do dojazdy autobusu zostało jeszcze siedem minut. To był cud, że się nie spóźniłam na ten autobus. Moim zwyczajem jest spóźnianie się na autobus. Mimo wszystko w mojej okolicy autobusy jeździły co jakieś piętnaście minut, więc w razie czego miałabym lekkie spóźnienie. Na szczęście dzisiaj byłam o czasie.
-Liza? - usłyszałam zachrypły głos za moimi plecami.
O. Cholera. Nie. Gadaj. Mam. Omamy?!
Spokojnie obróciłam się i zobaczyłam Harvey'a. Co to miało znaczyć?! Nagle ze mną gada?
-Tak to ja- oznajmiłam nieco zdziwiona, że jest na tym samym przystanku co ja. Czemu niby nie jeździ swoim sportowym samochodem? Nieźle.
-O no to siema - powiedział.
-Cześć Harvey.
-Wow, już nie Harry?- zapytał patrząc w wyświetlacz własnego telefonu.
To było bardzo bardzo dziwne. Myślałam, że już o mnie zapomniał.
-A jakoś tak wyszło.
-Nieźle Liza - odpowiedział, widocznie
odczuwając tą niezręczność między nami.-No, w ogóle co tutaj robisz? - zapytałam.
-Prawdopodobnie to co ty Liza- oznajmił z widocznym rozbawieniem.
Czemu on ciągle mówi do mnie Liza? Od kiedy do siebie gadamy? Co się dzieje do cholery?
-No tak - powiedziałam już nie mając żadnych słów do powiedzenia.
Więcej już nie rozmawialiśmy. No cóż, szczęście nie trwa wiecznie. Nic nie trwa wiecznie.
Czułam się bardzo niezręcznie i nie wiedziałam co mam robić. Modliłam się aby autobus szybko przyjechał i żebym mogła być jak dalej od Harvey'ego.Przyjechał. Na szczęście. Usiadłam w drugim rzędzie przy oknie i włożyłam swoje słuchawki do uszu. Puściłam swoją playlistę i patrzyłam przez okno.
Dojechałam na miejsce i wyszłam z autobusu. Musiałam przejść parę metrów, aby dotrzeć do domu korepetytora. Przełączyłam piosenkę i ruszyłam szybszym krokiem, ponieważ miałam być na miejscu za dziesięć minut. Musiałam się sprężać, inaczej się spóźnię na korepetycje.
Była dwunasta pięćdziesiąt osiem, postanowiłam zapukać do drzwi tego gościa. Zapukałam. Czekałam. Czekałam. Po minucie otworzył mi jakiś na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna.
-Dzień dobry, jestem Elizabeth. Byłam umówiona na korepetycje - powiedziałam z uśmiechem.
-Witam, zapraszam - powiedział do mnie tym samym głosem, który słyszałam podczas rozmowy na początku. Pośpiesznie zamknął drzwi aż na trzy zamki. Dziwne. Ale to napewno był ten koleś. Myślałam, że ma około dwadzieścia lat. Czasami pozory mogą mylić.
Korki na początku przebiegały dobrze. Mężczyzna, nie wiem jak miał na imię, ponieważ nie zdradził swojego imienia, zrobił mi herbatę i tłumaczył dalej materiał z matematyki.
Koleś ewidentnie umiał w matmę i w bardzo fajny sposób tłumaczył mi różne zagadnienia, które miałam na sprawdzianie w piątek. Mogłam wcześniej zapisać się do tego mężczyzny.
Zajęcia miały trwać około półtorej godziny i właśnie minęła godzina. Zostało jeszcze pół godziny. Trochę jego gadanie mnie nudziło, bo nie byłam skupiona w stu procentach, ale rozumiałam to co chciał mi przekazać. Myślę, że na poprawie dobrze mi pójdzie. Może będzie trójka? Zamiast jedynki.
-Rozumiesz wszystko co do tej pory przerobiliśmy? - zapytał tym swoim młodzieńczym głosem, który może zmylić.
-Tak, rozumiem - oznajmiłam, popijając swoją chłodną herbatę.
Ewidentnie kojarzyłam tego kolesia. Być może dlatego, że te miasto nie było jakieś duże i praktycznie każdy mieszkaniec kojarzył siebie nawzajem chociaż z widzenia. Może był jakimś pracownikiem sklepu, do którego często chodzę? Nie mam pojęcia ale był kimś znajomym.
-Zostało nam dziesięć minut, jest jeszcze coś, co chciałabyś przerobić? - zapytał.
-Myślę, że na dziś już wystarczy. Dzięki tym korepetycjom, czuję się mądra - oznajmiłam z uśmiechem.
-Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać ponownie.
-Napewno - odpowiedziałam.
Zaczęłam pakować swoje podręczniki i inne rzeczy. Dochodziła czternasta trzydzieści i byłam już głodna. Miałam ochotę na zupę pomidorową, która była moim ulubionym daniem, który mogłabym jeść codziennie. Najlepiej z ryżem.
-Dziękuję bardzo za dzisiejsze spotkanie - powiedziałam i wstałam aby opuścić ten dom.
-Nie ma za co- odpowiedział- A co z zapłatą ?
Zamurowało mnie. Przecież to była lekcja próbna.
-To była lekcja próbna, darmowa. Tak wcześniej ustaliliśmy- oznajmiłam.
-Ale ewidentnie dałaś mi do zrozumienia, że moje nauczanie ci odpowiada i wszystko rozumiesz- powiedział.
-Proszę pana, to jakieś nieporozumienie.
-Zawsze możesz zapłacić w inny sposób- powiedział ze znacznym błyskiem w oczach.
Pośpiesznie obróciłam się i złapałam za klamkę. No nie. Drzwi byli zamknięte. Na cholerne trzy zamki.
CZYTASZ
Trust your intuition
RomanceSiedemnastoletnia Lizzy Anson musi opuścić rodzinne miasto- Brixham, do końca roku. Przeprowadza się wraz z matką do Leeds, gdzie mieszka jej ojciec. Zostało jej pół roku na zakończenie tutejszego „życia", lecz ciągle czuje się nie spełniona. Wina j...