10. Strach.

1.6K 65 8
                                    

Rio de Janeiro, Brazylia
Lipiec

- Bo nigdy nie spotkałem kogoś z takim charakterem jak ty, White.- dźwięczało mi w uszach przez kolejne sekundy. Nie wiedziałam, co myśleć, co powiedzieć, jak się zachować. Nie miałam pojęcia o niczym, a on nawet przez chwile nie przestawał mnie onieśmielać swoją pewnością siebie. W końcu odwróciłam głowę w stronę oceanu i skupiłam się na widoku, który tak bardzo mnie oczarował, kiedy tu wjeżdżałam. Między nami panowała cisza, a ja nie czułam dyskomfortu. Czułam kojący wiatr i ścisk żołądka, który przypominał mi, że te słowa były dla mnie zarówno zaskakujące jak i miłe. Mogłabym snuć dalej swoje refleksje o tym, jak się czułam, jednak z zamyślenia wyrwało mnie okropne uderzenie w tył nóg, przez co straciłam równowagę. Gdyby nie silne ramiona Victora, łapiące mnie w ostatniej chwili, pewnie nie miałabym już zębów.

- Daisy nie wolno skakać.- powiedział chłopak, trybem rozkazującym.

- Nic się  nie stało.- zaśmiałam, spoglądając na pieska.- Chcesz się pobawić, prawda?- powiedziałam, biorąc w rękę patyka i rzucając Daisy.

- Możemy już wracać.- wtrącił Victor, gwizdając w stronę psiaka i oboje zwróciliśmy się w kierunku domu. Widok rozpościerający się przede mną naprawdę był niesamowity, nie chciałam w ogóle się z stąd ruszać.

- Może moglibyśmy tu zostać?- zapytałam niepewnie.

- Myślałem, że może miałabyś ochotę coś zjeść.- wzruszył ramionami.

- Możemy zamówić pizzę.- powiedziałam obojętnie.

- Skoro chcesz.- odpowiedział.- To usiądź sobie tutaj... - wskazał na kanapę ogrodową obok basenu.- A ja skocze po ulotkę żebyśmy mogli coś wybrać.

- Jasne.- odpowiedziałam, obdarzając go delikatnym uśmiechem. Zajęłam miejsce na naprawdę wygodnej sofie, opierając się o miękkie poduszki i spoglądając przed siebie. To, co widziałam było tak piękne, że aż brakowało mi słów. Niesamowity ocean, słońce chowające się już za horyzont, kolorowe ptaki. Nigdy nie sądziłam, że zobaczę tutaj coś tak niezwykłego. Nie mogłam się oprzeć przed robieniem zdjęcia dla mamy, Stelli i Mariki, jednak chłopak wyprzedził mnie w tym.

- Nie!- powiedział, niemalże krzycząc, powodując na mojej twarzy znaczne zdziwienie.- Nie rób tu zdjęć proszę.- westchnął.

- Jasne, przepraszam.- odpowiedziałam, zaskoczona.

- Nie przepraszaj.- powiedział szybko, kładąc sobie dłoń na czole.- Po prostu wolałabym, aby nikt nie widział gdzie mieszkam.

- Ja już wiem.- powiedziałam, wzruszając ramionami.

- Nie trafiłabyś tu drugi raz.- odparł, a na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek. Wiedziałam, że to wyzwanie, ale nie miałam zamiaru dać się podpuścić.

- Może masz racje.- westchnęłam, spoglądając ponownie na ten niesamowity widok.

- Chodź, wybierzemy coś do jedzenia.- powiedział, siadając obok mnie. Jednak w odległości którą mogłam nazwać bezpieczną. Po chwili oboje zdecydowaliśmy się na sporą pizzę z dużą porcją salami i sera. Oczywiście głupia ja liczyłam, że pizza zostanie nam dowieziona, ale jak widać tajemniczy Pan Carvalho nie ufał nawet dostawcom jedzenia i zdecydował się, że sam ją odbierze.

- Długo tu mieszkasz?- zapytałam, siedząc nad basen i nawet na moment nie odwracając wzroku od tego bajecznego widoku. Wiem, że wspomniałam o tym już ponad milion razy, ale później okazało się to moim jednym z najlepszych wspomnień z Rio...

- Cztery lata?- odpowiedział pytająco, jakby sam się nad tym zastanawiał. - To był mój pierwszy poważny zakup.- zaśmiał się.

- Ej, a co z samochodem?- odpowiedziałam ze śmiertelnie poważną miną.

winnersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz