To był ostatni dzień handlu na stoisku z choinkami. Wszystkie się wyprzedały i została tylko jedna, krzywa z połamanymi gałązkami. Nikt jej nie chciał, więc Tae-hyung pomyślał, że on ją kupi. Nie miał przecież jeszcze nic przygotowane na święta. Obwiązał ją sznurkiem, postawił koło ogrodzenia i zaczęli wspólnie z Bo-gumem i Woo-sikiem zamykać stoisko. Jutro mieli jeszcze przyjść, posprzątać. Wszystkie igły oraz gałązki musiały zniknąć, aby ekipa do demontażu platformy mogła ją zabrać. A ponieważ mieli jeszcze kilka minut, to zabrał się za zamiatanie wokół ogrodzenia, żeby rano mieć to już z głowy.
— Tae? — usłyszał gdzieś w połowie zamiatania swoje imię za plecami.
Odwrócił się, udając zaskoczenie, choć doskonale znał ten głos.
Ha-eun stała w rozpiętym kożuszku i rękami w kieszeniach. Czerwony golf dodawał jej krasy, a włosy spięte tym razem w kucyk wydawały się krótsze niż zazwyczaj, ale na jej twarzy malowała się smutna mina.
— Cześć — powiedział do niej, udając obojętność.
— Przepraszam cię za tamten wieczór — przeszła od razu do sedna. — Rodziców poniosło.
Tae-hyung nie przerwał zamiatania.
— Nic się nie stało — zbagatelizował, choć bolało go to do kości.
Ha-eun wyciągnęła w jego stronę torebkę z drożdżówkami.
— Dla ciebie.
Tae-hyung przerwał zamiatanie i spojrzał na papierową torebkę, a potem na budkę ze słodyczami.
— To ode mnie — ubiegła jego pytanie, czy przysłała ją mama.
Tae-hyung właściwie nie wiedział, co boli bardziej. Nie odebrał torebki z jej rąk i zabrał się znów za zamiatanie.
— Nie powinnaś tu przychodzić. Twoim rodzicom się to nie spodoba — zwrócił jej uwagę.
— Jestem dorosła. Mam prawo mieć swoje zdanie i podejmować własne decyzje. Nie chcę tracić z tobą kontaktu.
Tae-hyung się zdenerwował. Przerwał zamiatanie i rzucił miotłę na ziemię.
— Nie chcesz? Jesteś tego pewna? — podniósł na nią głos. — Jestem gejem. Mam chłopaka. Wciąż chcesz mieć ze mną kontakt? — zapytał z roszczeniem.
Na twarzy Ha-eun wymalowało się zaskoczenie. Cofnęła się o krok, oniemiała zarówno jego wybuchem, jak i wyznaniem.
— No właśnie — prychnął z pogardą Tae-hyung. — Idź już i zabierz te ciastka — fuknął na nią i podniósł miotłę z ziemi.
Złość dosłownie buchała z niego jak gejzer.
Nie miał zamiaru się jej z niczego więcej tłumaczyć ani jej przepraszać, a już na pewno mówić jej, że tym chłopakiem jest JK, syn premiera, którego widzieli wtedy w telewizji. Zaczął znów zamiatać.
— Myślę, że źle mnie oceniłeś, ale nie mam ci za złe — powiedziała smutno, a po chwili odwróciła się i odeszła.
Godzinę później Tae-hyung dotarł do akademika. Wciąż zły i rozgoryczony ze słowami Ha-eun huczącymi w głowie, wszedł do ciemnego pokoju i oparł choinkę o ścianę. Rozejrzał się wokoło. Panował tu taki nieporządek, że strach było zapalać światło. Dokładnie taki sam, jaki panował w jego głowie. Cały grudzień, od kiedy rozpoczął się jarmark, nie kiwnął ani tu, ani w swojej głowie palcem, wciąż zabiegany i zmęczony. Kiedyś, od czasu do czasu wpadał tu JK i mu sprzątał, gdy miał sesję i nie miał czasu na nic. Zupełnie tak samo, jak zawsze porządkował myśli w jego głowie. Brakowało mu tego. Tęsknił za nim i jego opiekuńczością, choć wiedział, że nie powinien był nigdy tak go obarczać.
Łzy stanęły mu w oczach.
— Na cholerę mi ta choinka! — wrzasnął sam na siebie, a grymas rozpaczy wykrzywił mu twarz.
Cisnął kluczami o blat szafki na buty, a one jak zwykle przesunęły się po jej śliskim blacie i wpadły za nią.
🎄🌲🎄🌲🎄🌲🎄🌲
!!!!!!!
Do jutra :D
Sev.
CZYTASZ
Say Yes || Taekook
FanfictionOpowieść świąteczna będąca kontynuacją Countryside heart. Tae-hyung jest studentem ostatniego roku na Uniwersytecie Rolniczym w Busan. Według tradycji prowadzi wraz z kolegami stoisko z choinkami na jarmarku świątecznym. Jk pracuje w kancelarii ojc...