rozdział 15

15 1 0
                                    

     Co ja mam teraz zrobić?! Jakiś psychopata zamknął mnie w swoim mieszkaniu. Ruszył się z miejsca i powoli szedł ku mnie. 

-Odsuń się ode mnie. Na dworze czeka na mnie chłopak- skłamałam, aby ten koleś się ode mnie odczepił.

-Poczeka.

    Co do cholery?! Nie dam się tak. Muszę coś zrobić. 

    Sparaliżowana zaczęłam grzebać  w swojej torbie, aby znaleźć ten spray z gazem pieprzowym. Trzeba załatwić dziada. Kolega chyba się zorientował co mam w dłoni, bo ruszył biegiem w moim kierunku. Ja niezwłocznie odblokowałam zabezpieczenie i prysnęłam w twarz tego mężczyzny. 

-Co ty do chol...- przerwał, gdy dostał w twarz sporą porcję gazu i od razu zaczął krzywić się z bólu. Może uda mi się dziś przeżyć. 

    Pośpiesznie zaczęłam grzebać przy trzech zamkach. W sumie były to tylko trzy zwykłe zamki, dlatego udało mi się otworzyć drzwi. Mężczyzna już przybliża się do mnie i zaczyna szarpać za ubranie. Co za typ... 

-Puść mnie, zaraz zadzwonię na policję- odpowiedziałam, chcąc go zastraszyć. 

     Chłopak chyba odpuścił, bo czułam jak zwolnił uścisk i już mnie puścił. Na koniec wzięłam telefon, odpaliłam aparat, włączyłam tryb szerokokątny i zrobiłam mu zdjęcie. Przecież będę musiała komuś o tym powiedzieć. Na pewno Alice. Przecież to była przygoda życia. Tragiczna...

    Gdy wracałam autobusem, totalnie nie mogłam się skupić. W sumie się nie dziwie. Po takich wydarzeniach, wątpię aby ktoś kto przeżył takie coś, nagle był wyluzowany jak gdyby nigdy nic. Na pewno nie ja. 

    Nagle zaczął dzwonić do mnie telefon. O to mama. Już się bałam, że to ten typ od korków. Masakra. Ciekawe, co ode mnie chciała.

-Halo- odebrałam.

-Lizzy, jak będziesz koło jakiegoś sklepu, kupiłabyś parę ciastek i pomidorki koktajlowe do sałatki?- zapytała mama.

-No jasne  a przelejesz mi pieniądze na te rzeczy?- odpowiedziałam.

-Tak, tylko jak będziesz w sklepie, daj znać ile pieniędzy mam ci przelać- powiedziała.

-Dobrze mamo.

-Dziękuję Lizzy, kocham cię skarbie- oznajmiła rodzicielka.

-Ja ciebie też, pa mamo- powiedziałam i zakończyłam połączenie. 

    Powinnam powiedzieć o tym wydarzeniu mamie, ale w sumie to nie jest sprawa na telefon. Muszę jej to powiedzieć prosto w oczy. Aby była przy niej, gdy dostanie zawału, słysząc te wieści o "korepetytorze" z dodatkowymi usługami. Normalnie bajka. 

   Zbliżał się przystanek na którym miałam wysiąść. Musiałam wyjść jeden wcześniej, aby wejść do sklepu i kupić produkty dla mamy. 

   Po skończonych zakupach, skierowałam się do domu. Jejku, jak ja miałam dość dzisiejszego dnia. Jak wrócę do domu, od razu pójdę spać. 

    Gdy wróciłam do domu i podałam mamie zakupy dowiedziałam się, że będziemy mieć wieczorem gościa. Pewnie to będzie ojciec, który miał przyjechać w weekend. Mam dość dzisiejszego dnia... Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła pójść spać. Ale najpierw będę musiała zmierzyć się z ojcem. Nieźle. Trudny ten dzień.  

-Mamo, o której godzinie przyjedzie ojciec?- zapytałam, specjalnie używając słowa ojciec, ponieważ już nigdy nie nazwę go tatą. Tata jest kimś innym niż ojcem. Przynajmniej dla mnie. 

-Wieczorem, późno- odpowiada, gotując jakieś dania. 

-A spoko, dobra ja idę na górę. Zawołaj mnie, kiedy będziesz mnie potrzebować.

-Mhm- odparła rodzicielka, zajęta przyprawianiem kurczaka.

    A co ja mam niby teraz ze sobą zrobić? Mój mózg zaraz wybuchnie i nie wiem co mam robić. Ciągle mam w głowie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Nawet to, że zobaczyłam Harvy'ego w autobusie, a on przecież ma swój własny samochód. 

Trust your intuitionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz