Rozdział 11

151 12 12
                                    

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

SPOTKANIA NA DZIEŃ PRZED...

Hogwart opuściłem wraz ze wschodem słońca, które nieśmiało wychylało zza gór. Drzewa walczyły ze sobą porywane wiatrem, strząsając z siebie pierwsze, żółtowrześniowe liście, a buszujące po nich ptaki ćwierkały tylko sobie znaną melodię. Sowy latały wokół wież, na niebie widać było sznur powozów spieszących z dostawami do Hogsmeade i zbierające się, czarne chmury.

Lada chwila miał lunąć srogi deszcz i cieszyłem się, że nikt nie wstał przede mną, zwłaszcza Ron czy Hermiona, którym nie miałem czasu wyjaśnić nic z mojego wczorajszego spotkania z Malfoy'em. Zmyli się do wieży po tym, jak napisałem im „wszystko okej" i poszli spać, bo mi się wtedy nie spieszyło.

– Jakim kłamstwem ich nakarmisz? – zapytał James, sunący obok mnie w powietrzu jak duch. – Raczej nie będziesz w stanie wiecznie ukrywać swojej nowej przyjaźni.

– Sojuszu – poprawiłem go.

– Tak, tak, nazywaj to jak chcesz, ale kto jak kto, oni od razu zauważą różnicę.

– Masz jakąś propozycję?

– Musisz się nauczyć kłamać, Harry – westchnął z politowaniem. – Nauczę cię tego! Ominiesz temat waszej biblioteczki i sojuszu mającego na celu uśmiercić masę osób, oraz utniesz wszystkie pozostałe pytania mówiąc im, że to była randka.

Prychnąłem pod nosem i pokręciłem głową. James miał zryte poczucie humoru.

– To nie przejdzie...

– No tak, Hermiona przecież już wie, kogo masz na oku. W takim razie musisz kłamać jak z nut. Sprzedaj im to, czego sami się już „domyślali".

– Że niby Malfoy wciąga mnie w jakiś plan? – zapytałem, zbiegając ścieżką na dół, ku Hogsmeade. Było jeszcze daleko, ale przyspieszyłem kroku w obawie przed deszczem. Minąłem jeden z licznych składzików, w których można było znaleźć różnorodne, niepotrzebne już nikomu rzeczy jak połamane miotły czekające na naprawę i przeszło mi przez myśl, że to jest śmietnik. Nikt do tego składzika nie zaglądał, był na widoku i, przede wszystkim, poza szkołą.

– No właśnie. Może i będą nieco czujniej obserwować wasze kroki, ale wiesz, jak to się mówi. Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Powinni zaakceptować ten argument, a ty będziesz miał wyjaśnienie, dlaczego teraz trzymasz z Malfoyem.

– Całkiem przebiegłe.

W końcu dotarliśmy do miasteczka. W powietrzu unosiła się lekka mgiełka, pachniało świeżym pieczywem i słodyczą, przez wakacje Hogsmeade zmieniło wystrój i było teraz bardziej kolorowo. Niewielki rynek mimo wczesnej pory zastawiony był straganami, przy których kręcili się czarodzieje. Pod „Trzema Miotłami" zauważyłem grupę siódmorocznych, którzy rozmawiali głośno na temat Kolosum – był to chyba najgorętszy temat plotek w całej szkole i poza nią, o którym nawet rozpisały się gazety, co doprowadziło do fali protestów zmartwionych rodziców i rychłego kontrataku ze strony ministerstwa zapewniającego ich, że uczniowie faktycznie walczą tam krwawo, ale bezpiecznie.

Jakby nie było większych problemów.

W obawie przed zbyt szybkim rozpoznaniem naciągnąłem na głowę kaptur i skierowałem się dalej. Skręciłem w boczną uliczkę, dotarłem do baru „Pod Świńskim Łbem" położonego niemal na krańcu miasteczka i wszedłem do środka.

Tutaj klimat był zupełnie inny, cięższy i duszny jak podziemia, w których brakuje świeżego powietrza. Pod sufitem powieszone były ozdoby, niewielkie gawędzące główki, ściany przykryte obrazami zacnych czarodziejów, każdy podpisany srebrnymi znakami, a czarny, niemal smolisty bar pokrywały blizny po nożach albo zaklęciach.

Harry Potter CZARNA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz