Dokładnie 23 sierpnia wylądowałem w Seulu.
Moi rodzice jeszcze na początku roku postanowili, że przeprowadzimy się do Korei Południowej. Stwierdzili, że chcą sobie przypomnieć lata młodości, jak to było wtedy kiedy byli młodzi, wolni i nie mieli, jak to oni określili, żadnego małolaty na głowie.
Kiedy przyjechaliśmy pod dom, byłem zachwycony tym jak wygląda budynek. Był niewielki, miał jasnożółte ściany i brązową dachówkę. Dokoła okien i drzwi, ściany były obłożone drewnem. Uroku dodawało to, że w ogrodzie prawie wszędzie rosły krzaki róż. Były najróżniejsze. Czerwone, jasne różowe, ciemne różowe, białe... Wyglądało to wspaniale, tak ciepło, tak miło... Niestety to, czy o domu będzie się dobrze myśleć, zależy od tego czy w tym domu jest miłość, której brakowało. Oczywiście była, ale tylko między rodzicami. Mnie nie kochali. Powstałem przez przypadek. Zawsze mnie traktowali jak śmiecia.
Całkowite rozpakowanie zajęło nam jakiś tydzień. Dopiero po tym tygodniu zacząłem się zastanawiać co będzie dalej. I wtedy sobie przypomniałem, że przecież idę do nowej szkoły. Niby załatwiałem wszystkie papiery z mamą i już w niej byłem, ale przez nadmiar pracy w domu jakoś to wszystko do mnie nie docierało. Czyli najgorsze czeka-poznawanie nowych przyjaciół.
Nigdy nie lubiłem tego robić. Byłem introwertykiem. Nigdy nie miałem przyjaciół. Zawsze chciałem, ale nie było ani jednej osoby, która by się mną zainteresowała. Już się do tego przyzwyczaiłem, że nikt i nigdy mnie nie lubi.
Nie miałem co robić, więc postanowiłem się przejść. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na parter. Kiedy kierowałem się do drzwi usłyszałem głos mamy.
- Gdzie wychodzisz?
- Idę się przejść.
- A ile cię nie będzie?
- Nie wiem. Zależy czy mi się będzie nudzić.
- To jak już wychodzisz to zrób zakupy i wróc co najmniej po trzech godzinach. - powiedziała mama, wręczyła mi kartkę z listą zakupów i wróciła do kuchni.
Nawet nie prosiłem o pieniądze. Od zawsze musiałem kupować wszystko za swoje pieniądze, które dostawałem raz do roku, na urodziny. Kiedyś jak poprosiłem, to dostałem ochrzan, że ja też jem za te pieniądze, więc powinienem się dokładać.
Wyszedłem z domu, wyjąłem telefon i włączyłem nawigację. Nie wiedziałem, gdzie jest najbliższy sklep. W sumie to i tak nie musiałem się spieszyć, bo rodzice pewnie planują, nazwijmy to, "zabawę".
Kiedy przeszedłem zaledwie jakieś pięćdziesiąt metrów, ktoś we mnie wbiegł. Poczułem tylko jak się przewracam.
- O KURWA! PRZEPRASZAM! JA NIE CHCIAŁEM! - usłyszałem głos osoby, która najprawdopodobniej była przyczyną mojego upadku.
- Nie przeklinaj. - usłyszałem drugi głos.
Ktoś mi pomógł wstać i zobaczyłem dwie osoby. Pierwszy miał jasnobrązowe włosy i bardzo przypominał wiewiórkę. Drugi miał brązowe włosy i lisie oczy.
- Mieszkasz na tym osiedlu? Jakoś cię nie kojarzę. - odezwał się lisooki.
- Tak. Tydzień temu się wprowadziłem.
- A tak! Widziałem, że ktoś się tam wprowadził. To wiem gdzie mieszkasz. - odpowiedział i uśmiechnął się niebezpiecznie.
- Nie wiem czy mam się cieszyć, czy bać.
- A do której szkoły będziesz chodzić? Bo chyba jeszcze chodzisz do liceum, nie? - zapytał się wiewióropodobny.
Podałem nazwę szkoły i do której klasy będę chodzić. Na ustach wiewórasa zawitał uśmiech.
CZYTASZ
My Second Magical Home || Hyunlix
FanfictionCo jeśli jeden nieprzemyślany ruch może zmienić całe twoje życie? Felix jest zwykłym chłopakiem, którego rodzice nie kochają, bo powstał przez przypadek. Nie ma przyjaciół, tylko przez to, że jest zbyt optymistyczny jak na standardy uczniów jego szk...