Rozdział 4

225 18 45
                                    

ROZDZIAŁ CZWARTY

TO BYŁ MÓJ PIERWSZY RAZ

 – Miałeś dość skomplikowany plan do zabijania – powiedział zaskoczony Grindelwald, gdy Harry zrobił przerwę w swojej opowieści.

– Miałem? – Harry zaśmiał się sucho, bez grama emocji w głosie. – Ja nie miałem żadnego planu, ja byłem tylko od realizacji. To James miał plan. No, przynajmniej na początku.

– Nie, nie – odparł starszy czarodziej. – Nie sądzę, by przypisywanie zasług Jamesowi było czymś oczywistym.

– Co masz na myśli?

– Jeszcze nic konkretnego, ale przyznam, że ciekawi mnie, jakim cudem mogliście z powodzeniem używać drugiej, niekompatybilnej różdżki, a, co więcej, zostać przy tym niewykrywalni. Bo nie wykryli was, racja?

Harry uśmiechnął się zagadkowo.

– Po zdobyciu różdżki przeszliśmy od razu do realizacji – powiedział. – Nie mieliśmy czasu na pierdoły, wracanie do domu czy czekanie. Musieliśmy działać natychmiast, bo w każdej chwili mogliśmy zostać zauważeni, a kolejna szansa mogła nam się trafić niewiadomo kiedy.

Dokumenty od Percy'ego były diablo precyzyjne. Walden Macnair prowadził jakieś ciemne interesy dla wyżej postawionych śmierciożerców, który nie chcieli wychodzić z cienia. Był pośrednikiem, płacił, zastraszał, odbierał czarnoksięskie artefakty, babrał się w syfie na ulicach Nocturnu i tam też go znaleźliśmy.

– Jak rzucę zaklęcie, ministerstwo się dowie – mruknąłem do Jamesa.

– Nie, bo nie rzucisz.

– Co masz na myśli?

– Ja je rzucę. Ty tylko wycelujesz. Wypowiem słowa twoimi ustami, gdy myślimy o tym samym mogę to zrobić. To wprowadzi chaos w twojej magii, ministerstwo będzie słyszeć, że biją dzwony, ale nie będą wiedzieć, w którym kościele, czaisz? Takie zagłuszenie magiczne.

– Jak nie zadziała to cię zabiję – mruknąłem. – Nie widzi mi się siedzenie w Azkabanie.

– Dumbledore jakoś by cię wyciągnął. Obrona własna i inne takie.

– Yhym...

Nie byłem tego taki pewny. Gdyby coś poszło nie tak, aurorzy by mnie zgarnęli i czy Wybraniec czy nie, sprawa sądowa byłaby jasna. Obecnie nawet aurorzy nie mieli pozwolenia na używanie nielegalnych zaklęć, nie mówiąc już o nastolatku, który nie ukończył jeszcze szkoły.

Do tego... Przecież ten plan był popieprzony! Nagle moje życie zmieniło się nie do poznania. Wczoraj siedziałem na Privet Drive i piłem herbatkę w ogródku, pieląc grządki, podlewając kwiatki i ścierając gołębie kupy z dachu samochodu wuja, a dzisiaj zasadzałem się na śmierciożercę, siedząc między śmietnikami na Nocturnie, przed jakimś podejrzanym sklepem, którego Macnair był stałym klientem i odwiedzał go w każdą środę o określonej porze.

Ta pora nadchodziła nieubłaganie.

– I co mam zrobić? Wyskoczyć na niego i „avada kedavra"?

– Nieee... To nie zadziała.

– Jak nie zadziała?

James wywrócił oczami jak Snape, który po raz setny wyjaśnia podstawy pierwszakowi. Problem w tym, że Snape nigdy nie powtórzył nic dwa razy, skończony gnojek.

– No nie uda ci się rzucić tego zaklęcia. To najpotężniejsza klątwa na świecie, zakazana i nielegalna, ale głównie po to, by nikt się jej nie uczył. Jest też najtrudniejsza. Zakładam, że na palcach dwóch dłoni można policzyć czarodziejów, którzy z powodzeniem mogą ją rzucać na zawołanie. Niewielu tak doskonale wypielęgnowało w sobie gniew i nienawiść, a ty zdecydowanie jesteś od tego daleko.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz