rozdział 7

61 8 0
                                    

Mogę oficjalnie powiedzieć, że nienawidzę poniedziałków. Dlaczego? Mam na ósmą rano do szkoły, co tygodniową kartkówkę z filozofii, nie wyspałam się i boli mnie głowa. Niestety muszę przeboleć ten poniedziałek i pójść do szkoły, gdybym nie poszła to mama na pewno dokończyłaby ze mną rozmowę, której nie miałam ochoty kończyć w najbliższym czasie.

Zeszłam na dół i postanowiłam, że dziś pójdę na łatwiznę i zjem płatki z mlekiem, właściwie mleko z płatkami, bo chyba każdy wie, że najpierw mleko. Niestety los nie chciał, abym zjadła moje ulubione śniadanie, ponieważ nie było mleka. Zostałam zmuszona zrobić sobie jajecznicę.

Alice: Możesz już wychodzić, czekam ;*

Ja: Juzzz czekaj na mnie


-Wszystko w porządku? Ostatnio ciągle o czymś rozmyślasz.. Niech zgadnę, nie ma to nic wspólnego z Harvey'em. - nagle odparła przyjaciółka, przerywając ciszę w której jechałyśmy.

-No jasne- odpowiedziałam, chociaż sama nie wiedziałam na jakie pytanie odpowiadam.

-Okej, w razie czego zawsze możesz ze mną pogadać- oznajmiła blondynka.

-Oczywiście, wiem o tym- powiedziałam, bo doskonale wiedziałam, że Ali wysłucha mnie o każdej porze dnia i nocy.

***

Byłam bardzo zaskoczona, ponieważ nie zobaczyłam dzisiaj Harvey'ego przy drzwiach szkoły. Stał tam codziennie, dlatego jego nieobecność była czymś dziwnym. Istnieje również możliwość, że się spóźni, ale no cóż, nic na to poradzić nie mogę. Chodziłam z nim na francuski, który był moją pierwszą lekcją, dlatego może się z nim zobaczę. Akurat zabrzmiał dzwonek, który oznaczał początek lekcji, więc pożegnałam się z Ali i ruszyłam w stronę swojej sali lekcyjnej.

Niestety Levana nie było , więc ławka za mną była pusta. Może po prostu dzisiaj go nie będzie w szkole?

-Elizabeth- rozbrzmiał głos nauczycielki.

Najwidoczniej musiała coś do mnie wcześniej mówić, lecz nie słuchałam jej i nie mam pojęcia co do mnie mówiła.

-Słucham?

-Przeczytaj tekst na stronie osiemdziesiątej- oznajmiła kobieta.

-O, contrain je m'emboulle, Taquilosse, comme ou jalle? O, cotrain, polissoule O madame, coulon valle.

-Możesz teraz nam powiedzieć co oznacza ten wiersz?- zapytała nauczycielka.

Niestety ktoś nam przeszkodził i był to nikt inny jak Harvey Stiles Levan, który faktycznie jak przypuszczałam się spóźnił.

-Levan, może należałoby powiedzieć coś?-wtrąciła nauczycielka po tym jak zajął miejsce za mną.

-Przepraszam za spóźnienie- odparł.

Kilka minut później skończyliśmy zadania i nauczycielka dała nam pięć minut wolnego.

-Hej Liza- powiedział Harvey, gdy zaczęłam pakować książki.

-Hej Harry- odpowiedziałam mu z uśmiechem na ustach.

Nie miałam pojęcia, że Harry zacznie ze mną rozmawiać. Niby zwykła impreza a teraz Harvey ze mną rozmawia. Jestem wniebowzięta.

-Wyślesz mi wszystko, co robiliście na francuskim?- zapytał.

-Jasne.

-Tylko podam ci mój numer- oznajmił.

Czy właśnie Harvey podaje mi swój numer? Błagam uszczypnijcie mnie, bo jestem pewna, że śnię.

***

-Co ty ciągle w tym telefonie siedzisz i się do niego uśmiechasz?- zapytała Ali, gdy wracałyśmy do domu.

-Harvey podał mi swój numer telefonu- pisnęłam z ekscytacją.

-Okej, czyli zgaduję, że właśnie piszecie.

-Yhymm- odparłam, ponieważ byłam zbyt skupiona na odpisywaniu.

Nawet nie zauważyłam kiedy podjechałyśmy pod mój dom.

-Pa Ali- odparłam, gdy wysiadałam z auta.

-Do jutra Lizzy- odpowiedziała, po czym odjechała.

Pośpiesznym krokiem udałam się do domu i tym razem mama była w środku. Najwidoczniej była na mnie zła, bo zamiast się przywitać wyszła z kuchni i zamknęła się w swojej sypialni. Nie musiała się tak zachowywać, musi zrozumieć, że potrzebuję czasu na przyswojenie informacji o przeprowadzce.

Wiedziałam o tym, że muszę się uczyć, ponieważ mam dużo materiału do nadrobienia. Niestety większość czasu spędzałam na pisaniu z pewną osobą. Pewną osobą o imieniu Harvey.

***

-Merida Waleczna!- krzyknęła Ali.

Grałyśmy w grę, która polegała na tym, że puszczałyśmy piosenki z playlisty Disney'a i musiałyśmy zgadywać w których filmach występują dane piosenki. Oczywiście Alice wiedziała większość, bo była fanką filmów Disney'a. Ja nie interesowałam się filmami, co najwyżej serialami, lecz często nie miałam czasu na oglądanie ich ze względu na naukę.

-Alice! Skąd ty znasz te wszystkie piosenki?- zapytałam zrezygnowana, bo przyjaciółka wygrywała co najmniej dziesięcioma punktami przewagi.

-Widzisz, na coś przydaje się oglądanie tylu filmów Disney'a- odpowiedziała z triumfalnym uśmieszkiem.

Właśnie jechałyśmy do galerii handlowej, która była w okolicy, po prezent dla Weels'a. Niestety zaprosił nas na swoje urodziny, które miały się odbyć za niecałe dwa tygodnie. Musiałyśmy się pojawić, ponieważ w tamte wakacje spędziłyśmy dużo czasu w towarzystwie grupy znajomych, której znajdował się Weels. Nie wspomnę o tym ile razy próbował mnie zabrać na randkę czy coś podobnego. Na szczęście na imprezie urodzinowej Weels'a będzię Harvey, dlatego muszę się tam pojawić.

Trust your intuitionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz