23.12 ~*~ Zamieszkamy razem?

342 38 50
                                    

Podwórko było szaro-bure, a widok nagiej, bezlistnej gruszy, jego Królowej, przygnębiający. JK najpierw wtoczył na skarpę swojego Nissana, a potem zatrzymał się przed bramą i ten oto widok ścisnął mu serce. Dziadek już na nich nie czekał. Obaj z Tae-hyungiem tęsknili za nim niemiłosiernie i tylko spojrzeli na ławkę pod ścianą, na której zawsze siadywał latem. Była pusta.

Potem wysiedli z samochodu i zataszczyli do kuchni krzywą choinkę, którą kupił Tae-hyung jako ostatnią ze stoiska i postawili w rogu. Prezentowała się nijako. W całym domu było zimno, jak na lodowcu i nim piec, który włączył Tae-hyung, na dobre się rozkręcił, minęła północ, a i tak wciąż było chłodno. Wyziębione ściany musiały się najpierw dobrze nagrzać, aby ciepło się utrzymywało. Do snu ubrali się więc w podwójne dresy i ułożyli się na jednym materacu, znosząc z całego domu wszystkie możliwe koce. I kiedy w końcu umościli się pod ich kilkoma warstwami łącznie z kołdrą, JK nie umiał zmrużyć oka.

— JK? Co się dzieje? — zapytał Tae-hyung, czując, jak przewraca się z boku na bok po raz setny.

— Nic.

Tae-hyung podniósł się na łokciu i złapał go za bark. Odwrócił do siebie.

— Powiesz? Czy mam wyciągnąć to z ciebie siłą?

JK parsknął śmiechem.

— Skąd niby tyle wojska weźmiesz? — zakpił.

Tae-hyung się skrzywił.

— No to jak? Mówisz? Czy mam dzwonić do twojego ojca?

JK uniósł brwi. Tae-hyung widział to bardzo wyraźnie, pomimo mroku, który spowijał poddasze.

— Do mojego ojca? Po co? — zapytał skonsternowany.

Tae-hyung uśmiechnął się przekornie.

— On na pewno ma jakieś koneksje z wojskiem. Pytałeś, skąd je wezmę.

JK zarechotał jak żaba i odwrócił się do niego przodem. Tae-hyung wyjątkowo dobrze dogadywał się z jego ojcem, to był niezbity fakt i wcale by się nie zdziwił, gdyby mu przysłał, chociażby Kilana.

— A wiesz, że ostatnio nawet dobrze się dogadujemy? — zaczął niepewnie.

Tae-hyung się uśmiechnął i opuszkami palców odgarnął mu włosy z czoła.

— Wiem — przytaknął. — Widziałem cię w telewizji, jak transmitowali wiec świąteczny z Seulu.

JK zamknął oczy ze skrępowania.

— Wyglądałem jak pajac.

— Byłem z ciebie dumny — uciął jego wywody Tae-hyung.

JK otworzył oczy.

— Naprawdę?

— Bardzo. Naprawdę, ale teraz powiedz mi co cię gryzie? Bo nie zasnę — wrócił do początku rozmowy Tae-hyung.

JK chwilę milczał. Sam nie wiedział, czy na pewno chce to teraz rozegrać.

— Przywiozłeś kalendarz? — zapytał niemalże niedosłyszalnie.

— Oczywiście — przytaknął Tae-hyung.

— Nie otworzyłeś dziś okienka — stwierdził z gulą w gardle JK.

Tae-hyung chwilę patrzył na niego z zastanowieniem. Jeśli JK mówił o czymś tak błahym takim tonem, jak teraz, to oznaczało tylko jedno. To wcale nie było błahe. To było coś ważnego.

— Pójdę w takim razie po niego — zadeklarował i zaczął się wygrzebywać spod kołdry i czterech koców.

— Zmarzniesz — próbował go zatrzymać JK, ale Tae-hyung nie dał się przekonać.

Say Yes || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz