Rozdział 2

320 22 4
                                    

ROZDZIAŁ DRUGI

DZIEŃ, KIEDY SIĘ ZACZĘŁO.

Osadzeni nie mieli wiele do roboty, dlatego też, skoro świt, stary czarodziej zerwał się na równe nogi, ożywiony jak nigdy wcześniej w tych murach. Dopiero teraz docierało do niego, że nie jest tu sam i ta myśl sprawiała mu wręcz sadystyczną przyjemność.

Nogi same pokierowały go do celi chłopaka.

Młodzieniec siedział przy wąskim oknie w bezruchu jak marmurowa figura przedstawiająca człowieka, który marzy o rzeczach poza jego zasięgiem. Długie włosy spiął z tyłu głowy, pomijając jednak część, która opadała mu na szyję i ramiona. Odsłaniał w ten sposób twarz i uszy, a raczej jedno ucho, bo lewe miał ścięte jak od noża, a pod nim do samego ramienia ciągnęła się blizna czarnych pajęczyn. Widać też było wyraźnie sławną bliznę na czole, błyskawicę, którą Gellert wyobrażał sobie nieco inaczej.

Nie miał dostępu do informacji ze świata, wszystko, co wiedział o Harrym Potterze, pochodziło z plotek strażników. Był gryfonem, pierwsze lata w Hogwarcie obfitowały w przygody, a później, z tych strzępów informacji, jakie zasłyszał, postać Pottera zniknęła w zawierusze powrotu Lorda Voldemorta i nadchodzącej wojny. Wtedy nazywano go po prostu Wybrańcem, ale plotki straciły na intensywności.

– Dzień dobry – postanowił się odezwać. – Jak mija pierwszy dzień?

– Tak jak twoje ostatnie – zripostował szybko. – Możesz się oddalić? Aż cuchniesz śmiercią.

– Liczyłem, że porozmawiamy. Jak dwóch osadzonych w jednym...

Potter obrócił głowę i spojrzał mu prosto w oczy. Na Merlina, to spojrzenie naprawdę potrafiło zabić. Ostre jak brzytwa, przenikające do samej duszy i wydzierające tajemnice. Zło – to było jedyne słowo, jakim Gellert mógłby je określić.

– Mam ci umilić ostatnie dni?

– Jeśli byś mógł? – Wszedł do jego celi, choć czuł, że to zły pomysł. Chłopak mógł cenić sobie prywatność, swoją przestrzeń, ale Gellert nie miał czasu na podchody. Chłopak był potężny, słowa o ostatnich dniach to potwierdzały, bo skoro potrafił wyczuć, że stary czarodziej umiera, to potrafił też wyczuć jego ciekawość i to, że nie odpuści.

– A ty? – odpowiedział pytaniem. – Czytałem o tobie. Najpotężniejszy z najpotężniejszych. Nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane cię spotkać. Jak przegrałeś z dyrektorem?

Nareszcie!

Waluta.

– Możemy wymienić się opowieściami – zaproponował. – Opowiedz mi swoją historię, a ja opowiem ci moją.

– Obchodzi mnie tylko wasza walka. Jak cię pokonał?

– By to zrozumieć, trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników, Harry.

Zachciało mu się usiąść i w tym samym momencie tuż obok pojawił się taboret. Zbyt niski jak dla niego, niemal mógł stuknąć kolanami o brodę. Ale przynajmniej nie musiał stać.

– Pan pierwszy.

– O nie, nie! Ja jestem tu od dawna, ty jesteś nowy. Opowiadaj.

– Ile miał pan lat, gdy po raz pierwszy kogoś zabił?

Gellert zamyślił się na moment.

– To... byłem już po szkole, miałem może osiemnaście, dziewiętnaście lat.

– Ja na dzień przed moimi szesnastymi urodzinami – powiedział. – Spędzałem wakacje u wujostwa, byłem w czarnej dupie, bo nieco wcześniej z mojej winy zginął mój ojciec chrzestny, Syriusz Black.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz