°•8•°

6 1 0
                                    

Tyler

Dom Josha był przytulny już z zewnątrz. Czerń połączona z drewnem pasował do siebie idealnie. Przeszliśmy przez podwórko a następnie po czterech schodkach do drzwi.
Gdy przekroczyłem próg, moje serce zabiło szybciej.
Zapach Josha...

- Jestem! - krzyknął Dun, a po chwili przed nami stanęła jego mama.

- Ooooo nie wspominałeś, że przyprowadzisz kolegę. - uśmiechnęła się na mój widok, ale zaraz zdjęła uśmiech z twarzy - Rany Boskie! Dziecko co ci się stało?

No tak zapomniałem, że pół mojej twarzy jest sine.

- To długa historia mamuś - byłem mu za to wdzięczny. Nie chciało mi się o tym drugi raz opowiadać.- Co tak pachnie? - zmienił temat, kierując się w stronę kuchni, co również uczyniłem.

- Lasagne synku. Za dziesięć minut będziemy jeść. Tyler zjesz z nami prawda?

- Ja... - tylko nie jedzenie, błagam.

Pierwszym powodem dla jakiego musiałem odmówić był fakt, że gdybym cokolwiek zjadł mógłbym zwymiotować. A drugim to, że nie nawidze jeść przy innych.

- No pewnie, że zjesz. - pani Dun ciepło się do mnie uśmiechnęła.

Myśl Tyler, myśl, myśl

- Przykro mi, ale ja nie jem mięsa. - nie głupie.

- Oh... - zarówno ona jak i Josh wydawali się zaskoczeni. Przyznam, że ja sam byłem zdziwiony - Rozumiem.

- Ja zjem później mamo. Jak Tyler pójdzie.

- Nie zamierzam was do niczego zmuszać. - lekko wzruszyła ramionami.

Josh zaczął iść w stronę swojego pokoju, już miałem iść za nim gdy...

- Josh dużo mi o tobie opowiadał.

Uśmiechnąłem się mimowolnie. Wiedziałem, że zapytanie „a co o mnie mówił?" było by w pewnym sensie samolubne, ale nie mogłem się powstrzymać. Josh napewno już nie będzie słyszał naszych ściszonych głosów.

- Jeśli mogę wiedzieć... Co takiego mówił? - na moje słowa kobieta zaśmiała się teatralnie.

- Gdybym mogła to wszystko spamiętać. Ale powiem ci jedno... - wyciągnęła z zamrażarki mrożony groszek w woreczku i owinęła go ściereczką - Na moje matczyne oko, podobasz mu się. Masz dobrze ci to zrobi. - wręczyła mi zimny okład i puściła oczko.

Teraz miałem prawdziwego banana na twarzy. Sam fakt, że Josh opowiadał o mnie swojej rodzicielce sprawiał, że czułem ciepło w brzuchu.

- Mamo daj mu już spokój! - Dotarł do nas głos Czerwonowłosego z jego pokoju. - Tyler chodź już nie przejmuj się nią. Ona zawsze za dużo gada.

- Joshua Dun! - udawała oburzoną.

- Też cię kocham mamo!

Patrząc na to z boku... To było jednocześnie bardzo urocze ale też smutne dla mnie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, chociaż bardzo tego potrzebowałem.

- Dziękuję - posłałem kobiecie ostatni uśmiech i poszedłem za głosem Josha, przykładając do oka okład.

Pokój Duna był cudowny. Niewielki i przytulny a jednocześnie w dobrym męskim stylu. Przeleciałem oczami chyba po wszystkim w tym pokoju. Ale moją największą uwagę przykuła elektryczna perkusja w kącie i Josh leżący na swoim łóżku.

- Masz śliczny pokój - zacząłem rozmowę. - mógłbym tu siedzieć godzinami.

- Nie widzę przeszkód. - odpowiedział mi, siadając i biorąc do ręki pilot, by załączyć telewizor. - Siadaj przyjacielu. - poklepał zachęcająco miejsce obok siebie, na co się zaśmiałem. Usiadłem blisko niego tak, że nasze uda się ze sobą stykały.

- Jaki film sobie życzysz? - spojrzał na mnie. Mogę przysiąc, że widziałem w jego oczach iskierki. Nie wiem jeszcze jakie, ale były tam.

Odsunąłem od siebie mrożony groszek i spuściłem wzrok.

- Josh... nie gniewaj się, ale chyba nie mam głowy do filmów w tej chwili. - to była prawda. Starałem się być silny ale sytuacja z dzisiaj bardzo się na mnie odbiła. Wiedziałem, że gdy przyjdzie wieczór, a ja zostanę sam ze swoimi myślami w pokoju, z pewnością poleje się krew.

- Dobrze - wyłączył telewizor - więc... na co ma ochotę mój Tyler?

Mój Tyler... Czy ja się przesłyszałem? Miałem nadzieję, że to nie tylko wytwór mojej wyobraźni.

- J-ja w zasadzie... Może to głupie ale - potrzebowałem teraz jedynie bliskości Josha. Jego ramion, które obejmą mnie, w ten jeden jedyny sposób, bym mógł poczuć się bezpieczni. - Nie to głupie, nie ważne.

Czułem jak moje policzki kolejny raz robią się czerwone. Nie potrafiłem mu tego powiedzieć.

- Tyler Joseph. Gdy zaczynasz coś mówić sprawiasz, że rośnie moja ciekawość, więc z łaski swojej dokończ albo spotka cię kara. - spojrzał na mnie udając rozgniewanego.

- O ou to chyba mam problem - odpowiedziałem podłapując jego żart.

- Mam rozumieć, że nie zamierzasz dokończyć swojej ciekawej wypowiedzi Ty?

- Nic już odemnie nie usłyszysz. Zamykam buzię na kłódkę. - udałem, że wyrzucam kluczyk po zamknięciu ust.

- Jestem niemal pewien, że zaraz będziesz wrzeszczał jak mała dziewczynka.

- Nie powiem jak to zabrzmiało ty zboczeńcu - sam się zdziwiłem, że znalazłem w sobie taką pewność siebie.

Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy gdy nagle Josh zaczął mnie łaskotać. Faktycznie zacząłem się wydzierać jak mała dziewczynka, ale sam nie wiem czy z bólu, jaki czułem przez siniaki na brzuchu, czy ze śmiechu. W trakcie tej przepychanki położyliśmy się na łóżku leżąc przodem do siebie.
Byłem już zmęczony śmiechem, a nie potrafiłem mu oddać, bo za każdym razem, jednym ruchem udawało mu się odsunąć moje ręce.
Nagle Josh znalazł się nade mną. Zabrakło mi tchu. Gdy spoglądał na mnie z góry wyglądał w cholerę seksownie.

- I co teraz zrobisz Ty? - siedział na moich biodrach podpierając się rękami o materac po obu stronach mojej głowy. - zostałeś pokonany.

- Tak sądzisz? - wtedy wrzuciłem mu za koszulkę mrożony groszek.

Josh zaczął piszczeć i próbować pozbyć się lodowatego groszku zza koszulki.
To jak wtedy się śmiałem było wspaniałe. Nawet nie czułem już bólu. Poprostu byłem szczęśliwy, że mogę robić z siebie debila z moim Przyjacielem.
_________________
874 słowa

Let it be/Twenty One Pilots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz