Rozdział 8

153 13 4
                                    

ROZDZIAŁ ÓSMY

KOLOSEUM

Dobyłem różdżki gotowy skopać dupsko znienawidzonemu profesorowi. Szczerzyłem zęby jak wilk gotowy do skoku, wyszedłem przed szereg i wycelowałem.

Expeliarmus!

Zaklęcie wystrzeliło jak szalone, ale Snape nie uniósł żadnej tarczy. Zszokowany patrzyłem, jak wykonuje krótki, płynny ruch w bok, a klątwa mija go o centymetry.

– Co to miało być, panie Potter? – zakpił. – Rzucał pan śnieżką? Do zimy jeszcze daleko.

Ale potrafił być irytujący. Ten pogardliwy uśmieszek, ton sugerujący że jestem dla niego niczym więcej jak śmieciem. Wypaliłem drugie zaklęcie, później trzecie, czwarte, piąte, a on, jak gdyby nigdy nic, unikał wszystkiego niemal nie ruszając się z miejsca.

– Zaatakujesz w końcu? – pytał niewzruszony.

– Może ty to zrobisz?! – wrzasnąłem wściekły.

– Dobrze. Proszę uważać, panie Potter, może pan nie wyjść z tego cało.

Gdy uniósł różdżkę leniwym ruchem i wycelował we mnie, poczułem... przerażenie. To było jak stanięcie przed demonem, którego celem jest złamanie mi kręgosłupa. Po raz drugi w życiu wyczułem moc innego czarodzieja, a ta przytłoczyła moje zmysły i zgniotła płuca, wydzierając z nich powietrze kolczastą łapą. Była niesamowita, ostra, jadowita jak kieł węża.

Nie czułem takiej presji nawet wtedy, kiedy stałem naprzeciw Voldemorta na cmentarzu w dniu, gdy się odrodził. Bałem się jak cholera, ale teraz Snape wydawał się o wiele groźniejszym przeciwnikiem. Wyglądał jak samo zło, w czarnej, ponurej jak on sam szacie, miał elegancję diabła gotowego odebrać ci duszę i wzrok sadystycznego mordercy. A nade wszystko wokół niego promieniowała moc wywierająca na mnie taką presję, że każda komórka mojego ciała krzyczała:

UCIEKAJ!

Nie mogłem tego zrobić. Przygotowałem się na jego atak, czekając na słowo zaklęcia, ale on rzucił je niewerbalnie.

– Protego! – krzyknąłem, wkładając w to całą moc.

Bladobłękitna klątwa trafiła w moją tarczę, rozerwała ją od boku i przebiła się, muskając mnie w policzek. Powędrowała w uczniów za mną, ktoś chyba oberwał, bo słyszałem krzyki a pielęgniarki polowe ruszyły się z miejsca po raz pierwszy.

– Nie rozpraszaj się, Potter – wycedził Snape i już ciskał już drugim zaklęciem.

Moja druga tarcza pękła jak szklanka, klątwa trafiła mnie w pierś i wystrzeliłem w powietrze jak tłuczek wyskakujący z kufra. Mój świat zawirował, zmienił się w rozmazaną kulę barw i sylwetek. Nie uderzyłem jednak w ziemię, Snape celował we mnie różdżką i unosił w powietrzu zaklęciem lewitacyjnym.

A później ściągnął mnie na ziemię gwałtownym machnięciem różdżki w dół. Przywaliłem w piach mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, upadki z miotły przy najwyższej prędkości nawet się do tego nie umywały. Oplułem się, czułem krew płynącą mi po twarzy z rozbitego czoła, złamanego nosa i chyba wybitych zębów.

Wszyscy krzyczeli, wrzeszczeli, piszczeli, ktoś próbował do mnie podbiec, ale Snape posłał tę osobą zaklęciem na ziemię. Szedł w moim kierunku wolnym krokiem, a ja wierzyłem, że zaraz mnie zabije.

Nadal ściskałem w dłoni różdżkę, spróbowałem się podnieść, podeprzeć, ale wtedy moja lewa ręka złamała się w łokciu.

Po raz pierwszy krzyknąłem z bólu, zacisnąłem zęby, uniosłem wzrok. Nie miałem na oczach okularów, ale Snape był wystarczająco blisko, bym go widział. Uniosłem różdżkę w jego kierunku, wystrzeliłem zaklęcie, chyba niewerbalnie, ale odbił je od niechcenia.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz