~ POV Y/n: ~
Złożyłam pocałunek na jego zimnych już ustach. Był to już zapewne ostatni nasz pocałunek. Wtedy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Zmusiłam się do spojrzenia na tą osobę. Był to Sapnap. Za nim stała reszta. Techno, Phil, Tommy, Will i Tubbo.
S: Jeszcze nie wszystko stracone - odparł z przekonaniem - Ostatnia umiera nadzieja...
Y/n: Ranboo nie żyje, Evie też a ty mi mówisz, że jeszcze nie wszystko stracone?! Może dla ciebie! JA STRACIŁAM WSZYSTKO! - łzy skapywały na jego ciało, gdy pochylałam się nad nim w żałobie. Uklękłam tak, by moje łzy nie spadały na niego, i nie robiły mu ran.
P: Nie straciłaś nas - odparł cicho Philza.
Y/n: To nie to samo... - wyszeptałam.
S: Jest jeszcze szansa na to, że uda się to wszystko naprawić.
Wbiłam w niego wzrok.
Y/n: Przestań gadać głupoty! On nie żyje...
S: Mówię poważnie. Myślicie, że jak George powrócił do żywych?
Y/n: Dream nie żyje. Tylko on znał zaklęcie - odparłam oschle.
S: Nie do końca - westchnął - Byłem z nim w bibliotece i tam znaleźliśmy odpowiednią księgę.
Tb: Chcesz powiedzieć, że możemy wskrzesić Ranboo? - zapytał Tubbo z nadzieją.
S: Tak. Tylko trzeba będzie odnaleźć księgę. Zakładam, że jest gdzieś w tym biurze, bądź w sypialni George'a. W najgorszym przypadku ją zniszczył, co w sumie byłoby głupotą.
Y/n: Miejmy nadzieję, że tego nie zrobił - mruknęłam, czując rosnącą we mnie nadzieję.
Natychmiastowo chłopaki zaczęli przeszukiwać biuro. Ja zaś nie chciałam zostawiać Ranboo samego. Po prostu.. nie mogłam. W końcu Will pomógł mi wstać i przekonał mnie do pójścia z nimi i poszukania księgi. Przyłączyłam się do nich. W końcu Tommy wydarł się triumfalnie:
Tm: CHYBA MAM!
S: Pokaż. Hm.. tak to ta - odparł.
Delikatnie wziął księgę z rąk Tommiego, ukląkł przy Ranboo i zaczął wertować strony w poszukiwaniu tej odpowiedniej. W końcu mu się udało.
S: Nie jestem pewien, czy się z tego rozczytam.. - wymamrotał.
Y/n: Musisz spróbować - powiedziałam, wpatrując się w niego swoimi opuchniętymi od płaczu oczami - To zaklęcie jest naszą jedyną nadzieją...
Kiwnął krótko głową i zaczął mówić coś w innym języku, nie odrywając wzroku od tekstu w książce. W międzyczasie wokół Ranboo pojawiła się aura, która zaczęła świecić. Potem błysnęło oślepiające światło.
~ POV Ranboo: ~
Mój mózg pobudził się do życia. Poczułem, że żyję. Przynajmniej miałem takie wrażenie. Słyszałem wokół siebie głosy. Nie potrafiłem zidentyfikować czyje, były. Nie słyszałem dobrze. Wtedy poczułem ból. Całe ciało mnie bolało. Teraz, to już było pewne, że żyję. Uświadomiłem sobie, że nie oddycham dopiero wtedy, gdy poczułem ogromny ucisk w klatce piersiowej.
Ocknąłem się z transu i łapczywie zacząłem łapać powietrze. Otworzyłem oczy. Potrzebowałem chwili, by zrozumieć co się dzieje. Siedziałem na posadzce, w kałuży krwi, ale ja sam żadnych ran nie miałem. Tak mi się przynajmniej zdawało. Poczułem, jak ktoś mnie obejmuje i z całej siły ściska. Zdezorientowany spojrzałem w bok.
Y/n. Włosy miała potargane, była poobijana, trochę krwawiła, a oczy miała opuchnięte od łez. Płakała. Na jej widok poczułem ulgę. Żyła. Przysunąłem ją bliżej do siebie, tuląc ją. Była rozstrzęsiona.
Y/n: Ta-a-ak się ma-a-artwiła-a-am! - krzyknęła dusząc się łzami - Ba-a-ałam się, że-e-e cię stra-a-acę już na-a-a za-a-awsze-e..!
Gładziłem ją po włosach.
R: Jestem tu... - pocieszyłem ją - I zawsze będę. Zawsze na zawsze, pamiętasz?
~ POV Y/n: ~
Od starcia z Dream'em minął już miesiąc. George i reszta nie pokazywali się już, widocznie po prostu się poddali. Sapnap, wyzwolony wreszcie od wiecznych gróźb Dream'az wrócił do domu, do swojego najlepszego przyjaciela, Karla. Ja i reszta również wróciliśmy do domu. Większość czasu spędziliśmy na świętowaniu naszego zwycięstwa, choć w najbliższej przyszłości mieliśmy w planach odbudować zniszczone budynki. Ożywiliśmy Evie za pomocą księgi, ale niestety utykała na jedną nogę.
Wszyscy cieszyliśmy się błogim spokojem. Wreszcie nie musieliśmy się martwić o wojnę wiszącą w powietrzu. Nastał pokój. Kto wie na jak długo? Ale nie przejmowaliśmy się tym bardzo. Cieszyliśmy się wolnością. Zdecydowałam się już na stałe zamieszkać w L'manburgu z Ranboo.
Nadeszła zima i Wigilię spędziliśmy wszyscy razem. Piekąc pierniki standardowo znowu podpaliliśmy kuchnię i omal nie spaliliśmy choinki, ale i tak były to udane święta.
R: Hej, Y/n!
Y/n: Hm?
R: Chodź na dwór, śniegu napadało!
Y/n: Idę! - wybiegłam z pokoju, ubrałam się ciepło i wyszłam ja dwór.
Techno budował fortecę ze śniegu, Tommy formował śnieżki, a Phil, Will i Tubbo lepili bałwana.
Aż mi się oczy zaświeciły na widok tak wielkiej ilości białego puchu. Natychmiast na niego opadłam i zaczęłam robić aniołki.
R: Widzę, że się bardzo cieszysz - zaśmiał się.
Y/n: Bardzo!
T: Tommy. Nawet. Się. Nie. Waż.
Tommy celował śnieżką w Techno. Wymierzył odpowiedni cios i rzucił. Jednak chybił o włos i nie trafił. Technoblade zaś cisnął mu śnieżką prosto w twarz, nie kryjąc przy tym złośliwego uśmieszku.
Tm: AŁA! TA ŚNIEŻKA BYŁA Z LODEM!
T: Oh. Naprawdę? Nie zauważyłem- A to pech... - udawał przejętego. Po chwili wyrzucił kolejną śnieżkę i tym samym rozpętał wojnę na śnieżki, którą i tak sam potem wygrał.
Tubbo rozpaczał nad zdemolowanym przez Tommiego i Techno bałwanem, Phil i Wilbur poszli do domu napić się gorącej czekolady, a Technoblade bombardował biednego gremlina śnieżkami. Wymieniłam z Ranboo rozbawione spojrzenia.
Y/n: Dosłownie najlepsze święta w moim życiu - stwierdziłam z uśmiechem.
R: Cieszę się - po tych słowach skradł mi buziaka i zaprowadził do domu. Dołączyliśmy do Phila i Wilbura przy kominku popijając ciepłe kakao...
------------------------------------------------------------
897 słów!I tak oto kończy się to opowiadanie. Być może w przyszłości pojawi się druga część aczkolwiek nie jestem pewna. Z góry dziękuję wszystkim osobom, które to czytały i dawały mi motywację na kolejne rozdziały <3
CZYTASZ
~ Zawsze Na Zawsze ~ Ranboo x Reader
Fiksi Penggemar(Akcja będzie się działa, w fikcyjnym świecie, że tak to ujmę. Po prostu w DSMP, ok?) ⚠️ UWAGA OPOWIEŚĆ MOŻE ZAWIERAĆ:⚠️ - Krew - Niepoprawne zachowanie - i wsm nwm XD