Rozdział 11 - Bez ciebie

2.5K 130 102
                                    

Patrzyłam na dość wysoką szatynkę. Właściwie nigdy nie powiedziałabym, że jest spokrewniona z Lilianą, gdyby nie identyczne szare oczy. Miała bardzo ostre rysy. Jej twarz była okropnie zmęczona. Była ubrana w długą, białą, obcisłą sukienkę.

- Zapraszam. - Wskazała dłonią na wnętrze budynku. - Chcę mieć to już za sobą.

Była oschła. Nie mogłam się temu dziwić. Stałam przed kobietą, która straciła dosłownie wszystko. Wydawała się wręcz wyrachowana.

- Proszę usiąść - poleciła.

Zajęłam miejsce na skórzanej czarnej sofie. Kobieta zajęła miejsce na jednym z białych krzeseł. Rozglądałam się po urządzonym w industrialnym stylu domu. Szukałam czegoś co przykuje moją uwagę. Zero zdjęć. W tym domu już dawno nie było ani jej męża, ani Lili, ale też rzeczy związanych z nimi.

- Czekam na pytania - mruknęła niecierpliwie.

- Trzyma Pani w domu jeszcze jakieś rzeczy córki? - To pytanie wymknęło mi się przez moje obserwacje.

- Nie. - Odpowiedziała krótko bez większych emocji.

- Ja wiem, że moje pytania Pani dotykają i nie są przyjemne, ale... - Chciałam spróbować zbudować jakiś grunt do tej rozmowy.

- Więc po co tutaj Pani przyszła? - zapytała protekcjonalnie.

- Żeby w końcu doprowadzić śledztwo w sprawie Liliany do końca. - Zachowywałam zimną krew.

- Powodzenia. - Zaczęła przyglądać się swoim paznokciom, które były równie bordowe co szminka na jej ustach.

- Widziała się Pani z córką w dniu wybuchu? - Zlekceważyłam jej kąśliwość.

- Nie, miałam w tym dniu kampanię. - Odpowiedziała bez cienia zawahania.

- Nadal pracuje Pani w rządzie miasteczka? - Sprawdziłam ją jeszcze przed naszą rozmową, ale chciałam to potwierdzić.

- Owszem.

- Czy to nie mogło mieć jakiegoś powiązania ze zniknięciem Liliany? - Zmarszczyłam brwi.

- Co Pani sugeruje? - prychnęła.

- Takim stanowiskiem można narazić się na niebezpieczeństwo, szczególnie w przypadku odpowiedzialności jaką jest pozycja zastępcy burmistrza. - Konsekwentnie badałam jej zachowanie.

- Liliana nie została zabita ani porwana. - Nie spodziewałam się wymawiania jej imienia w tak beznamiętny sposób. - To był wypadek, proszę nie szukać drugiego dna.

- A co jeżeli takowe istnieje? - Nie wiem dlaczego, ale się podirytowałam, coś w tej kobiecie wyraźnie mi się nie podobało. - Była Pani na tyle blisko, żeby wiedzieć komu mogła się narazić?

- To już jest zniewaga. - Mocno zacisnęła szczęki. - Liliana nie miała wrogów. Nikt nie chciałby zabijać zwykłej nastolatki.

- Z reakcji jej przyjaciół wiem, że wcale nie była zwykłą nastolatką. - Rozpętała się we mnie niewytłumaczalna złość.

- Dzieciaki odbierają świat inaczej. Idealizują wszystko co stanie im na drodze. - Na jej usta wypełzł sarkastyczny uśmiech.

- Poświęcała jej Pani dużo czasu? - Ewidentnie czułam, że coś jest nie tak.

- Oczywiście, co to za pytanie - warknęła.

--------------------------------------------------------------

Z pamiętnika Lili...
12 listopada 2014

Stanęłam przed drzwiami swojego domu i wzięłam głęboki oddech. Błagałam w myślach o spokojny wieczór. Po ciężkim dniu zapełnionym kartkówkami, liczyłam na upragniony odpoczynek. W końcu był piątek, chwila, żeby złapać oddech. Wiedziałam, że jest tak w inny h domach, ale u mnie? U mnie zawsze było inaczej.

Anioły mieszkają w piekleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz