17.12 ~*~ Park Świateł?

260 35 47
                                    

W pokoju było ciepło. Zbyt ciepło. Tae-hyung czuł, jak pot spływa mu po plecach od ładnych kilkunastu minut, a żołądek po raz kolejny wywraca się na lewą stronę, gdy na stole pojawiły się tteokbokki. Ostre jak żyletki i niezjadliwe dla jego żołądka, tylko czekały, żeby zaatakować. W telewizji leciały wiadomości. Była godzina dwudziesta.

Tae-hyung przyszedł na kolację, ale wcale nie był głodny.

— Proszę, nakładaj sobie, śmiało — powiedziała mama, a Ha-eun puściła mu ukradkiem oczko z naprzeciwka.

Tae-hyung uśmiechnął się krzywo.

— Dziękuję — bąknął i złapał za miskę z kluskami ryżowymi w sosie, który lada chwila miał sprawić, że zejdzie do czeluści piekła.

— Słuchaj, a ten dom na wsi, który masz po dziadku. Kto się nim opiekuje, gdy mieszkasz tu w mieście? — zapytała mama.

— Nikt — odpowiedział grzecznie Tae-hyung, wciąż trzymając miskę z tteokbokki w dłoni. Był zadowolony z każdej sekundy, która dzieliła go od pożaru żołądka. — Stoi pusty.

— Nie myślałeś o sprzedaży? — zapytał tata.

Tae-hyung otworzył szeroko oczy.

— Nieee — zaprzeczył. — To mój dom rodzinny, nigdy bym tego nie zrobił.

Tata pokiwał głową, że rozumie.

— No to może potrzebujesz kogoś do opieki? — zadał kolejne pytanie. — Taki dom wymaga sporo pracy — zawyrokował. Jakbyś chciał, to mógłbym od czasu do czasu tam zajrzeć. Zrobić to i owo.

Tae-hyung poczuł się dziwnie osaczony. Uciekł wzrokiem do jedzenia. A żołądek już go zaczął boleć, choć jeszcze nic nie zjadł.

— Nie, dziękuję, radzę sobie. Dziadek mnie wszystkiego nauczył — odmówił grzecznie, ale czuł dyskomfort.

Ta rozmowa była nie na miejscu i wszyscy w pokoju to wiedzieli. Ha-eun jakby mogła, to schowałaby się pod stół. Widział to bardzo wyraźnie.

Na domiar złego na ekran telewizora wjechała relacja o tym, jak premier uczestniczy w wiecu świątecznym w Seulu. Wydarzenie odbywało się w przepięknej scenerii Parku Świateł.

Tae-hyung zaniemówił.

Pokazali premiera z bliska, a obok stał... JK. Ubrany w ładny garnitur i białą koszulę, z włosami zaczesanymi na bok wyglądał powalająco. W światłach reflektorów, tam, gdzie zawsze należał. Serce Tae-hyungowi wywinęło koziołka. Teraz już rozumiał, dlaczego nie mógł go znaleźć. Wyjechał razem z ojcem. Był z niego dumny, że w końcu dał się przekonać. Wiele razy o tym rozmawiali, ale JK był uparty jak osioł.

— Czy to syn naszego eleganckiego premiera? Ten obok? — zapytał tata, wskazując na ekran skinieniem głowy, gdy premier przemawiał na mównicy.

Tae-hyung z trudem oderwał oczy od ekranu i spojrzał na mężczyznę w średnim wieku, ubranego w szary sweter i z łysiejącym czołem. Nijak się miał do „eleganckiego premiera", a mimo to w jego głosie słychać było jadowity ton. A może właśnie dlatego było to słychać?

— Tak, ma na imię Jeong-guk — odpowiedział bez zawahania.

Tata przerwał jedzenie i spojrzał na niego zaskoczony.

— Interesujesz się polityką? Podoba ci się, jak rządzi nasz elegancki premier? A może jego syn? — zadrwił szyderczo.

Tae-hyung miał wrażanie, że dostał w twarz.

— Nie. Nie bardzo — bąknął. — Polityka nie jest dla mnie — dodał zmieszany, nie wspominając o JK'u.

— To skąd wiesz, że to on? Ten jego syn? I znasz jego imię? — dopytywał tata i znów zabrał się za jedzenie.

Say Yes || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz