18. Zemsta.

1.1K 39 1
                                    

Rio de Janeiro, Brazylia
Sierpień

Kiedy dojechałam do siódmej zastałam pustki. Kilka osób siedziało na murku przy głównej drodze i ku mojemu szczęściu była to cała ekipa moich znajomych, łącznie z Melanią i Frederico.

- Co wy tu robicie?- zapytałam, wysiadając z auta.

- Aurora!- wrzasnął Matheo, podbiegając do mnie i mocno mnie obejmując. Po chwili przy moim boku pojawili się prawie wszyscy, a ja wciąż nie wiedziałam co się dzieje.

- Kurwa jakie szczęście.- szepnął Taylor.

- Strasznie się o Ciebie bałam.- powiedziała Marika, przytulając się do mnie jeszcze mocniej.

- Możecie mi powiedzieć co tu się dzieje?- zapytałam, odsuwając się od nich.- Nie mam pojęcia co jest grane.- momentalnie wszyscy zamilkli i zaczęli rozglądać się po sobie.- Halo mówię do was.- dodałam, coraz bardziej nerwowym tonem.

- Aurora najważniejsze, że jesteśmy razem, a reszta się ułoży.- próbował mnie uspokoić Matheo, jednak ja nie dawałam za wygraną.

- Carl?- spojrzałam na chłopaka, wiedząc, że mnie nie okłamie.

- Victor pojechał z Sante do trzynastej.- odparł, spuszczając głowę.

- Po co jej powiedziałeś debilu?!- wrzasnął Taylor.

- Cicho!- krzyknęłam.- Jak to pojechał z Sante, dlaczego?

- Aurora jest coś o czym nie wiesz.- powiedział Frederico.

- Błagam was nie róbcie tego.- Melania schowała zapłakaną twarz w dłonie, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Wiedziałam tylko, że Victor jest w niebezpieczeństwie, a ja mogę mu pomóc.

- Co tu się dzieje?- zapytałam w chłodny i ostry sposób.

- Sante jest ojcem Victora.- szepnął Frederico.

- Co?- nie dowierzałam. Dziewczyny płakały, jednak nikt nie odezwał się słowem.- Od kiedy wiedzieliście?

- Dziewczyny od godziny, my odkąd Victor załatwił twoją sprawę z Sante.- powiedział Matheo, kładąc mi dłoń na ramieniu. Mimo, że stałam w amoku, zachowałam trzeźwe myślenie i odrzuciłam jego uścisk, czując jak łzy napływają mi do oczu.

- Muszę mu pomóc.- odwróciłam się w stronę samochodu.

- Aurora nie możesz.- wrzasnął Matheo.

- Jemu chodzi o zemstę na Victorze i chce Cie  wykorzystać, nie możesz się nadstawić.- powiedział Carl.

- Mam mu pozwolić skrzywdzić Victora?- zapytałam ironicznie.- Wszyscy wiecie, co dzieje się w trzynastej, tam giną ludzie!- krzyknęłam.- A ja nie pozwolę, aby ktoś skrzywdził Victora.- dodałam, wsiadając do samochodu. Po ruszeniu nadal słyszałam zrozpaczony krzyk przyjaciółek, przekleństwa ze strony Taylora i moje imię wołane przez Matheo. Zanim zniknęli mi z pola widzenia, widziałam w lusterkach jak każdy z nich biegnie w stronę samochodu. Wiedziałam, że nie mają szans mnie dogonić i szczerze mnie to cieszyło. Zależało mi na Victorze i mogłam poświęcić dla niego wszystko, ale nie własnych przyjaciół. Gdy dojeżdżałam do dzielnicy oznaczonej dużym numerem trzynaście ujrzałam kilku mężczyzn, stojących przy szlabanie, który odgradzał dzielnicę od reszty miasta. Bałam się, że nie przepuszczą mnie, jednak kiedy usłyszeli kogo szukam spojrzeli po sobie, uśmiechnęli się i wpuścili mnie, wskazując drogę. Wiedziałam, że jestem w ogromnym niebezpieczeństwie, ale Victor był tego wart. Wtedy byłam tego więcej niż pewna. Gdy dojechałam pod dużą, obskurną fabrykę zobaczyłam samochód Victora, dwa duże Jeepy i kilku mężczyzn z... karabinami. Głośno przełknęłam ślinę, wiedząc, że dosłownie igram z losem. Zamknęłam samochód, schowałam kluczyki do kieszeni i coraz pewniejszym krokiem ruszyłam w stronę grupki postawnych mężczyzn.

winnersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz