Rano nastało szybciej, niż się którykolwiek z nich spodziewał, bo o ósmej. Telefon Tae-hyunga się rozdzwonił, ale nim zdążył odebrać, zamilkł.
Nerwowo spojrzał na wyświetlacz zapuchniętymi od snu oczami, ale ponieważ dzwonił Bo-gum, warknął tylko i rzucił telefon z powrotem na szafkę.
— Kto to? — zapytał wybudzony ze snu JK.
— Bo-gum, nie będę oddzwaniał. Harowałem na jarmarku cały tydzień, nie pójdę tam dzisiaj za żadne skarby — wymamrotał w odpowiedzi Tae-hyung i wtulił się znów w plecy JK'a.
Ten odwrócił się w pościeli i wziął go w objęcia. Wspominka o jarmarku skutecznie go wybudziła. Leżał więc obok i przyglądał się jego twarzy. Miał zamknięte oczy i wciąż wyglądał marnie. Blady i z sińcami pod oczami. Wciąż jednak był jego Tae.
Otworzył oczy, które uśmiechnęły się nikle.
— Gapisz się na mnie — zażartował. — Nie lubię, gdy tak robisz. To krępujące. Pewnie wyglądam jak pajac i mam poduszkę odbitą na twarzy.
JK się uśmiechnął i cmoknął go w usta.
— Ale ja lubię, nie zabronisz mi — odpowiedział przekornie. — Lubię cię w każdej postaci, nawet jako pajaca ze śladami po poduszce na policzku.
Chciał, żeby wszystko było jak dawniej. Pocałował go raz jeszcze i jeszcze, zgłębiając pocałunek, a następnie zaczął powoli całować po szyi.
Tae-hyung się spiął i zaparł rękami o jego klatkę piersiową.
— JK... źle się czuję.
JK oderwał usta od jego szyi i położył głowę z powrotem na poduszkę.
— Przepraszam. Po prostu jestem stęskniony — próbował wytłumaczyć, ale znajome zniecierpliwienie z wczoraj wypełniło jego myśli.
Chwilę leżeli, nie rozmawiając. Tae-hyung przymknął jeszcze na chwilę powieki.
— Tae, porozmawiajmy — poprosił JK.
Tae-hyung otworzył oczy i popatrzył na niego ze strachem.
— O czym?
— Coś cię trapi? — zapytał delikatnie JK. — Masz jakiś problem? Powiedz mi — poprosił.
Tae-hyung poprawił się nerwowo na poduszce.
— Naprawdę nie ma o czym — zapewnił.
Jego telefon znów się rozdzwonił. JK przewrócił oczami i położył się na wznak. Tae-hyung odebrał połączenie.
— Bo-gum? Co się dzieje? — zapytał zirytowany i chwilę słuchał odpowiedzi. — Dobrze, będę za pół godziny — powiedział i rozłączył rozmowę.
Na ekranie zdążył jeszcze zobaczyć powiadomienie z Instagrama: Park Ha-eun cię obserwuje. Szybko wygasił ekran i wstał pośpiesznie z łóżka. Wciągnął na siebie wczorajsze ubranie i skierował się do wyjścia.
JK pomaszerował za nim w samej bieliźnie. Nic się nie odzywał, tylko stał i patrzył, jak Tae-hyung wkłada buty. Kiedy się wyprostował, spojrzał mu w oczy.
— Źle się czułeś przed chwilą, a teraz pędzisz na jarmark? — zapytał z wyrzutem.
Tae-hyung uciekł wzrokiem i sięgnął po kurtkę na wieszak.
— Praca to nie seks, JK — wytłumaczył, choć słychać było w jego głosie szorstki ton. — Seo-joon złamał nogę. Poślizgnął się i przewrócił. Przed chwilą zabrała go karetka.
JK pokiwał głową.
— Rozumiem — powiedział wyrozumiale, ale gorzkim tonem i spojrzał gdzieś w bok, rozgoryczony. — Ale nie o to mi chodziło, a o ciebie. Martwię się.
Tae-hyung poprawił kurtkę na grzbiecie i spojrzał na niego ostatni raz.
— To się nie martw — powiedział szorstko. — Nie wiem, czy jutro będę mógł zajrzeć do herbaciarni w tej sytuacji.
JK spojrzał mu znów w oczy.
— I tak będę czekał — obiecał. — A może mógłbym zajrzeć dziś do ciebie na jarmark? Wiem, że twoi kumple mnie nie lubią, ale może znalazłbyś chociaż chwilę? Przyniosę ci coś do jedzenia. Nie zjadłeś śniadania.
Tae-hyung znów się zmieszał i zaczął owijać nerwowo szalikiem.
— Kupię sobie coś, daj spokój. I nie gadaj bzdur, wcale nie jest tak, że cię nie lubią.
JK miał ochotę się roześmiać drwiąco, ale gorycz była silniejsza.
— A jutro? — zaczął dopytywać.
— Lepiej nie, jutro spodziewamy się wizyty profesora. Przepraszam — łgał jak z nut Tae-hyung.
Czuł się jak w potrzasku. Chciał już wyjść, żeby nie musieć ciągnąć tej rozmowy.
JK pokiwał głową twierdząco, ale ledwo powstrzymywał wybuch złości i rozpaczy.
Tae-hyung znów uciekł wzrokiem, skrępowany i skierował się do drzwi. JK złapał go za rękę w ostatniej chwili i odwrócił do siebie.
— Słuchaj, a może ty mnie już nie kochasz? — zapytał zdesperowany. Wszystko mu drżało ze strachu, ale musiał to zrobić. Musiał zapytać. — I może nie wiesz, jak to powiedzieć?
Tae-hyun nagle się ocknął.
— Że co? — zapytał z tak ogromnym niedowierzaniem, że aż przemieniło się w złość.
JK poczuł się osaczony. Wzruszył ramionami i uciekł spojrzeniem.
Tae-hyung podszedł do niego bliżej. Na twarzy miał wymalowany wyrzut.
— Kocham cię, JK. Coś ty wymyślił? — zapytał z oskarżeniem.
JK się speszył. Miał argumenty, ale nie chciał ich używać. To była ostateczność. Wiedział, że Tae-hyung odbierze to jako napaść i brak zaufania.
— Przepraszam — bąknął zmieszany. — To przez święta — próbował wytłumaczyć. — Wszyscy wokoło chodzą szczęśliwi, a my się nawet nie widujemy — dodał z żalem.
Tae-hyung objął jego twarz dłońmi i pocałował go w usta. Tak naprawdę czule.
— Nie przepraszaj, to ja przepraszam, że to tak wygląda, okej? — powiedział lekkim tonem — Obiecuję, że to nadrobimy, ale teraz muszę już iść — dodał.
JK pokiwał głową, że rozumie, choć wcale nie chciał rozumieć. Tae-hyung wyszedł z miną skazańca, a JK przypomniał sobie kalendarz. Mieli dziś razem pójść na romantyczną kolację, a okazało się, że nawet nie zjedli razem śniadania.
🎄🌲🎄🌲🎄🌲🎄🌲
Oj, Tae... czy Ty nie rozumiesz...
Do jutra!
Sev.
CZYTASZ
Say Yes || Taekook
FanfictionOpowieść świąteczna będąca kontynuacją Countryside heart. Tae-hyung jest studentem ostatniego roku na Uniwersytecie Rolniczym w Busan. Według tradycji prowadzi wraz z kolegami stoisko z choinkami na jarmarku świątecznym. Jk pracuje w kancelarii ojc...