°•7•°

9 1 0
                                    

Josh

Cholernie się wystraszyłem. Kolejny raz Tyler niemal przyprawił mnie o zawał. Nie celowo, rzecz jasna, ale dotarło do mnie jak wiele dzieje się wokół tego człowieka. Niestety większość z tych rzeczy była bardzo nieprzyjemna.
Pomimo jego uśmiechu i delikatnej urody, czułem jak bije od niego jakiś mrok.

Stałem naprzeciwko Tylera, kończąc wycieranie krwi z jego twarzy. Znajdując się tak blisko zdałem sobie jeszcze bardziej sprawę z tego, jak uroczy był. Piękne oczy, słodki zadarty nosek i te roztrzepane włosy...

Gdy skończyłem, odsunąłem się powoli, ostatni raz zaciągając się jego zapachem.

- Całkiem ci było do twarzy z tą krwią. - uderzyłem lekko pięścią w jego ramię - Ale tak jest zdecydowanie lepiej.

Tyler wydawał się lekko zawstydzony i uciekał wzrokiem we wszystkie strony. Odwrócił się do lustra by sprawdzić jak wygląda.
Szczerze nie najlepiej... prawe oko zaczynało już puchnąć i powoli przybierać kolor śliwki.
Stojąc obok niego również spojrzałem w lustro. W pewnej chwili spojrzeliśmy w odbiciu na siebie nawzajem.

- Będziesz wyglądał jak gangster z osiedla, mówię ci - walnąłem żartem by rozluźnić atmosferę.

- Szkoda tylko, że moje starania nic nie dały. - posmutniał.

- Jak to nie dały? Dzięki tobie tego chłopaka gonił już tylko jeden misiek, a nie dwóch.

- Wiadomo coś o...

Nagle urwał. Spojrzałem na niego odrywając wzrok od naszych odbić. Ty cały czas patrzył w lustro. Miałem wrażenie, że skupił wzrok na czymś za nim. Za nim jednak nie było niczego oprócz pisuarów.

- Tyler? Wszystko okej?

- Taaak... - powoli odwrócił się w moją stronę.

- Jesteś pewny?

- Czy możemy już iść? - jego wzrok cały czas uciekał w tamtą stronę.

- Tak... Możemy... - przysięgam Tyler był dla mnie jedną wielką zagadką.

Gdy wychodziliśmy z toalety Tyler obszedł pomieszczenie dookoła, tak by być jak najdalej od pisuarów.
Nie zamierzałem o to pytać. Wiedziałem, że w tym momencie albo by skłamał albo udawał by, że nic się nie dzieje. Musiałem mieć na niego dzisiaj oko.
Przed drzwiami toalety czekała na nas dyrektorka.

- Oj Tyler... Pierwsze dni szkoły i już takie przygody...

- Już do tego przywykłem Proszę Pani. - brunet podrapał się nerwowo po ramieniu.

- Bardzo mi przykro, ale twoi rodzice nie odbierają telefonu... Masz jakiś krewnych, którzy byli by wstanie odebrać cię ze szkoły?

- Moi rodzice wyjechali na delegację a reszta rodziny mieszka czterysta kilometrów stąd, proszę Pani.

- Rozumiem... - wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Wymieniłem krótkie spojrzenie z Tylerem. - Sytuacja wygląda nieciekawie... nie powinnam była tego robić ale wierzę, że gdy zwolnię was z reszty zajęć, wrócicie bezpieczenie do domu.

- Właśnie taki jest nasz plan. Może być pani spokojna zaopiekuje się Tylerem. - objąłem bruneta jedną ręką. Widziałem jak próbuję ukryć uśmiech.

- W takim razie nikomu ani słowa, a ja zajmę się tym, by ani wy, ani szkoła nie ucierpiała po tej sytuacji.

- Dziękujemy bardzo. Dowidzenia.

- Dowidzenia chłopcy. - odeszła na swoich bordowych koturnach.

Dyrektorka tej szkoły to skarb.

Szedłem wolnym tempem w stronę szkolnych drzwi wyjściowych, tak by Tyler nadążył. Martwiło mnie to, że ma problem nawet z chodzeniem.

- Jesteś pewien, że nie chcesz iść z tym do lekarza czy coś? - zapytałem.

- Nie. - jego odpowiedź była bardzo szybka. Odpowiedział niemal bez zastanowienia. - Nigdy więcej tam nie wrócę.

- Rozumiem, ale czasem trzeba Ty...

- Nie, błagam nie... jest dobrze...

Tyler często unika tematów, o których nie chce rozmawiać. A może to tematy, o których nie potrafi rozmawiać? Chciałem odpuścić jak zwykle, ale postanowiłem spróbować wyciągnąć z niego kilka informacji.

- Czy czujesz się gotowy opowiedzieć mi dlaczego nie chcesz iść do szpitala?

Spojrzał na mnie wręcz z wyrzutem. W jego oczach pojawiły się małe iskierki strachu przed wspomnieniami i uczuciami.

- Kiedy byłem mały... - pierwszy raz w życiu, zobaczyłem jak komuś dosłownie słowa ugrzęzły w gardle.

- Jeśli nie chcesz nie musisz mi Teraz tym mówić. - spróbowałem trochę podnieść Ty na duchu, jednocześnie przepuszczając go w drzwiach.

- Ale czuję, że powinienem mieć przed tobą mniej tajemnic. - z podekscytowaniem patrzyłem jak Tyler się przede mną otwiera. - Kiedy byłem mały - wziął większy wdech - zdiagnozowano u mnie... Pewne zaburzenia. Przez to czasem robiłem dziwne i niebezpieczne rzeczy. Nie miałem... Ja nie mam nad tym kontroli Josh. A oni zawsze mnie karali. - Widziałem jak łzy spływają po jego policzkach. - Kiedy go widzę czuję to w całym ciele. Nie potrafię przestać robić tych wszystkich złych rzeczy. Wiem, że to złe wiem, że nie powinienem. Ale nie umiem. Ja... ja - wpadł w słowotok i mówił naprawdę szybko, a ja połowy z tego nie rozumiałem. - Chce być inny. Tak bardzo chcę być inny Josh... mam już dosyć tego wszystkiego.

Nie wiem kiedy się zatrzymaliśmy, ale czułem, że razem z nami zatrzymało się wszystko do okoła.
Nagle Tyler mocno się do mnie przytulił. Poczułem jego łzy na swoim ramieniu. Odwzajemniłem uścisk.
Już rozumiałem. Moje przypuszczenia okazały się słuszne.

- Tyler, w moich oczach jesteś idealny...

- Błagam nie kłam. - szlochał - Już pierwszego dnia zjebałem.

- Bo wyszedłeś z klasy? Za dużo myślisz Ty... Wiesz dlaczego wtedy mnie nie było? Poprostu zaspałem. Powiedziałbym ci odrazu, gdybym wiedział, że to tak istotne dla ciebie. W byciu przyjaciółmi chodzi nie tylko o dobre chwile i śmianie się razem na lekcjach artystycznych. W przyjaźni chodzi też o zaufanie i możliwość wypłakania się w ramie drugiej osoby. O dzielenie się problemami, tak by razem je rozwiązywać. - Spojrzał na mnie błyszczącymi od łez oczyma - Dlatego jesteś moim przyjacielem. Na dobre i na złe.

- Nigdy nie miałem przyjaciela...

Zabolało. Jakim cudem ktoś taki jak Tyler nigdy nie miał przyjaciela? Było mi przykro, że nigdy nie zaznał przyjaźni, a jednocześnie czułem się wręcz zaszczycony. Byłem jego Pierwszym przyjacielem.
Staliśmy tak chwilę wtuleni w siebie, a chłodne powietrze otaczało nas z każdej strony.

- Chodź - z żalem odsunąłem go od siebie - właśnie idziemy spędzić caaaały dzień razem. - chciałem go rozweselić, dlatego śmiesznym głosem powiedziałem - Przyjacielu? Czy dasz się zaprowadzić do mej pięknej willi?

Po czym wyciągnąłem rękę w jego stronę. Tyler niepewnie ją złapał...

- Pchoszę mnię pchowadzić. - genialnie udawał francuski akcent. Myślałem, że piękne ze śmiechu gdy to słyszałem - Mam szczechą nadzieję, żę dchoga nie będzię męcząca, iż mógłbym się wtedy zmęczyć.

Śmialiśmy się z tego całą drogę do mojego domu. Tyler nawet próbował mnie nauczyć mówić w ten sposób ale średnio mi wychodziło, przez co śmialiśmy się jeszcze bardziej.

_________________
1012 słów

Aż mnie mózg rozbolał od pisania z tym „francuskim akcentem" hahaha.
👽👽👽
Co sądzicie? Podoba wam się to opowiadanie?

Let it be/Twenty One Pilots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz