24.12 ~*~ Będziesz mój na zawsze?

377 36 43
                                    

JK otworzył rano oczy i pierwsze co zobaczył, to drewniany sufit poddasza. Poczuł gorąco i jak dres przykleił mu się do ciała. Tae-hyung spał obok z czołem przytkniętym do jego ramienia, ale to nie on grzał jak piec. Powietrze jakby zgęstniało i stało się suche jak popiół. Nie rozumiał, co się dzieje. Poruszył się i Tae-hyung podniósł opuchniętą twarz z poduszki.

— Dzień dobry? — zapytał, uśmiechając się z zamkniętymi oczami. — Już rano? — dodał, jakby jasność pomieszczenia go nie oślepiała i z tego powodu miał zamknięte oczy.

— Czemu tu jest tak gorąco? — zaskrzypiał JK.

Gardło miał suche jak papier. Ścierny.

— Temperatura musiała spaść w nocy mocno poniżej zera i piec mocniej przygrzał, a teraz pewnie znów jest koło zera na zewnątrz i stąd to gorąco — wytłumaczył i opadł z powrotem na poduszkę. — Termoizolacja to nie zawsze dobre rozwiązanie, ale uwierz mi, nie chciałbyś tu spać, gdy dach był stary. Czasem miałem wrażenie, że nos przymarza mi do poduszki.

JK usiadł na materacu i przetarł oczy. W pokoju było jasno jak nigdy. Spojrzał w stronę okna po drugiej stronie poddasza, bo to obok nich było zasłonięte roletą.

— ŚNIEG! — wykrzyknął i zerwał się na równe nogi.

Przywalił głową w niski strop, zupełnie tak samo, gdy wszedł na to poddasze po raz pierwszy.

— Osszzzz kuurrrwwww — jęknął i rozmasowując obolałe miejsce, podbiegł do okna.

Uklęknął przy nim. Śnieg przykrył wszystko wokoło grubą pierzyną. Za plecami poczuł Tae-hyunga, jak pochyla się nad jego ramieniem do szyby.

— Tak czułem, że spadnie — powiedział z przekonaniem i uśmiechnął się szeroko.

Popchnął JK'a na swój materac, a sam znów przebiegł przez poddasze, dudniąc piętami o drewnianą podłogę.

— Kto ostatni ten fujara! — krzyknął i zbiegł po schodach.

JK zarechotał i stanął do walki o pierwsze miejsce. Niestety, gdy obaj znaleźli się na dole, sznurówki od butów mu się poplątały i stracił cenne sekundy.

Obaj wybiegli z domu dosłownie kilka minut później. W rozpiętych kurtkach, bez szalików i czapek. Śnieg zasypał podwórko i ciężko było się po nim poruszać.

— Wyjdźmy koło pustku, tam pewnie jest niesamowity widok — zaproponował JK.

Tae-hyung złapał go za rękę i pobiegli razem przez zaspy w stronę drugiego podwórka. Widok, gdy wyszli za bramę, a potem stanęli na rozebranej do połowy ścianie pustku, istotnie był niesamowity. Wszędzie tylko biel i szary skraj lasu na horyzoncie, ale też coś jeszcze... lisie łapki świeżo odbite na śniegu, prowadzące w tę i z powrotem oraz na około pustku. Tae-hyung się uśmiechnął.

— Skąd ona zawsze wie, że tu będziesz?

JK uścisną jego dłoń w swojej mocniej, patrząc w stronę lasu, jakby miał ją tam wypatrzeć.

— Pierwszy śnieg jest wyjątkowy.

Tae-hyung spojrzał na niego szybko.

— Pierwszy śnieg? Wyjątkowy? Dlaczego? — zapytał.

JK popatrzył na niego i sam się zastanowił.

— Pojęcia nie mam, ale Jeong-hee zawsze tak mówiła — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Poczekasz? — zapytał.

Na twarzy Tae-hyunga wymalowało się zaskoczenie.

— Na co?

— Poczekasz? — zapytał dobitniej JK, ale jego oczy uśmiechały się przekornie.

Say Yes || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz