- Pozwolisz? - spytał wyciągając przedramię w moim kierunku.
- Umm... Jasne.
Oparłam dłoń na jego ręce.
Ruszył przed siebie, prowadząc nas wąską ścieżką, utworzoną z bardzo gęstego powietrza. Było ono przezroczyste, jednak z białą poświatą. Wokół nie rozrastała się żadna roślinność, co było raczej uzasadnione. Powietrze było natomiast świerze jak nigdzie. Rześkie, orzeźwiające. Nieopodal znajdowała się osada wielu budynków. Były one niezwykłe. Po prostu cudowne. Ulepione jakby z chmór, aż chciałoby się w nie rzucić.- Nie uda ci się. Wyglądają jak puch, jednak są twarde jak skała.
- No tak, przepraszam. Muszę kontrolować nawet to, o czym myślę - strzeliłam palcami przed swoją twarzą.
Idąc pośród puszystych budynków, wielu mieszkańców na widok Arcoliego - i chyba mnie - kłaniali się, pozdrawiali lub po prostu kiwali głowami z aprobatą. Będąc już w centrum miasta, mijaliśmy wiele straganów, głównie prowadzonych przez znachorów, wróżek i magów, iraz kowali - z różnymi narzędziami, bronią, podkowami. Wiele straganów oferowało jedzenie, jednak równie często można było znaleść magiczne przedmioty.
Po jakimś czasie wróciliśmy przed bramy pałacu. Arcoli wykonał ręką porywczy ruch. Nagle ogromne, dwuskrzydłowe wrota otworzyły się. Nie czułam wiatru, nawet najmniejszego powiewu.
Moim oczom ukazał siogromny zamek jakby ze szkła. Był po prostu przecudowny. Budowany w stylu gotyckim, ze strzelistymi wieżami, oknami zakończonymi łukiem ostrym.
- Przepiękny - wyszeptałam.
- Witam w mych skromnych progach - zasalutował.
Ja w odpowiedzi jedynie parsknęłam śmiechem.
Weszliśmy w głąb posiadłości. Prawie wszystko wyłożone było szkłem, bądź ceramiką. Całość sprawiała wrażenie jakby wyjętej z futurystycznej baśni.
Podziwiałam każdy zakątek pałacu, obracając się przy tym wokół własnej osi. Kilkukrotnie. W pewnym momencie wpadłam na Arcoliego. Uderzyłam czołem w jego ramię, a jego ręka wylądowała na mojej piersi. Albo czas nagle zwolnił, albo on trzymał łapy na moich cyckach niewiarygodnie długo.
Kiedy już odzyskał świadomość, szybko zerwał rękę i poczerwieniał jak burak.- P..p.. Przepraszam - wyjąkał.
- Okej, nic się nie stało. Tylko następnym razem ogarnij się w porę - zaśmiałam się.
- Następnym razem? Huh?
- Ej! Nie o to mi chodziło! Nie będzie następnego razu - oburzyłam się.
Szkoda - usłyszałam. Nie jestem pewna czy był to jego batdzo cichy pomruk, czy głos w mojej głowie. Ostatnio za dużo osób przy nim majstruje.
- Masz ochotę coś przekąsić?
Szybka zmiana tematu. Nieźle.
- Nie jestem jakoś szczególnie głodna, ale czemu nie.
- Chodź za mną.
Zaprowadził mnie do kuchni. Z lodówkopodobnego pojemnika wyjął jakąś różową papkę w kubkach.
- To jest całkiem dobre, spróbuj - powiedział podając mi jeden z nich, wraz z łyżeczką.
Wzięłam do ust jedną porcję, drugą a po chwili nje było już połowy.
- To jest pyszne!
Uśmiechnął się, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Miał bardzo piękny uśmiech.
- Czemu się śmiejesz? Co tam jest?
- To nasz przysmak. Sorbet z kocich mózgów.
- Co?! Matko! Blee!
- Już nie jest takie pyszne? - zaśmiał się- Żartowałem, tak na prawdę to sorbet z jagód mori.
- A myślałam, że jesteś miły - wystawiłam mu język.
- Przecież jestem!
- Taa, zdechłe koty to potwierdzą.
- Pff , i kto tu jest nie miły...
- Ty!
- Zdechłe koty już są milsze od ciebie.
- Nie mieszaj w to kotów!
- Sama zaczęłaś?
- Ja? To ty mi z kocimi mózgami wyjechałeś!
- Możecie zamknąć mordy?!
Oboje zwróciliśmy głowy w jego stronę.
- Ron, wracaj do siebie - polecił spokojnie Arcoli.
- Nie mogę! Wiesz jak tam pizga?! Opanuj emocje, bo przez ciebie mamy na dole tornado!
Spojrzał na mnie. Uważdnie mi się przyglądał.
- Znalazłeś fajną sukę.
- Że co proszę?! Jak mnie nazwałeś?!
Co ty sobie myślisz? Przychodzi i jak gdyby nigdy nic od suki mnie wyzywa! Żałosne.- Mała, opanuj emocje, bo ci jeszcze gacie pękną.
Nie mogłam się powstrzymać i uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Po chwili widoczny był na nim czerwony odcisk ręki.
- Osz ty, doigrałaś się!
Wziął zamach i rzucił we mnie kulą ognia, która niespodziewnie zgasła w połowie drogi.
- Co jest do cholery?! Arcoli, oddawaj tlen!
- Nie będziesz atakował mojego gościa! Ba, nie będziesz nikogo atakował! Tutaj ma być spokojnie. A ze swoimi chamskimi odzywkami wracaj do siebie.
Raz jeszcze spojrzał na mnie, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Przepraszam za niego. Czasem jest porywczy, ale dzisiaj wyjątkowo przesadził.
- Nic nie szkodzi. Dzięki, że mnie uratowałeś.
- Nie ma sprawy. Przyjemność po mojej stronie.
Spojrzał mi prosto w twarz. Chwilę się przyglądał.
- Co jest, mam coś na twarzy?
- Nie, na włosach.
- Gdzie?
Przybliżył się, wyciągnął przed siebie rękę, złapał kosmyk włosów, a zaraz po tym przejechał dłonią po policzku. Zbliżył się jeszcze bardziej. Zamknęłam oczy. Uniósł mój podbródek, po czym... Krzyknął.
- Udało się! Wiedziałem!
- Co? Ale..
- Popatrz tylko.
I zobaczyłam. Unosiłam się w powietrzu. Latałam. A z moich pleców wyrastały dwa ogromne, lodowe skrzydła.
~ Max przeprasza za zwłokę.

CZYTASZ
A.R.I.A
FantasyAria jest nową mieszkanką Elsword'u i okazuje się że panuje nad żywiołem lodu. Co się stanie jeśli dodamy jeszcze trzy różne żywioły oraz walkę pomiędzy dobrem a złem? No i jeszcze nie można zapomnieć o jaszczurko-nietoperzu Bahadzie. Co wyniknie...