Rozdział 10

156 13 8
                                    

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

WIEDZA, KTÓRA ZMIENIA

Noce w Hogwarcie są chłodne. Przez ściany przenika zimno, rośnie w nich i rozprzestrzenia się niczym choroba wyniszczająca ciepłe powietrze. Obrazy śpią, słychać najcichszy szmer i to jedyny czas, gdy w tych murach można poczuć się samotnym. Tylko tańczące odblaski ognia lamp przypominają, że toczy się tutaj życie.

Argus Filch, woźny Hogwartu, człowiek, którego raczej się unika, niż mu towarzyszy, kochał ten czas. Patrolował korytarze, można było się natknąć na niego niespodziewanie, w każdej części zamku, ale każde spotkanie uprzedzało zobaczenie samotnej, starszej chyba niż sam woźny, kotki. Później pojawiał się on, jakby w jakiś sposób potrafił patrzeć jej oczami i w ten sposób namierzał nieprzestrzegających zasad uczniów.

Dlatego też, gdy tylko zobaczyłem tę przeklętą kotkę, panią Noris, jak zwał ją Filch, chwyciłem Rona i Hermionę za ramiona, pociągnąłem w tył i gestem nakazałem milczenie.

Kotka poruszała się bezszelestnie. Kiedy wydawało się, że każdy nasz krok jest jak grzmot, ona z gracją przebiegała korytarze niewzruszona półmrokiem i ciszą.

– Ciekawe, czy poluje na szczury – odezwał się Ron po czasie wystarczającym, by zapomniał o nas sam Voldemort.

– Na piątym piętrze? – zapytała z powątpliwajaco Hermiona. – To raczej w lochach.

– Tam jest gniazdo węży. Koty boją się węży.

– Wątpię, czy ona się czegokolwiek boi – szepnąłem, nadal niepewny, czy możemy już wyjść z kryjówki. – Jestem pewny, że gdyby na drugim roku bazyliszek spojrzał na nią, a nie pojawił się w odbiciu, to on by umarł od jej wzroku.

– Przesadzacie...

Spojrzeliśmy na Hermionę jednocześnie, unosząc brwi i robiąc miny typu „jeśli jesteś taka pewna, to sama spróbuj". Hermiona poddała się z westchnięciem i jako pierwsza wróciła na korytarz.

Rozglądała się czujnie, a my siedzieliśmy w ukryciu póki nie dała nam znaku.

– Uff... – Ron aż się wzdrygnął. – Już się bałem, że zarobimy szlaban.

Nie skomentowaliśmy oczywistości, jaka wyszła z jego ust i wolnym, ostrożnym krokiem dotarliśmy w pobliże biblioteki. Tam weszliśmy do jednej z klas.

– No, to tutaj poczekamy.

– Dowiedz się, czego możesz – powiedział stanowczo Ron. – A później zawołaj nas, żebyśmy mogli pomóc ci skopać mu dupsko!

Pokiwałem głową, szczerze wątpiąc, że do czegoś takiego dojdzie, ale nie odzywałem się. Zostawiłem ich samych w klasie, zarzuciłem na głowę pelerynę niewidkę i już po chwili marszu zobaczyłem Malfoya.

Stał przed biblioteką jak gdyby nigdy nic, opierał się o ścianę i obracał w palcach galeona. Jego wzrok świdrował dziurę w drzwiach, a samą postawą zdradzał niecierpliwość i nerwy. Rozejrzałem się na wszystkie strony. Jeśli Draco Malfoy zastawił na mnie jakąś pułapkę ze swoimi kumplami, teraz by był odpowiedni moment, by mnie zaatakować.

Nikogo wokół nie było.

Podszedłem dość blisko i zrzuciłem pelerynę z głowy.

Malfoy aż podskoczył, złoto wypadło mu z palców i potoczyło się po podłodze. Blondyn wytrzeszczył oczy, dłoń miał w pobliżu kieszeni i oddychał ciężko, patrząc na mnie zszokowany.

– Reszka – powiedziałem, patrząc na monetę.

– Popieprzyło cię, Potter? – warknął. – Mogłem cię zabić.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz