Cmentarz w prowincji Daegu, w której mieszkał kiedyś Tae-hyung, był niewielki. Gdyby spojrzeć na niego z lotu ptaka, wyglądałby jak krzyżówka z czasopisma dla dzieci.
Miał ledwo dwie alejki pionowo i cztery poziomo, a ogrodzony był niewysokim murem z czerwonej cegły oraz kamieni. Zamykany bramą z kutego żelaza, do której prowadziła żwirowa ścieżka, nieco pod górkę od miejsca, gdzie można było zaparkować samochód, wyglądał naprawdę niepozornie. W niczym nie przypominał tych wielkich cmentarzysk, jakie JK widywał w mieście. Było tu cicho i spokojnie, choć cmentarz nie mieścił się na zupełnym odludziu.
Podróż w to miejsce po nocnej libacji, jaką urządził dwie noce temu w hotelu, nie był najlepszym pomysłem, ale aż tak lekkomyślny nie był, aby prowadzić po pijaku. Najpierw trzeźwiał cały wczorajszy dzień, a dziś po śniadaniu wyruszył w drogę powrotną do domu. Do Busan. Przyjechał na wiec własnym samochodem, bo według kalendarza taki był plan, aby tu zajrzeć po drodze, więc nie zbaczał z kursu. Dla niego karteczki z kalendarza wciąż były w mocy.
Już wchodząc przez bramę, zauważył, że nad grobem dziadka stoi Tae-hyung, co było dziwnym zrządzeniem losu. Ubrany w tę swoją czerwoną puchową kurtkę i granatową czapkę, stał pochylony i chyba zamyślony. Jak wielki był to zbieg okoliczności i zaskoczenie, sam JK nie był w stanie sobie uzmysłowić. Serce wywinęło mu koziołka w piersi, a pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie, to, że może wreszcie otworzył kalendarz. Szybko jednak odrzucił ją na bok.
Nie łudź się — warknął sam na siebie.
Spojrzał na kwiaty i znicz, który trzymał w ręce, a celofan zaszeleścił cicho, gdy je opuścił znów na dół. Westchnął. Już nie było odwrotu. Poza tym niby dlaczego miałby się wycofać? Przyjechał tu do dziadka, a nie do Tae-hyunga.
Kiedy podszedł bliżej, zdał sobie sprawę, że Tae-hyung płacze. Brwi powędrowały mu w górę.
— Tae? — zwrócił się do niego, a chmurka pary uleciała z jego ust jak jego imię.
Pogoda stawała się chłodniejsza z każdym dniem i mróz zaczął piec w policzki. Śniegu jednak jak nie było, tak nie było.
Tae-hyung odwrócił się na pięcie jak oparzony.
— JK? Co tutaj robisz? — zapytał i szybko wytarł łzy rękawem kurtki.
JK patrzył na niego oszołomiony. Tae-hyung nie płakał zbyt często. Swoją żałobę po dziadku już dawno przepracował i już dawno nie płakał tu nad jego grobem, a jego pytanie utwierdziło go w przekonaniu, że kalendarza nie otworzył.
— Przyjechałem odwiedzić grób dziadka. Dlaczego płaczesz? — zapytał zatroskany.
Tae-hyung się zmieszał. Odwrócił znów przodem do nagrobka.
— Tak po prostu. Tęsknię za nim — wyłgał się.
Płakał z innego powodu, ale nie chciał o nim rozmawiać.
JK podszedł bliżej i stanął obok. Położył kwiaty przy tablicy i uklęknął, żeby zapalić znicz. Kiedy nikły płomień rozświetlił stalowe popołudnie, wstał i poprawił swój czarny płaszcz na ramionach. Chłód był przenikliwy i wdzierał się pod ubranie niczym żyletki.
— Jak tu przyjechałeś? — zapytał, bo przecież Tae-hyung nie miał samochodu.
Tae-hyung wzruszył ramionami.
— Pociągiem, a jak inaczej — burknął zmieszany.
— Mogłeś napisać, że się wybierasz, zgadalibyśmy się...
— Serio? — warknął Tae-hyung i spojrzał na niego spod byka. — Powiedziałeś, że ja też mam ci dać przestrzeń, pamiętasz?
JK nie odwzajemnił spojrzenia, za to zerknął gdzieś w bok i zrobił krzywą minę.
— Dzięki, że mi przypomniałeś, bo kompletnie wypadło mi z głowy — odpowiedział rozgoryczonym tonem.
Tae-hyung czuł się rozbity. Był roztrzęsiony i zrozpaczony. Znów zrobił najgłupszą rzecz w życiu, jak wtedy, gdy wysłał JK'a w pole i spaliło go słońce i jak zwykle nie miał odwagi się do tego przyznać.
JK by mu nie wybaczył tego, co zrobił. Przecież już mu nie zależało. Był obojętny i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy krzyczał na niego w herbaciarni, a teraz zgrywał takiego wyrozumiałego i zdystansowanego.
Stali znów chwilę w milczeniu. JK nie miał pojęcia jak się zachować. Tae-hyung tym bardziej. To było krępujące i dezorientujące, że się tu właśnie spotkali.
— Zostajesz w domu? Czy wracasz do Busan? — zapytał w końcu JK, gdy mróz zaczął dawać im się we znaki i czas było się zbierać.
— Wracam — bąknął Tae-hyung.
— Chcesz wrócić ze mną? — zaproponował JK.
— Nie. Dzięki. Poradzę sobie — odpowiedział Tae-hyung.
JK tylko pokiwał głową twierdząco i odwrócił się na pięcie.
— To cześć — powiedział na odchodnym, ale nie czekał na odpowiedź.
Kiedyś zabiegałby o to, żeby Tae-hyung nie był uparty i nie zachowywał się w ten niedojrzały sposób. Jednak nie tym razem. Był tym naprawdę zmęczony. A potem całą drogę powrotną ledwo widział jezdnię. Płakał i złorzeczył, gdy łzy rozmazywały mu obraz za szybą.
— Piękne święta nam zgotowałeś, Tae. Nigdy ichnie zapomnę. Dzięki!
🎄🌲🎄🌲🎄🌲🎄🌲
Kochani, od dziś rozdziały mogą wychodzić nieco później. Może nie tak późno jak dziś, ale jednak. Zaczęłam urlop i mogę zaspać od czasu do czasu ^^
Przed nami ostatnia prosta. Yyyy a raczej równia pochyła :D
Do jutra!
Sev.
CZYTASZ
Say Yes || Taekook
FanficOpowieść świąteczna będąca kontynuacją Countryside heart. Tae-hyung jest studentem ostatniego roku na Uniwersytecie Rolniczym w Busan. Według tradycji prowadzi wraz z kolegami stoisko z choinkami na jarmarku świątecznym. Jk pracuje w kancelarii ojc...