🎵 - Rozdział 17 - 🎵

61 7 42
                                    

~ POV Ranboo: ~

Obudziłem się z nieco mniejszym bólem głowy niż wcześniej. Evie siedziała na biurku i czyściła sobie pyszczek łapką. Rozciągnąłem się wygodnie i usiadłem na łóżku. Wspomnienia ze wczoraj wróciły. Ze znużeniem wstałem ziewając i wyszukałem sobie coś z szafy. Ubrałem się i wyszłem z pokoju.

Poczułem jak przygniata mnie poczucie winy patrząc na posiniaczonego Tommiego. Gdzieniegdzie miał strupy i plastry. Tubbo też był trochę poobijany.

R: Przepraszam... - mruknąłem z żalem wpatrując się w chłopaków. Tubbo uśmiechnął się słabo a Tommy tylko odwzajemnił spojrzenie. Potem je odwrócił.

Usiadłem przy blacie wpatrując się w kromkę chleba, na którą nawet nic nie nałożyłem. Westchnąłem cicho, kładąc głowę na blacie. Martwiłem się o Y/n. Nie chciałem przeszkadzać Philowi i Wilburowi, więc nie wchodziłem do pokoju Phila.

Poderwałem się z blatu słysząc dźwięk otwieranych frontowych drzwi. Do środka wszedł Techno, cały umazany w krwi. Kulawym krokiem wszedł do środka i zamknął drzwi. Minął nas i zaczął obmywać swój miecz ze krwi w zlewie.

R: Uhm.. Techno..? - zacząłem niepewnie - Co ci się stało?

T: Wyjaśniłem sobie to i owo z Dreamem. Trochę go poturbowałem w tym lesie, ale i tak zdążył uciec. Jak zwykle... - potem uśmiechnął się szyderczo - Ale później spotkałem Quackity'ego i z nim też sobie "porozmawiałem".

Tb: Czy to go...

T: Nie, nie zabiłem go, ale i tak mocno oberwał.

Z pokoju wyszedł Phil i Wilbur.

P: Hej.. o Boże Techno! - z dezaprobatą westchnął, ale potem znowu się rozpogodził - Y/n jest w coraz lepszym stanie.

R: Właśnie.. Y/n. Czy mogę ją zobaczyć..?

Will pokiwał głową. On i Phil mieli nieco podkrążone oczy, co znaczyło, że nie spali tej nocy, a zajmowali się Y/n. Uśmiechnąłem się w duchu na tą myśl.

T: Jak młoda? - zapytał nie odrywając wzroku od miecza, który czyścił.

P: Zdecydowanie lepiej - uśmiechnął się, sięgając po kubek chcąc zaparzyć sobie kawy.

Ja zaś ruszyłem w stronę pokoju Phila, w którym obecnie znajdowała się Y/n. Weszłem do środka i zamknąłem drzwi.

Dziewczyna spała na łóżku, koc na kanapie obok był rozwalony, więc pewnie tam wypoczywali gdy mogli Phil i Wilbur. Na biurku walały się kubki po kawie i mikstury. Na podłodze leżała apteczka.

Podszedłem do łóżka, na którym leżała Y/n. Przykucnąłem i chwyciłem ją za rękę. Leżała spokojnie, oczy miała zamknięte. Na brzuchu miała zawiązany bandaż, na twarzy mnóstwo plastrów, ale i tak większość tych poważniejszych ran była już wyleczona przez mikstury regeneracji.

R: Och, Y/n...

Gładziłem jej rękę patrząc zaszklonymi oczami na to, w jakim jest stanie. Moja Y/n... Co ja najlepszego zrobiłem...

Pojedyncza łza zebrała się w moim oku.

Potem poczułem, jak jej dłoń, którą trzymałem lekko zaciska się na mojej.

Y/n otworzyła oczy, uśmiechając się lekko. Łza spłynęła po moim policzku.

Dziewczyna powoli uniosła dłoń i złapała moją łzę na swój palec.

Y/n: Nie płacz.. - wyszeptała słabym głosem.

Wargi drgały mi, gdy próbowałem powstrzymać płacz. Wtuliłem się w nią mocno, i mimo jej prośby rozpłakałem się na dobre.

R: P-p-przepr-rasza-am..! - wyjąkałem.

Wtulając się w jej klatkę piersiową, czułem bicie jej serca. Łkałem w jej objęciach jak małe dziecko. Sam już nie wiem, czy to ze szczęścia czy z poczucia winy i strachu. Ona jednak patrzała na mnie zmęczonym, lecz łagodnym wzrokiem i delikatnie gładziła moje włosy.

Po kilku minutach uspokoiłem się nieco.

R: Y/n.. przepraszam... Nie dałem mu rady..-

Y/n: Nie.

Spojrzałem na nią zdezorientowany.

Y/n: To nie twoja wina. Tylko jego. On przez cały czas jest tu problemem. I ten problem, trzeba w końcu rozwiązać.

Wtedy dopadł mnie ból głowy. Znów słyszałem jego głos.

D: To powodzenia, w rozwiązywaniu tego "problemu".

Y/n: Ranboo..?

D: Słuchaj, bądźcie rozsądni i wydajcie mi ją teraz. Wtedy zostawię was w spokoju. A jeśli nie... Cóż. Zniszczę was i to całe wasze miasto.

R: Nigdy tego nie zrobię..! - wysyczałem chwytając się za głowę - Wynoś się!

Y/n: Ranboo! Opanuj się! Musisz go wyprzeć stamtąd!

Skupiłem się odpowiednio i udało się. Głos zniknął.

R: Dziękuję... - wymamrotałem.

Y/n: Czyli teraz znów ma nad tobą kontrolę... - powiedziała jakby do siebie - Co mówił? - spytała głośniej.

R: Chce, żebyśmy cię mu wydali. Wtedy niby nas oszczędzi. Nie wierzę mu.

Y/n: Ja też nie.

Dziewczyna ziewnęła i przymknęła oczy.

R: Zmęczona, co?

Y/n: Mhm...

R: To odpocznij. Przyjdę później - obiecałem całując ją w czoło i wychodząc.

P: I jak?

R: Obudziła się, rozmawiałem z nią.

W: To dobrze. Teraz wypoczywa, tak?

R: Ta.

Uśmiechnąłem się. Cieszę się, że nic jej nie było. I cieszę się, że nie jest na mnie zła. Usmażyliśmy z chłopakami naleśniki, odłożyłem kilka z nich dla Y/n i w dość miłej atmosferze zjedliśmy swoje naleśniki.

------------------------------------------------------------
773 słowa QwQ

Dziś trochę krótszy rozdział, ale następny postaram się, źeby był dłuższy

Bayoooo

~ Zawsze Na Zawsze ~ Ranboo x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz