Josh
Dziwne, ale cudowne uczucie widzieć w swoim pokoju Tylera Josepha. Po tym jak pokonał mnie groszkiem rozmawialiśmy chwilę o szkole i podobnych sprawach.
Zapadła chwila ciszy i dopiero wtedy usłyszałem deszcz za oknem. Odwróciłem głowę w tamtą stronę.- Ty, już wiem co będziemy robić.
Zanim zdążył o cokolwiek zapytać złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą przez cały dom aż do drzwi wyjściowych. Po drodze słyszałem jego typowe marudzenie, które uwielbiałem.
- Josh czy ty oszalałeś? Gdzie mnie ciągniesz? Co ty wyprawiasz człowieku? Czy możesz mi odpowiedzieć? Josh!
Otworzyłem drzwi i nie przejmując się nawet zamknięciem ich, wybiegliśmy na zewnątrz.
- Czy możesz mi wytłumaczyć po co my... - Joseph nie dokończył swojego pytania.
Spojrzał w górę na czarne chmury nad nami. To była totalna ulewa.
Skierował swój wzrok na mnie. Jego włosy powoli robiły się mokre, co wyglądało bardzo seksownie.- Będziemy tak stać w deszczu? - zapytał się z rozbawieniem na twarzy.
- Nie. Nie będziemy stać. Będziemy tańczyć.
- No chyba nie. - wyraz jego twarzy spoważniał - Nie umiem tańczyć. Tymbardziej nie zatańczę bez muzyki.
- No dobrze, skoro nie chcesz się skusić na romantyczny taniec, między kroplami deszczu, jestem zmuszony...
Sam nie wierzyłem w to że to powiedziałem. Jestem debilem.
Wyciągnąłem w jego stronę powoli rękę i zastygłem tak.- Co ty robisz? - Był totalnie zdezorientowany.
Wtedy dotknąłem jego ramienia mówiąc szybkie „berek" i z całych sił zacząłem uciekać wzdłuż drogi. Nie musiałem długo czekać na usłyszenie biegnącego za mną i śmiejącego się Tylera. Czułem się w tamtej chwili jak dziecko.
Gdy się zmęczyłem, zatrzymałem się i odwróciłem gwałtownie w tył. Wszystko poszło zgodnie z planem, a Tyler dosłownie wpadł w moje ramiona. Nasz śmiech mieszał się z dźwiękiem kropel uderzających w asfalt. Odsunęliśmy się lekko od siebie tak, że nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. W tym świetle jego oko wydawało się bardziej sine, co (jakkolwiek dziwne to było) dodawało mu uroku. Przenosiłem wzrok z jego oczu na usta i z powrotem. Tak cholernie kusiło gdy był tak blisko. Ale nie mogłem. Nie wiedziałem czy on też by tego chciał, a nie mogłem sobie pozwolić na stracenie tak cudownej osoby.
Wtedy Tyler nachylił się do mojego ucha i wyszeptał:- Dziękuję...
- Za co dziękujesz? - przecież nic nie zrobiłem.
- Za to, że pozwoliłeś mi wygrać. Berek! - a to cwaniak pomyślałem.
Teraz to on zaczął uciekać biegnąc z powrotem w stronę mojego domu. Odpowiadało mi to, że to ja byłem z tyłu. Mogłem dzięki temu podziwiać jego cudowne ruchy i ciało.
Jasna cholera on jest idealny. Coraz bardziej zaczynałem rozumieć co czuje.- Tyler czekaj! - krzyknąłem gdy już miał wejść do domu. - Jeszcze jedno.
Podszedłem do niego zmniejszając dzieląca nas odległość. Nie wiem co ja wyprawiałem. To działo się samo.
Położyłem jedną rękę na jego policzku. Nasze usta dzieliły już nie centymetry, ale milimetry kiedy podjąłem inną decyzję. Podniosłem lekko głowę i dałem mu buziaka w nos.
Nie odezwałem się ani słowem zmuszając go do mówienia.- Tak się nie robi Josh. - patrzył mi prosto w oczy, a z jego włosów skapywały pojedyncze krople wody.
KURWA brawo Josh... trzeba było się powstrzymać. Czy tak ciężko docenić ci przyjaciela? Musisz odrazu z nim kręcić tylko dlatego, że... tylko dlatego, że chyba go kochasz?
- Przepraszam, to było głupie. - miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Nie Josh. - czekaj co? Czy jest dla mnie nadzieja? - Ale na następny raz dokończ to co chciałeś zrobić na poczadku. - puścił mi oczko.
Nie wierzyłem w to co usłyszałem. Potrzebowałem chwili na przeanalizowanie jego słów. Byłem tak szczęśliwy. Miałem ochotę podskakiwać i piszczeć. Patrzyliśmy na siebie z wielkimi uśmiechami na twarzy. Jakim cudem on mnie lubi? Jakim cudem on chce... o mój Boże to znaczy, że on chce żebym go pocałował...
Chciałem go jeszcze przytulić, a może nawet pocałować, ale on zachichotał tylko i poszedł w stronę domu. Gdy wszedł do środka odwrócił się, oparł o drzwi i spojrzał na mnie.
- Gapisz się Josh. - dziękuję ci Boże, że stworzyłeś tak nieziemską istotę i zesłałeś ją na ziemię.
Zakłopotany spuściłem wzrok i też wszedłem do domu.
Ściągnęliśmy zalane wodą buty i starając się nie zostawiać za sobą mokrych śladów, co średnio nam wychodziło, przeszliśmy znów do mojego pokoju. Zamknąłem drzwi a wtedy Tyler podsumował ostatnie 20 minut:- To było zajebiste! Tylko szkoda, że nie mam rzeczy na przebranie.
O tym nie pomyślałem. A przecież Tyler nie mógł w takim stanie wrócić do domu.
- Dam ci jakieś moje suche ubrania, spokojnie. - podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej dwie bluzy i dla niego najładniejsze z moich dresowych spodni, a dla mnie czarne jeansy.
Podałem mu jego nowe ubrania. Zacząłem ściągać z siebie mokre ubrania by przebrać się w te suche. Poczułem na sobie wzrok Tylera. Zanim zorientował się, że to widzę, badał całe moje ciało lekko się rumieniąc. Szczególną uwagę skupiał na moim umięśnionym brzuchu.
- Tyler, teraz to ty się gapisz. - zaśmiałem się.
- Ym ja... ten. Ty... znaczy ja. - nie potrafił się skupić na mówieniu i jestem pewien, że to przez to, że stałem przed nim w samej bieliźnie. - Boże p-powiedz mi tylko gdzie masz łazienkę. T-tam się przebiorę. Jeśli p-pozwolisz.
- Pewnie, jak wyjdziesz to w lewo i pierwsze drzwi po prawej. - nie mogłem pozbyć się uśmiechu ze swojej twarzy.
Gdy Tyler przechodził obok zauważyłem, że ma w spodniach mały problem.
Dopiero gdy wyszedł zorientowałem się, że u mnie sytuacja wygląda identycznie.
______________
880 słówTak kochani czytelnicy, w końcu zaczyna się robić gorąco ❤️🔥😎.
CZYTASZ
Let it be/Twenty One Pilots
FanfictionTyler, który średnio radzi sobie w relacjach społecznych, trafia do szkoły artystycznej by spełniać marzenia i zacząć nowy początek. Oczywiście los chciał by do tej samej klasy chodził również Josh. Więcej nie zdradzę ale pewnie się domyślacie. Mi...