4. Rodzina jest najważniejsza.

2.2K 78 10
                                    

Rio de Janeiro, Brazylia
Lipiec

Poczęstowałam Viktora niezbyt przyjaznym spojrzeniem i oboje wystartowaliśmy. Na twarzy chłopaka malował się jedynie cwany uśmieszek tak jakby ponownie mnie bagatelizował. Wiedziałam jednak że to była tylko gra, ponieważ on doskonale zdawał sobie sprawę  z tego na co było mnie stać. Szliśmy łeb w łeb, wyścig był wyrównany, a drużyna Viktora ani razu się nie wtrąciła. Tym razem nam się poszczęściło, ponieważ na naszej drodze nie pojawił się żaden pociąg. Do mety dojechaliśmy równo, a kiedy spojrzałam na chłopaka nie widziałam na jego twarzy ani krzty niezadowolenia, wręcz przeciwnie wyglądał na pełnego satysfakcji.

- Chyba wisisz mi jeszcze jeden wyścig. – Powiedział, wysiadając z samochodu. – Tak dla stabilizacji wyniku.

-W twoich snach. – Rzuciłam rozbawiona, podchodząc do moich przyjaciół.

- Powiem Ci Aurora, że jesteś niesamowita.- powiedział Taylor, podnosząc dłoń, abym mogła zbić z nim piątkę.

- Jeszcze nie widziałam kierowcy, który byłby tak dobry, jak Carvalho albo nawet lepszy.- dodała Marika, poprawiając swoje warkoczyki i składając na moim policzku całusa.

- Co w rodzinie to nie zginie.- zaśmiał się Matheo, obejmując mnie. Byłam z siebie naprawdę dumna, a pochwały wychodzące z ust moich przyjaciół jeszcze bardziej uświadamiały mnie w tym, jak dobrze mi poszło. Kiedy odwróciłam się żeby pogratulować mojemu przeciwnikowi do moich uszu dotarł okropny hałas, a po chwili ujrzałam przepychających się mężczyzn. Oddaliłam się od znajomych żeby sprawdzić co się dzieje, ale mężczyźni wyglądali na naprawdę zdenerwowanych. Mogłam jedynie domyśleć się, że chodzi im o to, że nie powinnam była dojechać na metę równo z Viktorem, ponieważ ich wzrok ciągle zatrzymywał się mnie. Nagle szarpanina nabrała tępa, a do moich uszu dotarł dźwięk wystrzału. Dźwięk prawdziwego pistoletu. Wiedziałam o tym, ponieważ ojciec często zabierał mnie na strzelnice. Nagle poczułam mocne szarpnięcie, a brzuchem opadłam na maskę czarnego samochodu.

- Aurora!- do moich uszu dotarł krzyk Mathea jednak chłopak mnie nie widział.

- Musimy stąd spadać.- usłyszałam, co uświadomiło mnie, że obok mnie znajdował się Victor.- Wsiadaj.- rzucił chłopak, a ja próbowałam oswoić się z tym, co właśnie się dzieje. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na zastanawianie się, ponieważ kolejne wystrzały stawały się coraz głośniejsze.- No wsiadaj White!- krzyknął brunet, co kompletnie mnie otrzeźwiło i spowodowało, że momentalnie znalazłam się na miejscu pasażera w czarnym audi. Odjechaliśmy z miejsca wyścigu z piskiem opon, a ja cały czas odwracałam się, sprawdzając czy widać moich przyjaciół. Dopiero teraz do mnie dotarło, że mój telefon został w torebce Mariki.

- Czy mogłabym pożyczyć twój telefon?- zapytałam chłopaka, na co ten spojrzał na mnie podejrzliwe. - Muszę zadzwonić do Matheo, on na pewno się martwi.- dodałam. Brunet przewrócił oczami, włączając coś na komputerze, a po chwili moim oczom ukazała się cała klawiatura wraz z liczbami.

- Kliknij na zieloną słuchawkę i wpisz numer.- powiedział obojętnie. Na początku się wahałam, ponieważ nie wiedziałam do czego Carvalho był zdolny, ale w końcu doszło do mnie, że lepiej, aby Matheo wiedział z kim i gdzie jestem. Zrobiłam to, co mi poradził, a po chwili w samochodzie rozległ się głos mojego kuzyna.

- Aurora gdzie ty kurwa jesteś?- krzyknął, na co ja aż zamknęłam oczy.

- Wszystko w porządku.- powiedziałam spokojnym tonem.- Jadę samochodem, nie ma mnie w siódmej.

- Wiesz jak się martwiliśmy?- dodał w sposób oskarżający.- Strzelanina się bardzo rozniosła, a Ciebie nigdzie nie było. Taylor siłą wciągnął mnie i Marikę do samochodu.

winnersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz