Rozdział 2 - Zwykły grób

3.3K 139 74
                                    

Siedziałam w biurze, pakując swoje rzeczy. Kupiłam bilety do portugalskiej wioski. Skupiłam się na zamknięciu wszystkich spraw i wzięłam dwa tygodnie wolnego. To był chyba pierwszy raz, kiedy naprawdę sobie na to pozwoliłam.

Wiedziałam, że na zwykłych wakacjach zjadłyby mnie myśli, nie wytrzymałabym w tej okropnej samotności nawet kilku dni. Teraz sytuacja była jednak inna. Miałam cel i zadania, które miały się z nim wiązać. Dzięki temu mogłam znowu rzucić się w wir pracy, trochę innej, ale jednak w trybie zadaniowym.

Sięgnęłam po torebkę i przejrzałam się w lustrze na ścianie pomieszczenia. Poprawiłam związane w kok włosy w kolorze ciemnego blondu, wyciągając dwa pasemka do przodu. Całe szczęście nie pogniotłam koszuli i marynarki. Garniturowe spodnie w tym samym kolorze prezentowały się równie schludnie. Czarny, ten kolor dominował w moim życiu i garderobie.

Na blacie biurka zaczął wibrować mój telefon. Patrzyłam na niego jak na największego wroga. Nie chciałam, odbierać widząc kto dzwoni, ale jak zwykle zwyciężył niepohamowany pracoholizm.

– Słucham – odezwałam się bardzo cierpkim głosem.

– Pani Prokurator, chyba potrzebujemy pomocy – usłyszałam w słuchawce znajomego policjanta.

– To chyba, czy potrzebujecie – mruknęłam lodowato.

– No dobrze, bardzo potrzebujemy – słyszałam, jak ciężko wzdycha.

– Po pierwsze jestem na urlopie, po drugie nie zamierzam ciągle was wyręczać – prychnęłam z niechęcią.

– Pani na urlopie? – W myślach widziałam jego wybałuszone oczy.

– Nie dosłyszy Pan? – Byłam zmęczona uszczypliwościami, związanymi z moim wyjazdem, które ostatnio słyszałam.

– Nie... Przepraszam – zmieszał się – Ja też miałem wyjechać z rodziną, ale ta sprawa wyskoczyła tak nagle...

– Nie potrzebuje ckliwych gadek – Walczyłam sama ze sobą, ale w końcu się ugięłam. – Proszę podać adres.

– Carrer de Balenyà 29 – wydukał z radością w głosie.

Rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki. Właściwie nie miałam pojęcia, dlaczego to robię. Byłam ogromnie szanowaną prokuratorką, a jeździłam pomagać dzielnicowym na każdą ich prośbę. To było niedorzeczne.

Moje czarne Bugatti czekało na parkingu przed budynkiem. Usiadłam na fotelu obitym beżową skórą. Włączyłam odtwarzacz muzyki. Z głośników zaczęły wydobywać się dźwięki Skyfall Adele. Przycisnęłam gaz, mocno zaciskając ręce na kierownicy.

                         +++++++++++

Po około dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i zaczęłam iść w kierunku domu. Dzielnica nie należała do najprzyjemniejszych. Tynk bez farby, dwa okna na krzyż i nieszczelne drzwi. Brak chodnika sprawiał, że musiałam iść po nieco grząskim gruncie, który zdecydowanie nie był dobry dla moich szpilek.

Kiedy podeszłam, w drzwiach stał już jeden z policjantów. Niezbyt wysoki, starszy Pan z lekkim brzuszkiem i rudą czupryną.

– Dziękuję, że Pani przyjechała – Patrzył na mnie z wdzięcznością, a moje usta nawet nie drgnęły.

Weszłam do środka budynku. Było całkiem schludnie zachowane, aczkolwiek nie wykraczało poza budżet dość biednej dzielnicy. Policjant próbował dotrzymać mi kroku, chociaż nawet na obcasach byłam dwa razy szybsza od niego.

– Mówić – Skinęłam w jego kierunku głową.

– Kobieta, lat 28, znaleziona jakieś dwie godziny temu... – zaczął raportować.

Anioły mieszkają w piekleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz