15.12 ~*~ Diabelski Młyn?

271 35 62
                                    

JK, gdy załączył w końcu rano telefon, odczytał wiadomość od Tae-hyunga, że będzie na niego czekał w herbaciarni. Wyszedł więc z kancelarii przed czternastą i niespiesznie ruszył w jej kierunku. Nie mógł zaprzeczyć, że na przemian czuł rezygnację, rozgoryczenie i mimo wszystko stres.

Kiedy się zbliżył do Szklanego Czajniczka, zobaczył Tae-hyunga siedzącego już przy ich stoliku.

Oho, zjawił się Mały Książę, a raczej Róża — sarknął na niego w myślach i szybko się za to skarcił.

Na pierwszy rzut oka widać było, że Tae-hyung jest tak samo zdenerwowany, jak on. Dłonie trzymał złożone razem między kolanami pod blatem stołu i rozglądał się na boki na każdego człowieka, który przechodził obok. Herbaciarnia tętniła życiem, jak co dzień, gdy zbliżała się czternasta, więc głowa kręciła mu się w tę i we w tę, na boki.

JK westchnął ciężko i pchnął szklane drzwi. Tuż za nimi napotkał miły zapach pomarańczowej herbaty i niespokojne spojrzenie Min-gyu, które powędrowało w stronę stolika, przy którym siedział Tae-hyung, a potem wrócił do niego i skinął mu głową na przywitanie. Minę miał nietęgą.

JK zdjął rękawiczki, rozpiął kurtkę i poszedł w stronę stolika.

— Cześć — przywitał się, ale bez entuzjazmu.

Tae-hyung spojrzał na niego w górę, ale szybko odwrócił wzrok. Był zmieszany.

— Cześć — bąknął.

JK usiadł naprzeciw niego, ale jedynie półbokiem i nie rozebrał kurtki. Rękawiczki wciąż trzymał w dłoni, jakby nie miał zamiaru zabawić tu długo i za chwilę znów wyjść.

— JK, przepraszam — zaczął się kajać Tae-hyung.

— Za co tym razem? — przerwał mu ostro JK.

Tae-hyung się skrzywił z goryczą.

— Ogólnie, za to, że się nie widujemy i że to tak wygląda.

JK się zaśmiał szyderczo.

— I to wszystko? — dopytał. — Naprawdę?

Czekał, czy Tae-hyung poruszy temat dziewczyny z budki ze słodyczami, która wczoraj tak ochoczo przyniosła mu drożdżówki.

Tae-hyung podniósł na niego zaskoczone spojrzenie.

— A myślisz, że jest coś jeszcze? — zapytał skonsternowany.

JK wlepił w niego sztyletujące spojrzenie.

— Ty mi powiedz, Tae. Jest coś jeszcze? — zapytał niczym inkwizytor.

Obiecał sobie, że nie poda mu tym razem problemu na tacy. O nie!

— Nie — zaprzeczył Tae-hyung, ale jego głos brzmiał cicho i niepewnie.

JK wiedział, że właśnie zatrzaskuje go we wnykach, jak tego lisa spod lasu.

— To dziwne, bo mnie się wydaje, że jest. Mylę się? — docisnął temat.

Tae-hyung uniósł brwi.

— Niby co? Ja też mam prawo być zły. Prosiłem, żebyś nie przychodził na jarmark...

— Że co? — wybuchł JK. — Teraz to moja wina? — zapytał z roszczeniem.

Chwilę patrzyli sobie w oczy.

— Potrzebuję przestrzeni, JK — rzucił jak bombę Tae-hyung.

JK zamrugał oczami, a po chwili otworzył je szeroko. Miał wrażenie, że wypadną mu z oczodołów.

— Co? — zapytał oszołomiony. — O czym ty mówisz?

Tae-hyung o mało nie schował się pod stołem. Milczał.

— Masz mi za złe, że przyszedłem na jarmark z Min-gyu, który chciał kupić choinkę dla swojej dziewczyny i poprosił mnie o pomoc? — zapytał z roszczeniem JK. — Ja wiem, że ci twoi kumple mnie nie cierpią, bo jesteśmy GEJAMI, a winę w ich oczach ponoszę TYLKO ja, bo ty przecież jesteś święty i zasługujesz na lepsze życie, zapewne z KOBIETĄ, ale to jest przesada! Ty się słyszysz? — podniósł głos i ludzie zaczęli się gapić.

— JK opanuj się — syknął Tae-hyung. — Nie o to mi chodzi.

JK wstał z impetem, głośno szurając fotelem.

— Właśnie, że o to ci chodzi. Nie ma problemu, Tae. Już jestem opanowany. I już mnie nie ma. Nie będę cię więcej wodził na pokuszenie ani zabierał ci przestrzeni! Może zapełnij ją drożdżówkami, które ci przynosi ta dziewczyna! Tylko jak dostaniesz mdłości, to do mnie nie przychodź! Ja też mam dość bycia wiecznym lekarstwem na wszystkie twoje bolączki!

— To podłe co mówisz — bąknął Tae-hyung. — To nie jest tak, jak myślisz.

— Nie chcę już wiedzieć jak — warknął JK i ruszył do wyjścia.

Tae-hyung zerwał się za nim.

— JK! — zawołał. — Zatrzymaj się!

Złapał go za rękaw kurtki. JK odwrócił się z wściekłością wymalowaną na twarzy.

— Prosiłeś o przestrzeń — zarzucił mu i spojrzał na jego dłoń zaciśniętą na swoim rękawie. — Więc teraz daj mi moją! Bierz to łapsko! — niemalże krzyknął z odrazą i wyszarpnął rękaw z jego uścisku.

Wyszedł z herbaciarni i ruszył w stronę kancelarii, jakby był pijany.

Czy on właśnie ze mną zerwał? — pytał sam siebie. — Nie. Poprosił o przestrzeń. Ale czy to nie jedno i to samo? — dręczyły go domysły przez całą drogę.

Mieli dziś pójść na jarmark przejechać się na diabelskim młynie, ale on czuł się, jakby zszedł z karuzeli w lunaparku.

🎄🌲🎄🌲🎄🌲🎄🌲

Jprdle, Tae  coś Ty odwalił?

Do jutra!

Sev.

Sev

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Say Yes || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz