Rozdział 9

175 11 12
                                    

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

SŁOWA NA PAPIERZE

Od kiedy w Hogwarcie zaczęły się lekcje obrony ze Snapem, który zadawał nam masę zadań, bitwy w Koloseum po których nikt przez cały dzień nie ustawał na nogach i pierwsze treningi Quidittcha, powiedzenie „siedzieć z głową w książce" stało się paskudną rutyną, do której zmuszała mnie Hermiona.

No... mnie i Rona.

Siedzieliśmy razem w bibliotece już któryś dzień z rzędu, zakuwaliśmy do pierwszych egzaminów, które według mnie nie miały żadnego priorytetu, ale Hermiona upierała się, że są ważne. Z łatwością przegadała mnie i Rona, po czym rozpoczął się nasz koszmar.

Rudzielec jęczał nad książką, skrobiąc piórem po kartce jak skazaniec piszący list pożegnalny dla rodziny. Okazało się, że rysował tam kółka i trójkąty, bo talentu plastycznego miał tyle co powściągliwości w pałaszowaniu obiadów.

Zerkałem na niego błagalnie, żeby odwalił jakieś głupstwo, które uwolni nas przynajmniej na pięć minut od tej udręki. W moich dłoniach książka od transmutacji stała się cegłą niemożliwą do rozbicia. Nie przeczytałbym jej nawet gdyby oferowano mi milion galeonów.

– Hermiono...

– Sza! – syknęła na mnie jak kocica i uciszyła. – Nie gadaj, tylko notuj, bo jutro McGonagall da ci popalić.

– Nie da – mruknął Ron, który teraz po prostu bazgrał, udając że pisze. Robił to tak skutecznie, że po dwóch dniach przekonał Hermionę, że to jego pismo i on potrafi się z tego rozczytać. – Jest jej ulubieńcem.

– Nie jestem – zaprzeczyłem stoicko. – Hermiona jest.

– Ja tym bardziej. Ostatnio dała mi „P" z uwagą, że na ocenę Wybitną muszę jeszcze popracować – żachnęła się, niemal zapowietrzyła, a pióro w jej dłoni zaczęło gwałtowniej poruszać się po pergaminie. – Wyobrażacie to sobie? Napisałam jej całe wypracowanie idealnie, walnęłam przeklęty esej na jedenaście stron, opisałam wszystko lepiej niż te bęcwały w ministerstwie, ale „muszę jeszcze popracować"! – Odepchnęła od siebie zapisaną kartkę i popatrzyła na nas. – Myślicie, że uważa mnie za głupią?

I oto było! Spojrzałem na Rona ze strachem, on spojrzał na mnie oczami wielkimi jak arbuzy, z całych sił staraliśmy się nie zerkać na nią. To było pytanie pułapka, wielkie, legendarne i znane każdemu facetowi niezależnie od wieku. Ziewnąłem przeciągle, kupując sobie najcenniejsze sekundy mojego życia, a Ron zaczął się przeciągać.

Wierciła go wzrokiem.

Hermiona była diablo inteligentna, chłonęła wiedzę jak gąbkę i przelewała na papier z taką łatwością, że nie dało się tego wyobrazić. Podziwiałem ją za to, ba, wręcz kochałem, bo zbyt często pomagała mi w wypracowaniach żebym nie mógł jej za to nie pokochać. Ale z drugiej strony gdzieś z tyłu miałem słowa Snape'a, który zawsze ją za to krytykował i Jamesa, który nazywał ją „inteligentną idiotką". Ja nie myślałem jak oni, dla mnie Hermiona była wzorem do naśladowania – niestety niedoścignionym.

– Taaaaa naaaaaukaaa jessst męcząca – wyzeiewał Ron na tyle głośno, że kręcąca się nieopodal bibliotekarka cisnęła w nas gromami z oczu. Ron złożył przepraszająco ręce jak do modlitwy, ale w ten sposób przypadkiem klasnął. – Przepraszam – pisnął cieniutko.

– No, to co mamy po transmutacji? – zapytałem, znajdując wyjście z pułapki. – Numerologię?

Hermiona westchnęła, wykładając na stół wielkie tomiszcze.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz