Rozdział 7

196 16 11
                                    

ROZDZIAŁ SIÓDMY

JESTEM ORŁEM WŚRÓD OWIEC

Obudziłem się następnego dnia owinięty ocieploną zaklęciem kołdrą. Zacisnąłem mocniej powieki, kiedy przebijało się przez nie intensywne światło, obróciłem się i skuliłem do pozycji embrionalnej, by zachować to kojące ciepło. Sen mógł zdziałać cuda, ale kiedy budzisz się i czujesz jak wrak człowieka, to aż odechciewa się kłaść do łóżka. A ja byłem jak na potężnym kacu.

– Harry?

Spokojny, znajomy głos wyrwał mnie z letargu, ale nie zachęcał, by wracać do świata. Poczułem ostro-słodki zapach perfum, czyjś pukiel włosów opadł mi na policzek.

– Harry...

Otworzyłem powoli rozleniwione oczy. Powieki miałem posklejane, więc trochę trwało, zanim nie wpadłem na pomysł, by pomóc sobie palcami. Świat był rozmazany, ale rozpoznawałem dziewczęcą sylwetkę przede mną. Kasztanowe, kręcone włosy, pochylona i zmartwiona nad moim łóżkiem.

Hermiona podała mi okulary.

– Dzięki – mruknąłem, wciskając je na nos. – Gdzie jestem?

– W szpitalu – powiedziała oczywiste. – Martwiliśmy się, Harry.

Udręczona poczuciem winy za własną głupotę mina rozciągnęła mi twarz, więc uciekłem od niej wzrokiem i podniosłem się od pozycji siedzącej, przyglądając własnym dłoniom. Łóżka wokół były wypełnione innymi pacjentami, a całość wyglądała, jakby doniesiono je na szybko. W drzwiach stał jakiś auror, który gdy tylko mnie zobaczył wybiegł na korytarz.

– Dużo ofiar? – spytałem ponuro.

Hermiona pokręciła głową.

– Nie.

– Ale ofiary są, prawda?

Nie odpowiedziała od razu. Nakryła moje dłonie swoją własną, oczy jej błyszczały w ten wyjątkowy, uspokajający sposób, który mówił „to nie twoja wina". Ale ja wiedziałem, że moja.

– Przepraszam – szepnąłem, czując jak moją piersią wstrząsa szloch. – Tak bardzo przepraszam.

Hermiona objęła mnie ramieniem, przyciągnęła do siebie i też zaczęła płakać. Czułem się z tym strasznie głupio, ale byłem na tyle doświadczonym dzieciakiem, że wiedziałem jedno.

Przeszłości nie cofniesz, zmarłych nie wskrzesisz, trzeba więc wstać i walczyć.

Tak właśnie zrobiłem. Delikatnie odsunąłem od siebie Hermionę, przetarłem oczy pod okularami i wstałem na chwiejne nogi. Próbowała mnie powstrzymać, ale nie dorównywała mi upartością.

– Już w porządku – zapewniłem ją. – Co ty tu właściwie robisz?

– Siedzieliśmy przy tobie na zmianę – wyjaśniła. – Ja, Ginny i Ron. Nie chcieliśmy, żebyś był sam, gdy się obudzisz.

– Dzięki.

Podała mi ubrania na zmianę i poczekała za parawanem. Przebierałem się długo, prawa ręka nadal rwała mnie niemiłosiernie i ledwo mogłem nią poruszać. Ból w brzuchu zginał mnie w pół, ale ignorowałem go z całych, a w głowie nadal mnie ćmiło. Ostatnie wydarzenia wracały do mnie fragmentami wspomnień, podsuwając nowe pytania.

– Co z Zakonem? – zapytałem, wychodząc do niej.

– Dumbledore opanował sytuację – odpowiedziała rzeczowo. – Pokonał śmierciożerców praktycznie w pojedynkę.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz