Rano JK nie miał czasu myśleć o kłopotach. Miał pełne ręce roboty. Ojcu zbliżał się spory wiec świąteczny przed ostatnim rokiem kadencji i kolejnymi wyborami. Wszyscy byli zdenerwowani i nie chciał nikomu wchodzić w drogę. Miał kupę zajęć, ale przecież nie byłby sobą, gdyby nie udało mu się wymknąć do herbaciarni o czternastej.
Przecież dla Tae-hyunga był w stanie stanąć na głowie.
A może to właśnie źle? Może nie powinienem? Może powinienem przestać się tak morderczo starać i desperacko zabiegać? — zadawał sobie pytania.
Ulice wciąż były przygnębiająco szare, gdy szedł jedną z nich na spotkanie, które doskonale wiedział, że się nie odbędzie i żal wymieszany z irytacją wypełniał mu serce. Mieli dziś według kalendarza powspominać ich wspólne cztery lata i przygotował nawet na tę okazję całą rolkę zdjęć i filmików w telefonie, ale nie liczył na zbyt wiele. Tae-hyung dał tylko przypuszczenie, że prawdopodobnie nie będzie się mógł zjawić, ale JK doskonale wiedział, że przesądził sprawę. Na przemian czuł złość i żal, gdy o tym myślał, ale tak ostatecznie i gdzieś głęboko w środku dokładnie dziś rano poczuł się zmęczony. Nie tylko tą sytuacją. Czuł się zmęczony Tae-hyungiem. Tą jego ciągłą chwiejnością i brakiem pewności siebie w najdrobniejszych sytuacjach oraz brakiem zaufania, jeśli chodziło o jego emocje, i tym, że to on, JK, zawsze musiał stać na pierwszej linii, naprawiać go, starać się za nich dwóch, żeby było dobrze i wyciągać z niego siłą dręczące go myśli. I choć nigdy w życiu nie przypuściłby, że poczuje coś podobnego, to teraz nie mógł oszukiwać sam siebie, że tak właśnie było.
Był zmęczony.
Teraz znów szedł na spotkanie, które przecież nie miało prawa bytu, ale oczywiście obiecał, więc musiał się stawić. Cała ta sytuacja zaczęła budzić w nim sprzeczne emocje. Nie lubił, gdy tak się działo. Nie lubił tego uczucia rozterki, gdy jadowita złość podpowiadała mu złośliwości wobec Tae-hyunga. Zupełnie jak z tą dziewczyną. Celowo mu o niej nie wspomniał. Chciał go przyprzeć do muru i dociskać tak długo, aż sam to z siebie wykrztusi. To było podłe, a z drugiej strony niby dlaczego? Tae-hyung miał coś na sumieniu, czemu znów miał mu podawać rozwiązanie na tacy? Czemu miał mu o tym wspominać i rozpoczynać za niego rozmowę, którą to on powinien rozpocząć i stawić jej czoło?
Tak, był zmęczony. Zdecydowanie.
Nigdy w podobnej sytuacji by tak nie pomyślał, ale teraz... teraz miał dość.
Jeong-hee zawsze mówiła, że potwory nie żyją pod łóżkiem, one żyją w naszych głowach, a czasem są nami samymi.
Miała rację.
Cytowała wtedy pewien wiersz, ale słabo pamiętał jego wersy.*
Kiedy dotarł do Szklanego Czajniczka, zamówił tylko jedną herbatę i usiadł przy stoliku, zrezygnowany. Chciało mu się płakać, gdy patrzył znów w szklaną filiżankę, a listki zielonej herbaty krążyły na powierzchni gorącej wody, zabarwiając ją na żółto-zielony kolor. Znów przypomniała mu się lisica i po raz pierwszy pomyślał, że być może nadejdzie dzień, że nie będzie mu dane jej spotkać nigdy więcej. Że być może Tae-hyung wycofa się z danej obietnicy, może z niego zrezygnuje. Zerwie z nim? Dla tej dziewczyny? Ją zabierze wtedy na wieś? Pocałuje w pustku?
Co ja wtedy zrobię? — zapytał sam siebie ze strachem i czuł, jak serce rozpada mu się od tych myśli na kawałki. Zawsze tego bał się najbardziej i chyba dlatego zawsze tak o niego zabiegał.
Jego życie związało się z Tae-hyungiem nierozerwalnie niemalże na każdej płaszczyźnie i to było z jednej strony takie oczywiste, że wiązał z nim każdą myśl, każde marzenie, po prostu przyszłość, a z drugiej, przerażające.
CZYTASZ
Say Yes || Taekook
FanfictionOpowieść świąteczna będąca kontynuacją Countryside heart. Tae-hyung jest studentem ostatniego roku na Uniwersytecie Rolniczym w Busan. Według tradycji prowadzi wraz z kolegami stoisko z choinkami na jarmarku świątecznym. Jk pracuje w kancelarii ojc...