12.12 ~*~ Serce z piernika?

265 37 42
                                    

JK całe rano pracował w pocie czoła. Rozliczał niezliczoną ilość faktur, wpisywał je do systemu, a potem przekładał ojcu kilka spotkań, na które nie był w stanie dotrzeć. O punkt czternastej wyszedł na wciąż szarą, przygnębiającą ulicę i w Szklanym Czajniczku pojawił się kilka minut później. Już przez witrynę widział, że Tae-hyunga nie ma przy ich stałym stoliku i jak na zawołanie poczuł wibrujący telefon w kieszeni kurtki. Wyciągnął go i wyświetlił wiadomość.

„JK, przepraszam, nie przyjdę"

Już nawet nie pisał dlaczego. JK chwilę stał i patrzył w ekran ze smutkiem. To było takie nieprzyjemne, czuć to, co poczuł głęboko w sobie, patrząc na tę wiadomość.

Rezygnację.

Spojrzał przez szklane drzwi herbaciarni, jak Min-gyu wyciera filiżanki za kontuarem z kasą. Uśmiechnął się na jego widok. Schował telefon do kieszeni i nawet nie odpisał. Właściwie, to nie wiedział, jak ubrać w słowa odpowiedź. Okej? Nie ma sprawy? Nie przejmuj się, pogadamy później? Przecież wiedział, że tak nie będzie i że przecież to kłamstwo. Nic nie było okej, ani nawet w porządku. Było okropnie i to bolało. Chciał o tym porozmawiać, ale Tae-hyung odsuwał się w jakiś cień, w który on tym razem już nie chciał za nim pójść. Był naprawdę zmęczony. Obraz dziewczyny z jarmarku majaczył mu gdzieś w odmętach świadomości i uwalniał złość.

Ona za tobą tam nie pójdzie w ten cień i cię nie uratuje. Ona nie jest mną, Tae! — usłyszał jadowity głos w swojej głowie, jak wrzeszczy na Tae-hyunga, ale szybko go odepchnął. Pomyślał tylko jeszcze na chwilę o kalendarzu, który mu sprezentował i poczuł się jak głupiec. — Byłem naiwny, sądząc, że aż tak bardzo jest mój? Że te wszystkie obietnice są prawdziwe? — zapytał sam siebie o Tae-hyunga, który teraz być może składał właśnie obietnice komuś innemu. — Być może, ale moje intencje były szczere i prawdziwe. Czyste. To nie słabość być komuś oddanym — przekonał sam siebie i popchnął drzwi, choć czuł, że jest zupełnie inaczej.

Od progu przywitały go uśmiechnięte oczy Min-gyu, który przywołał go gestem ręki, jak tylko go zobaczył w drzwiach.

— Chodź, usiądź przy barze, pogadamy — zaproponował, gdy JK podszedł do niego.

— Też masz przerwę? — zapytał z uśmiechem.

— Nie, ale muszę wypucować na błysk te wszystkie filiżanki — odpowiedział, wskazując zastawiony nimi blat tuż pod barem. — Trochę mi zejdzie i czekałem z tym na ciebie. Mówiłeś, że się zjawisz.

— Oto jestem — zakpił JK.

— Siadaj, co ci podać? — dopytał Min-gyu i przerzucił sobie ścierkę przez ramię.

JK zaprzeczył gestem dłoni.

— Nic, nie traćmy czasu. Co u ciebie? — zapytał od razu.

Nie miał ochoty na herbatę, której kolor znów przypomniałby mu oczy lisicy i to, że Tae-hyunga znów tu nie ma. Chciał się oderwać od ciągłego myślenia o nim.

— Nie — zaprzeczył Min-gyu. — Ty pierwszy, opowiadaj. Wciąż jesteś z tym chłopakiem ze wsi? Jak on miał na imię? Przypomnij mi? — zapytał z zaciekawieniem.

JK się uśmiechnął blado.

Co za ironia — pomyślał.

— Tae-hyung, tak, wciąż jesteśmy razem. Studiuje tu w Busan i to zazwyczaj z nim się tu spotykam, ale ostatnio jest mocno zajęty i tak siedzę tu sam, jak kołek. A ty? Jesteś wciąż z Min-si?

Min-gyu zaśmiał się i pokręcił głową. Uciekł wzrokiem. Złapał znów za ścierkę i zaczął wycierać jedną z filiżanek.

— Nie, już dawno nie jesteśmy razem — zaprzeczył speszony. — Nie gadaj, że nie słyszałeś? — zapytał i zerknął na niego skrępowany.

Say Yes || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz