18.12 ~*~ Grzaniec?

271 36 10
                                    

Noc zapadła ciemna i nieprzenikniona i dawno już było po północy, gdy JK kładł się do łóżka w pokoju na siedemnastym piętrze hotelu Ambasador. Odwrócił głowę w stronę poduszki obok.

Miał tu być z nim. Na wiecu. W Parku Świateł.

To był taki przedświąteczny prezent, który chciał im sprawić.

Ojcu i Tae-hyungowi.

Pokazać im, że dojrzał. Że jest odpowiedzialny i że docenia to, kim jest jego ojciec. Chciał, żeby Tae-hyung był z niego dumny.

Wiedział, że nie stanie z nim u boku ojca na wystąpieniu. Nie był gotowy na taki publiczny comingout, ale chodziło tylko o to, żeby tu był. Żeby zobaczył go, jak stawia czoło swojemu niedojrzałemu byłemu sobie.

Tymczasem był JEGO byłym.

Czy on naprawdę ze mną zerwał? — pytał sam siebie, a krew w żyłach mu się gotowała, gdy o tym myślał.

Nagle w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Wstał więc i podszedł do nich. Otworzył.

Tuż za nimi stał ojciec. Wciąż jeszcze w garniturze, bo dopiero co wrócił z konferencji prasowej, na której obecność JK'a już nie była taka konieczna.

— Śpisz? — zapytał, widząc go w piżamie.

— Nie, nie śpię — odpowiedział JK. — Coś się stało? — zapytał.

Ojciec wszedł do środka i stanął przy oknie, uchylając poły marynarki. Złapał się za boki. Odwrócił się, a na jego twarzy malował się dziwny wyraz. JK jeszcze takiego nie widział.

— Doceniam to, co zrobiłeś — powiedział poważnym tonem. — Jestem z ciebie dumny, naprawdę.

JK się uśmiechnął, ale smutno, jakby z politowaniem. Poczuł w sobie po raz pierwszy to, co czuł, gdy był mały. Tę więź ze swoim silnym ojcem. Poczuł znów ten podziw dla niego i że kiedyś bardzo chciał być taki jak on.

— Dzięki, tato — powiedział cicho. — To miał być taki wcześniejszy prezent dla was obu. Dla ciebie i dla Tae-hyunga. Chciałem wam pokazać, że jestem dojrzały.

— I pokazałeś, naprawdę JK, jestem z ciebie dumny. Doceniam, że chcesz mnie wspierać.

JK znów się uśmiechnął kącikiem ust.

— Chociaż ty — dodał smutno.

Ojciec uniósł brwi.

— Chociaż ja? Tae-hyung nie jest? — zapytał ze zdziwieniem. — Swoją drogą, gdzie on jest? Mówiłeś, że przyjedzie z nami. Coś się stało?

JK usiadł na łóżku i wsparł łokcie o kolana. Schował twarz w dłoniach.

— Zerwał ze mną — wylał z siebie żal.

Ojciec westchnął. Podszedł do łóżka i usiadł obok. Pogładził JK'a po plecach.

— Może jeszcze wróci? — podał hipotezę. — Twoja mama zawsze wracała — dodał lekkim tonem jakby nawet z żartem.

JK odsłonił twarz i spojrzał na niego przez ramię.

— Co?

Ojciec patrzył na ciemny świat za oknem, ale widać było, że widzi ją oczami wyobraźni.

— No tak, zrywała ze mną kilka razy, ale zawsze wracała — powiedział z nostalgią.

— Dlaczego zrywała? — zapytał oszołomiony JK. — Kilka razy?

Ojciec się zaśmiał.

— Bo długo byłem taki jak ty — powiedział rzeczowo. — Piłem, balowałem i za nic miałem obowiązki. Ojciec jednego razu kij na mnie złamał, gdy mu się poskarżyła, jaki jestem niedobry. Raz zażądała rozwodu, gdy się dowiedziała, że jest z tobą w ciąży. Twierdziła, że to moja wina — zaśmiał się, wciąż patrząc w ciemną przestrzeń za oknem. — To było właśnie jakoś przed świętami.

JK też się zaśmiał.

— Pewnie do dziś żałujesz.

Ojciec przestał się uśmiechać i spojrzał na niego.

— Nigdy nie żałowałem, że się urodziłeś. Mama też nie. Oboje czekaliśmy na ciebie, tylko byliśmy zaskoczeni i się nie spodziewaliśmy, że jeszcze będziemy mieć dzieci. Jeong-hee miała już osiem lat, a my nie byliśmy młodzi. Byłem wniebowzięty, że mam syna — powiedział znów tym swoim surowym tonem.

— A Jeong-hee? Z niej się nie cieszyłeś?

— Jeong-hee była moim oczkiem w głowie. To ja musiałem sprawić, aby była ze mnie dumna. To ja musiałem zasłużyć, na jej względy, nie ona na moje. I Bóg mi świadkiem, że się starałem, ale... chyba zawiodłem — podał w wątpliwość. — Nigdy się z tym nie pogodzę. Nie miałem pojęcia, przez co przechodzi.

JK spojrzał na niego znów zdumiony.

— A teraz już wiesz? — zapytał, otwierając szeroko oczy.

Niby wiedział o rozmowie ojca z Kilanem, ale teraz to brzmiało jakoś inaczej.

Ojciec chwilę milczał, znów patrząc w ciemność za oknem, a potem westchnął ciężko.

— Mam jej pamiętnik — powiedział z goryczą. — To ciężka lektura, ale pozwoliła mi zamknąć żałobę. Myślisz o niej czasem? — zapytał o Jeong-hee.

— Codziennie — odparł bez zastanowienia JK.

— Może w takim razie ty też powinieneś przeczytać. Myślę, że jesteś już na tyle dojrzały, abyś mógł to zrobić. Wiem, że zostawiła ci list, ale ten pamiętnik to zupełnie co innego. Daj mi znać, jak będziesz gotowy. Dam ci go.

JK nic mu nie odpowiedział. Jego myśli pobiegły do lisicy spod lasu, uwięzionej we wnykach. Nie musiał się z nią żegnać. Dla niego ona wciąż tu była.

Ojciec jeszcze chwilę siedział w zamyśleniu, a potem uderzył dłońmi o kolana i wstał.

— Pora spać. Wyśpij się, bo rano kolejna tura rozmów z wyborcami i konferencja — powiedział, poklepując JK'a po ramieniu.

Kiedy wyszedł, JK położył się znów do łóżka. Ta rozmowa uwalniała w nim niezrozumiałe pokłady emocji. Był zaintrygowany pamiętnikiem siostry, ale też wystraszony, co mógł w nim przeczytać. Cieszył się, że ojciec go docenił i po raz pierwszy porozmawiali w ten sposób. Ale najbardziej wciąż czuł rozgoryczenie związane z Tae-hyungiem. To na nim zależało mu najbardziej. Zgodnie z kalendarzem mieli dziś pójść wypić grzane wino na jarmarku.

Spojrzał w stronę barku. A potem wstał i bez namysłu sięgnął po alkohol. W połowie butelki włączył telewizor, puścił Titanica i upił się do nieprzytomności.

Ojciec rano tylko pokręcił głową z dezaprobatą, widząc ten obraz nędzy i rozpaczy, gdy wszedł do jego pokoju zaniepokojony jego nieobecnością na śniadaniu.

Znów go zawiódł.

🎄🌲🎄🌲🎄🌲🎄🌲

O nieeee, Tae, zobacz coś Ty narobił!

Proszę zapamiętać ten rozdział! 😉

Jutro rozdział wyjątkowo dopiero koło południa. Nie wyrobię się na rano ☹️ postaram się, ale nie mogę obiecać.

Do jutra!

Sev.

Sev

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Say Yes || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz