rozdział 10

45 8 0
                                    

Byłam skołowana. Po ostatnich wydarzeniach nie miałam chęci do życia. Sytuacja z Harveym mnie przytłaczała. Od tamtego czasu nie rozmawialiśmy. Zastanawiałam się, czy do niego nie napisać, ale Alice powiedziała, że jeśli do niego napiszę pierwsza, a on mnie nie przeprosi, to nie ręczy za siebie. Nie chciałam ryzykować, ponieważ moja przyjaciółka była nieobliczalna, ale wątpiłam, że chłopak do mnie napisze, bo minęło już dużo czasu od tamtego zdarzenia, a on nic do mnie nie mówił. Tak jak dawniej, zastanawiałam się, czy przypadkiem nie wróciliśmy do punktu wyjścia, a nawet dalej.

-Lizzy, chodź zjedz obiad- powiedziała moja rodzicielka, wyrywając mnie z rozmyślań.

Szczerze? Miałam dość wszystkiego. Jedyne na co miałam ochotę, to zakopać się w łóżku i nie wychodzić. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że odmówiłam tej imprezy, przez to Harvey się na mnie obraził. Pewnie uważa mnie za jakiegoś tchórza, lub dziecko, które nie jest duże, aby mogło wyjść z domu na imprezę.

-Lizzy!- usłyszałam głos mamy, która ponagliła mnie ostrzejszym tonem niż przedtem.

Nie chciałam, aby moja mama się martwiła, miała dużo spraw na głowie, w tym całą sytuację z ojcem, przeprowadzką oraz moim bratem, dlatego posłusznie zeszłam na dół i zjadłam jedzenie, które przygotowała Ana Anson, wybitna kucharka, czytaj amatorka.

To nie tak, że obiady, które gotowała były niesmaczne, czy coś w tym stylu. Moja mama naprawdę bardzo dobrze gotowała. Uwielbiałam zajadać się jej smakołykami, lecz ja przyzwyczaiłam się do gotowania mojej rodzicielki, która miała specyficzny smak i rękę do gotowania. Powiem tak, osobą z zewnątrz nie zawsze smakowało jedzenie Any.

Tym razem moja mama skusiła się na zupę pomidorową z ryżem. Była to moja ulubiona zupa, nawet powiedziałabym, że ulubione danie. Moja mama chyba zdawała sobie sprawę z tego, że w ostatnim czasie nie jest ze mną najlepiej i na pocieszenie mogła mi zrobić tą zupę. Domyślałam się tego, ponieważ wszyscy domownicy tego domu nie przepadał za ryżem, nie licząc mnie.

-I jak, smakuje? -zapytała, nakładając drugą porcję dla siebie.

-Mamo, przecież wiesz jak bardzo lubię zupę pomidorową- odpowiedziałam.

Ana Anson nic nie odpowiedziała, tylko usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła jeść. Doskonale wiedziałam, jak bardzo nienawidziła ryżu, dlatego szczerze doceniałam to, że chciała poprawić mi humor.

Alice: Wyjeżdżam, wychodź za 5 min

-Coś się stało?- zapytała mnie mama, zapewne widząc moją zdziwioną minę.

-Zapomniałam o tym, że umówiłam się z Ali na zakupy.

-Idź się szybko przyszykować- powiedziała moja rodzicielka tonem przepełnionym od troski.

Urocze było to dla mnie, że w tych trudnych chwilach stara się mnie wspierać, nawet tymi najdrobniejszymi rzeczami.

***

Myślałam, że dzisiejsze zakupy będą totalnym nie wypałem, lecz pomyliłam się. Alice najwidoczniej umiała zadbać to przyjemną atmosferę i jej unikatowy charakter pozwolił odciągnąć moje myśli od pewnego... Nie ważne, właśnie wchodziłyśmy do Brandy Melville, aby zakupić zwykłe ubrania do codziennego chodzenia. Był to jeden z ulubionych sklepów Alice, dlatego nasze wyjście do galerii nie obyłoby się bez odwiedzenia tego miejsca.

-Bierzemy?- zapytała przyjaciółka, wskazując na bordową bluzę z białym napisem.

-W sumie nie jest zła- odpowiedziałam, ponieważ naprawdę była ładna a mi rzadko kiedy coś się podobało.

-No widzisz, to weź też dla mnie a ja idę na inny dział- oznajmiła, omijając mnie.

Finalnie kupiłam bluzę z Brandy Melvillle, mgiełkę z Victorii Secret, naszyjnik z jakiejś sieciówki oraz kilka innych drobiazgów. Natomiast moja przyjaciółka wydała niezłą fortunę na swoje zakupy... Nawet nie jestem w stanie zliczyć ile ona rzeczy kupiła, ale jestem pewna, że suma jaka się uzbierała za te produkty jest trochę bardzo bardzo duża.

-Jedziemy do Liberty?- zapytała.

-Możemy jechać, ale nie jestem głodna- odpowiedziałam, co po części było prawdą, bo przed wyjściem jadłam obiad.

-Mhm- odparła, po czym skręciła w odpowiednią ulicę i po paru minutach dotarła do wybranego miejsca.

Dzisiaj w Liberty można było dostrzec kilka grup, które w najlepsze siedziały przy stolikach i jadły. Nie miałam ochoty na jedzenie, co najwyżej mogłam się czegoś napić, ale za bardzo nie miałam ochoty przebywać w tym miejscu. Liberty kojarzyło mi się ze spokojem, szczęściem oraz z Alice. Zawsze tu przychodziłyśmy, ale ja nie czułam się dobrze aby przebywać w tym miejscu. Byłam przytłoczona i rozkojarzona, jeszcze Harvey mógłby w razie czego wejść do tego lokalu i zobaczyć mnie w takim stanie.

-To co zawsze?- zapytała Nelly, która pracowała jako kelnerka.

-Ja tylko poproszę Coca- cole Zero- odparłam.

-A ja to co zawsze- oznajmiła Alice, po czym wygodniej rozsiadła się na miejscu.

-Nadal przeżywasz tą całą sytuację z Harveym?- zapytała, gdy zapadła pomiędzy nami cisza.

-Nie, ja tylko myślałam o tym...

-Lizzy, nie kłam, dobrze wiem, że to dotyczy Harvyego- weszła mi w słowo.

-To nie tak jak myślisz. Po prostu jestem serio skołowana tym co zrobił. Wiem, że nie byliśmy jakoś bardzo blisko, ale jednak to było coś. Sama dobrze wiesz, że odkąd go pierwszy raz zobaczyłam zawsze chciałam do niego chociaż zagadać. Niedawno mi się to udało, a teraz przez to, że go zraniłam nie chcąc iść z nim na imprezę jest na mnie obrażony- wydusiłam z siebie w końcu to co mi ciążyło na sercu.

-Lizzy, przestań. Nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje, ale nie jest to nic dobrego. Masz prawo mieć własne zdanie, on tobą manipuluje, Lizzy. Nie widzisz tego? Nie jest dobrym materiałem na przyjaciela i moim zdaniem dobrze wyszło, że wasz kontakt się ograniczył do zera- odpowiedziała.

-Ale Alice, nie rozumiesz tego. Minął już ponad tydzień od momentu, gdy widziałam się po raz ostatni z Harvyem. W szkole on nawet na mnie nie patrzy, tak jak przed tym jak zaczęła się nasza znajomość- odparłam czując łzy w oczach.

-Rób co chcesz, ale zaufaj swojej intuicji.

I właśnie tak zrobię, zaufam swojej intuicji.

Trust your intuitionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz